Bochenia
Bochenia » Świat od Wewnątrz » 2018 » Czerwiec » Dlaczego chorujemy?

Dlaczego chorujemy?

Dlaczego chorujemy? Czy to nie smutne, że większość ludzi musi zachorować, by zdać sobie sprawę z cudowności życia?- Jostein Gaarder

linia

Odwieczne pytanie gdzie szukać uzdrowienia swego ciała? ma jedną odpowiedź: w sobie samym. Dla wielu z nas taka odpowiedź wydaje się czystą abstrakcją.
Ci, którym udało się odkryć właśnie w sobie źródło nieustającego zdrowia i radości, wiedzą co znaczy delektować się każdą podarowaną im chwilą. Od tego momentu zrozumieli, że szczęście nie oznacza jedynie braku cierpienia.
Prawdziwe uczucie, że absolutnie wszystko, co dzieje się wokół nas i z nami jest właściwe, umożliwiające nasz rozwój, stanowi fundament niezbędny do tego by dostrzec niezwykłą wartość i celowość naszej podróży życia.

W głównej mierze od nas samych zależy, czy to życie będzie procesem starzenia się w cierpieniu, czy też dojrzewania poprzez ciągłe wzrastanie.
Jeśli wybierzemy te drugą możliwość, wtedy nasza dusza nie będzie potrzebowała chorób ciała do tego by przeżyć. Inne, ważniejsze i bardziej pociągające cele będą ją przyciągać. Ci którzy za język życia obrali cierpienie, potrzebują go do realizacji swego założenia. U tych ludzi podstawowymi narzędziami wykorzystywanymi w życiu będą: narzekanie i choroby.

Zgoda na samego siebie w takiej formie, jaka nam jest podarowana oraz uczucie prawdziwej wdzięczności za własną wyjątkowość i niepowtarzalność warunkują realizację siebie w poczuciu spełnienia i zdrowia. Nasze przyjście na świat jest związanie z misją, z której mamy się wywiązać. Jeśli więc istnieje przeznaczone nam zadanie, to automatycznie otrzymujemy nieodzowny do jego spełnienia talent. Nie ma ludzi, którzy przyszliby na ten świat przypadkowo, nawet jeśli niektórym tak się wydaje. Nic w przyrodzie nie dzieje się przez przypadek. Każdy element ożywiony, jak i nieożywiony został wykreowany w jakimś celu, do spełnienia ścisle określonej roli.

Ogromny potencjał istnieje w każdym człowieku, ale decyzja o jego wykorzystaniu zależy już tylko od niego, a nie od zbiegu okoliczności
Dla wielu ludzi możliwość dokonywania wyborów jest traktowana jak ciężar życia albo krzyż Pański. Ponoszenie odpowiedzialności za swoje decyzje budzi w wielu z nas lęk, ponieważ boimy się ciemności nieznanego. Podążanie dobrze znanymi, wyklepanymi przez pokolenia szlakami, wydaje się być bezpieczne i logiczne. Nie decydując się na realizację własnego życia, kroczymy na własne życzenie, ścieżkami innych ludzi, choć ci inni mają inne przeznaczenie. Nie mając własnego pomysłu na życie stajemy się jedynie częścią składową systemu, skonstruowanego przez innych, którzy mieli pomysł na swoje życie, a my jestesmy im potrzebni jedynie do jego realizacji. Mając do dyspozycji własny potencjał, nigdy z niego nie korzystamy, żyjąc w poczuciu dyskomfortu i lęku przed przyszłością, ponieważ pozwalamy by o naszym losie decydował ktoś inny. Nie odkrywając siebie, nie poznajemy prawdziwych celów, których realizacja pozwoliłaby na życie w harmonii i czerpania satysfakcji z każdej minuty naszej egzystencji. Jeśli nasza dusza nie spełnia się i nie doznaje
radości z życia, nasze ciało cierpi w dwójnasób.
Mimo,że nie ma naukowych dowodów na istnienie duszy to większość z nas zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że istota ludzka to coś znacznie więcej niż tylko fizycznie namacalne ciało. Nie możemy więc traktować chorób dotyczących naszego ciała jako coś pojawiającego się niezależnie od nas samych.

