Wielkotygodniowe rozważania
Na świecie istniał język zrozumiały dla wszystkich (...). Był to język zapału, język rzeczy, które wykonuje się z miłością i ochotą, nie tracąc nigdy z oczu celu, do którego się zmierza, i w który się mocno wierzy - Paulo Coelho
Poniosły mnie dzisiaj wspomnienia do odległych lat dzieciństwa.. Wielki Tydzień…
Głęboko przeżyty, mocno utrwalony w kodach pamięci, długo wyznaczał gamę nastrojów, rezonując z codziennymi zajęciami, dawał siłę, umacniał w słabości i krzepił nadzieją. Była w tym jakaś mistyka w ekstremach przeżyć od najgłębszego współczucia, miłości, dramaturgii własnej słabości czy wreszcie bezkresny entuzjazm wiodący do wyżyn boskich mocy.
Sacrum… Prawdziwe, nie udawane uczucie szczęścia, dotknięcie czegoś nadzwyczajnego, boskiego, niesionego zarazem na skrzydłach budzącej się wiosny. Ten cudny mariaż duchowych przeżyć i uroczych wiosennych powabów w tak przemyślanym tandemie musiał rezonować również z fizyczną stroną każdego z nas.
Co z tego jeszcze pozostało, co ewoluowało głębią doświadczeń a co budzi niepokój i głębszą refleksję?
Chłodny rozum szukał zawsze potwierdzenia faktów. Tomaszowe wątpliwości hamowały już z wiekiem bezkresny pęd do młodzieńczych fantazji. Z nieograniczonej przestrzeni miriadów wariantów wyborów trafiały te, którym rozum dawał błogosławieństwo a życiowe doświadczenie zgodę.
Ograniczył się nieco i zubożał świat Ducha, by dawać priorytety tym co liczą, ważą słowa, budują naukowe hipotezy. Szacunek dla ludzi wielkiej nauki, pracy Tytanów czy kreatorów nowych wartości, mód i wzorców życia zdawał się rosnąć w geometrycznym postępie digitalizacji wiedzy, informacji czy polityki. Wydawać się mogło, że mózg a zarazem umysł człowieka jest jedynym najważniejszym wyznacznikiem i celem w poszukiwaniu szczęścia, dobra czy sensu życia. Ogromna zgromadzona wiedza i natychmiastowy do niej dostęp w konfrontacji z własnymi przeżyciami nakazuje już powściągliwość, umiar a nawet małe opamiętanie.
Umysłem, nawet tym genialnym nie jesteśmy wstanie zrozumieć w pełni Rzeczywistości, najwyżej w przybliżeniu, w większym lub mniejszym stopniu ją opisać na miarę zdobytej wiedzy. Jak można naukowo wyjaśnić np. fenomen uczuć, myślenia czy w ogóle cel i sens życia?
Nauka jednak w swojej pokorze odwołuje się coraz częściej do sfery ducha, dając niejako priorytet sercu, a ściślej Miłości nad Umysłem. To serce wytwarza pole magnetyczne 5 tyś razy większe od mózgu. To serce ma większy wpływ nawet na zjawiska przyrody, stany świadomości a przede wszystkim na nasze szczęście lub jego brak. Czyżby miłość była ważniejsza od umysłu?
Coraz częściej, poprzez większą wiedzę, stajemy się coraz bardziej pokorni i bardziej zgodni z tym co głosił największy Nauczyciel – Jezus czy inni mędrcy duchowi. Nie znaczy to jednak, że człowiek ma zmniejszyć intensywność poznawania intelektualnego, przeciwnie powinien wciąż szukać nowych interpretacji tego świata w taki sposób, by wychodzić z dogmatycznego myślenia, poznawać swoją wielkość w nim a zarazem odpowiedzialność w złożonym świecie.
Wydaje mi się, że naukowy paradygmat prowadzi nas obecnie bardziej do duchowości niż różne systemy religijne, w których często bierze górę polityka i własne grupowe interesy. Duchowość to wielka odpowiedzialność za każde życie w najmniejszej nawet formie, wynikająca nie ze strachu przed karą boską lecz z bezinteresownej miłości Boga, miłości do własnej Osoby, do wszystkich ludzi oraz wszelkiego życia na Ziemi i we Wszechświecie.
Religia, z racji swojej misji musi rozwijać w człowieku duchowość, uczyć odpowiedzialności za swoje czyny, mocno akcentować współczucie dla wszystkich żywych istot, nie strasząc zagniewanym Bogiem, czy ewentualną karą po śmierci, lecz budzić ufność w Boskie Moce jakie możemy wyzwolić w sobie poprzez poznanie własnej natury w prcesie samopoznania i samodoskonalenia.
W sferze sacrum nie może być przyzwolenia na uprawianie polityki w tak agresywnym wydaniu, jątrzenia i wyraźnego nawoływania do nieposłuszeństwa czy postawy roszczeniowej, arogancji, zgorszenia i pychy co niestety coraz częściej daje się zauważyć.
Chciało by się jeszcze dodać za Wiwekanandą:
„Ofiary, modlitwy czy korne klękanie, nie stanowią jeszcze religii. Dobre są tylko wtedy, gdy stają się tylko bodźcem do czynów bohaterskich, do dzielności i szlachetnego postępowania, gdy wznoszą myśl ku doskonałości, ku Bogu.” „Niechby w każdym kraju pojawiło się paru ludzi o lwim sercu, ludzi nie dbających o władzę, sławę, dobrobyt, bogactwa, o duszy która zerwała własne pęta i poznała Nieskończone, i zjednoczyła się z Bogiem… a wstrząsnęłoby to całym światem.”
Józef Łącki