Medycyna akademicka oparta jest jedynie na szczegółowej znajomości budowy trupa. Martwe ciała geniusza i bandyty niczym się nie różnią. Wszystko wyglada tak samo, choć ich życia były nieporównywalne. Patrzenie jedynie na opakowanie w celu poznania zawartości jest absolutnym nieporozumieniem i właśnie dlatego medycyna nie zbliza się ani na krok ku poznaniu czym jest istota ludzka i jak jej można pomóc.
We współczesnym świecie choroby są przeważnie postrzegane jako niechciane zło, kara za grzechy, alergogenne oddziaływanie środowiska albo wynik niedoskonałości natury ludzkiej.
Tkwiąc w takich przekonaniach sami wchodzimy na ścieżkę prowadzącą nieuchronnie do chorób, które są wyrazem ignorowania nas przez siebie samych. Czymże innym jest działanie wbrew sobie? Jeśli na co dzień nie spełniamy własnych najbardziej egzystencjalnych pragnień, a pod pojęciem dogadzania sobie rozumiemy jedynie chwilowe doznania natury konsumpcyjnej (wchłanianie pokarmu, dóbr materialnych, kopulacja), jesteśmy jedynie zwierzętami, pozbawiając się człowieczeństwa. Nasze ciało nie może tego znosić zbyt długo. Początkowo zaczyna reagować w sposób subtelny, dając nam delikatne znaki, że nie czuje się dobrze. Odczuwamy bliżej nieokreślony dyskomfort, czujemy się niedobrze we własnym ciele, nie możemy sobie znaleźć miejsca, rodzi się frustracja. Nie wiemy co za diabeł się przyczepił. Sięgamy po wszelkiego rodzaju używki, zagłuszamy niezadowolenie nieustanną pracą, hałasem dobiegającym z radia i telewizji, przekonywujących nas o możliwości zdobycia eliksiru zdrowia w reklamowanych produktach. Wystarczy nabyć super okazję, a zdrowie i radość życia zapukają do waszych drzwi – tak właśnie brzmi świat iluzji, który wchłaniamy na co dzień wszystkimi możliwymi zmysłami.

Nasza podatność na sugestię, manipulacje wyszkolonych sprzedawców, zapewnia byt milionom ludzi, którzy dobrze wiedzą jak zarobić na ludzkiej głupocie. I choć wiemy doskonale, że wszystkie chwyty reklamowe są dalekie od prawdy, nadal dajemy sie zwieść obietnicom. Mówi się, że każdy uczy się na błędach. Owszem, to po części prawda, ale czy wieczne powtarzanie tych samych błędów stanowi o wyższości ludzi nad jednokomórkowcami? Pamiętajmy o tym, że sami jesteśmy w pełni odpowiedzialni za stan naszego zdrowia i nikt inny jak my sami, decydujemy o tym jak będzie wyglądać nasze życie. Dla naszego dobra porzućmy błędne przekonanie o tym, że leczeniem chorób zajmuje się lekarz, a my jedynie dajemy przyzwolenie. To z gruntu błędne podejście do roli osób związanych z medycyną; przyniosło i nadal przynosi niezmiernie niekorzystne żniwo, poniekąd satysfakcjonujące tych, którzy się nami zajmują.

Pamiętajmy, że lekarz czy jakikolwiek terapeuta jedynie chwilowo może przynieść ulgę osobie cierpiącej, ale nigdy (za wyjątkiem chirurgii naprawczej) nie spowoduje powrotu do zdrowia. Pod pojęciem zdrowia medycyna rozumie brak objawów choroby, ale tak spłycone do poziomu materii postrzeganie stanu naszego organizmu nie pozwala na dostrzeżenie wielowymiarowości odczuć ludzkich, które mogą być bardzo niekomfortowe, pomimo postawionej diagnozy braku symptomów choroby. Tak więc chroniczna frustracja nie znajduje miejsca w naukowej medycynie, choć jest pierwszoplanową przyczyną zachorowań, a także sprzyja różnego rodzaju wypadkom.
Siła życiowa człowieka niezadowolonego z życia wyczerpuje się błyskawicznie, dając w konsekwencji syndrom chronicznego zmęczenia. To już jest rozpoznanie medyczne, ale nadal nic z tego nie wynika, bowiem żadna terapia na świecie nie jest w stanie wyprowadzić pacjenta z tego stanu. Pomimo szeroko rozbudowanych i popularyzowanych metod i systemów uzdrawiania, ubranych w iluzoryczne obietnice powrotu do stanu zdrowia, cierpiący pozostaje nim nadal, a dzieje się tak dopóty, dopóki nie zrozumie, że przyczyna choroby tkwi tylko i wyłącznie w jego przekonaniach i postępowaniu w życiu.

Sami dobrze wiemy jak szybko tracimy siłę w trakcie pracy której nie lubimy albo jak męczymy się w towarzystwie ludzi, których nie tolerujemy. Pomimo, że wielokrotnie odczuwamy dyskomfort, większość z nas nie zada sobie trudu poczynienia jakiejkolwiek zmiany w aspekcie poprawy komfortu własnych odczuć poprzez decydowanie się na korzystne dla nas zmiany. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że nie żyjemy życiem chwili obecnej, nie traktujemy najbardziej klarownych informacji, płynących z naszego ciała, które mówią nam co trzeba już zmienić, by nie sprowokować dalszych konsekwencji życia w totalnej niezgodzie ze soba. Ale taka jest smutna prawda, że szybciej posłuchamy porad szefa, nauczyciela czy sąsiada, niż samych siebie. Swoją postawą wykazujemy zdecydowanie większy szacunek do innych ludzi. Siebie nie traktujemy na tyle poważnie, by respektować własne, nie zapożyczone z zewnątrz przesłania. A to właśnie nasze ciało, nasz najbardziej oddany doradca i sługa, który zna nas najlepiej, życzy nam najlepiej, pragnie poprowadzić nas najlepszą drogą. Jeśli ten doradca mówi nam poprzez uczucie zmęczenia: zatrzymaj się, potrzebujesz snu dobrze jest go posłuchać i poddać się jego wymaganiom, a nie zagłuszać się kolejna kawą, czy napojem energetyzującym. Jeśli powie nam to samo pracodawca, wtedy z pewnością większość z nas podda się jego propozycji, upatrując w tym jego dobroduszną wielkość.

A jakie są nasze odczucia co do wielkości własnego doradcy, jakim jest nasze ciało?
Regularnie je ignorujemy, denerwuje nas jego opieszałość, niedoskonałość, słabość, objawy starzenia… Nawet nie przyjdzie nam do głowy, by w chwilach gorszego samopoczucia zadać sobie pytanie, gdzie jest źródło takiego stanu i co należy poczynić, by sobie pomóc. Większość z nas nie zadaje sobie takich pytań, uznając to za stratę czasu, zawracanie głowy i biegnie w wyścigu szczurów pomimo wszystko. Inni z kolei ugruntowując się w przekonaniu, że życie jest pełne cierpienia, a baranki boże muszą kroczyć za pasterzem podejmując decyzję o niepodejmowaniu decyzji zmian, będąc w pełni odpowiedzialnymi za konsekwencje swej postawy, pod postacią niekończącej się choroby i cierpienia. Mówi się, że cierpienie uszlachetnia, ale jeśli żyjemy w nieustającym cierpieniu, a wręcz nie znamy innego stanu egzystencji, to czy rzeczywiście prowadzi to do szlachetności? Jeśli podejmujemy świadomą decyzję podjęcia pewnego wysiłku związanego z własnym rozwojem, zapoznaniem się ze sobą, to nie będzie trzeba długo czekać na korzysci zdrowotne z tego wynikające.

Klucz do uzdrowienia jest głęboko w nas i trzeba o tym zawsze pamiętać. Nic w przyrodzie nie dzieje się przez przypadek, ani my nie chorujemy tak sobie. Musimy tylko pozbyć się przekonania, ze jedynie to, co pochodzi z zewnątrz jest źródłem chorób. Przestańmy wreszcie obwiniać inne istoty żyjące (wirusy, bakterie, pasożyty,roztocza), czy składowe roślin (pyłki) i zwierząt (sierść) za nasze niedomagania. Zastanówmy się raczej, dlaczego reagujemy na otaczający nas świat w taki właśnie sposób. Zamiast zabijania niewinnych żyjątek, blokowania objawów alergicznych, walki ze świądem i bólem zastanówmy się dlaczego to właśnie my tak reagujemy. Dlaczego nasz układ immunologiczny szwankuje? Co takiego robimy, że nie jesteśmy zdolni obronić się przed znacznie mniejszymi od nas istotami?
Niestety uważność i dbałość nie koncentruje się u większości ludzi na najistotniejszym centrum dowodzenia, na własnej twierdzy istnienia. Potrafimy wsłuchać się, analizować, wyciągać wnioski na podstawie najdrobniejszych i trudno dostępnych sygnałów ze świata zewnętrznego.

Obserwacje UFO, pojawiajacego się od czasu do czasu wśród nas, pozwalają ludziom wyciągać daleko idące wnioski. Drobiazgowo obserwujemy zachowania i komentujemy decyzje życiowe innych, wytykamy im wszelakie błędy, na okrągło krytykujemy, słuchamy też porad płynących z ust innych ludzi, uważamy je za prawdy obiektywne. To wszystko potrafimy robić i uważamy to za normalny przejaw ludzkości. A co możemy powiedzieć na podstawie wsłuchiwania się i wczuwania w głos własnego ciała? Ktoś by zapewne spytał:a o co właściwie chodzi? W co mam się niby wczuwać?
To wynik naszej tak szeroko zakrojonej ignorancji przejawianej w stosunku do samych siebie. Okazuje się, że większość ludzi po prostu nie ma pojęcia, co znaczy żyć w harmonii ze sobą, korzystać z całego możliwego potencjału, którym zostaliśmy obdarowani, cieszyć się własną indywidualną kreacją zdrowego życia, tylko i wyłącznie dzięki naszemu wiernemu doradcy, którym jest nasze ciało. Tak często bywa z bezcennymi podarunkami. Po prostu nie widzimy ich, nie potrafimy docenić czegoś na co nie zapracowaliśmy ciężka pracą.
Pod latarnią jest jak zwykle najciemniej.

Większość ludzi pozostaje w stałym konflikcie ze sobą, co powoduje że nigdy nie uzyskują stanu harmonii. Jeśli energia naszego ciała nie płynie w sposób naturalnie zrównoważony, bez zahamowań, wchodzimy w stan przypominający napięcie przed burzą. W chwilach maksymalnego naładowania dochodzi do eksplozji skumulowanych wirów energii. Wybuchy złości, płaczu, impulsywnych reakcji są tego wyrazem. Nie wytwarzają one stanu harmonii jak burza w przyrodzie, a jedynie chronią nas przed nagłą śmiercią. Nie da się tłumić frustracji czy gniewu bez końca. Gdzieś muszą się one wyładować. Dlatego tyle przemocy na tej ziemi, aktów agresji, gwałtów…
Widząc ludzi promieniejących szczęściem, idących niezachwianie własną ścieżką rozwoju poprzez realizację misji swego życia, patrzymy na nich z zazdrością, nadal nie zadając sobie fundamentalnych pytań odnoszących się do nas samych.

dr Nelly Radwanowska-Amejgag



Komentarze (0)

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY