Bochenia
Bochenia » Partnerstwo dla przyjaźni » 2009 » Kwiecień » Nasi z Górnego

Nasi z Górnego

Amputowane nazwisko

Aby zdobyć wiadomości o polskiej przeszłości Ałtaju, zaglądam do gornoałtajskiego archiwum. Mieści się ono przy ulicy Kirowa – w tym samym budynku ma swoje siedziby większość ministerstw Republiki Ałtaj.
Archiwariusz to istne uosobienie swojej profesji, wysoki, chudy staruszek o trójkątnej twarzy zdominowanej przez łysinę, wielkie rogowe okulary i proporcjonalne do nich odstające uszy.
- Pan z Polski? – pyta. – Nie byłem, nie znam, ale rodzina... Podobno kiedyś nazywaliśmy się Moraczewscy, odcięli nam w urzędowym zapisie końcówkę, no i odtąd mamy na nazwisko Moraczew.
Rosjanie wymawiają to „Maraczjow”.

    Czekam na zamówione dokumenty, a archiwariusz rozmawia w tym czasie przez telefon, zdaję się, że z księgowością. Słuchawka i aparat są z czarnego ebonitu, łączy je sznur, prosty jak drut, obciągnięty zieloną tkaniną; wspominam takie modele z sentymentem, bo przewód się nigdy nie skręcał, w odróżnieniu od tych dzisiejszych, spiralnych. Staruszek tłumaczy cierpliwie, że według tabeli powinien zarabiać miesięcznie 1800 rubli, a dostaje tylko 1400. To znaczy niecałe 200 złotych, a ceny w Gornoałtajsku są jak na Rosję wysokie, bo nie dociera tu transport kolejowy, towary trzeba wozić samochodami, benzyna zaś systematycznie drożeje. Apartament „lux” kosztuje w  gornoałtajskim hotelu 1900 rubli za dobę.

    Na biurku przede mną pracownica archiwum kładzie dwie żałośnie cienkie teczki z dokumentami. Spoglądam na nie podłamany. W telewizorze ustawionym na szafie z aktami leci kolejny odcinek powtórki „Miasteczka Twin Peaks”. Mam wrażenie, że łatwiej będzie wskazać zabójcę Laury Palmer, niż odtworzyć losy Polaków w Górnym Ałtaju.

Impreza u Siergieja

    Siergiej Kynyjew jest Ałtajczykiem, ale jak większość jego rodaków nosi rosyjskie także imię. Prawdziwe imiona tubylcy skrywają – dzieciom  nadają takie, które odwraca od nich zainteresowanie ze strony kyrmysów, złych demonów. W okresach sowieckiego terroru, z podobnych powodów, Ałtajczycy rejestrowali swoje progenitury pod nazwami Komunizm lub Rewolucja. Często imię właściwe przypomina to, które nosi się „na co dzień” – Oksana jest w rzeczywistości Ak-saną, to znaczy „Białą świadomością”.

    Siergiej pełni funkcję przewodniczącego konfesji Ak-Tian, Białej Wiary, czyli odrodzonej religii ałtajskiej, opartej na zreformowanym szamaniźmie. Po jednym ze spotkań jej wyznawców zbieramy się  w mieszkaniu lidera.

    Siedzi nas za stołem dwudziestu mężczyzn (kobiety zebrały się w kuchni i tylko donoszą posiłki). Większość to Ałtajczycy, jest też Teleuta (część uczonych zaliczyłaby go do  Ałtajczyków, on sam jednak by się w takim wypadku obraził), Tatar i dwóch Chakasów. Wokół stołu krąży czarka ze słabym samogonem przypominającym sake. To ałtajska wódka araczka.

    Biesiadnicy wznoszą toasty (niektóre z nich są dość nużące) i upijają dwa małe łyki, a potem oddają naczynie gospodarzowi. Ten uzupełnia zawartość równie mikroskopijną dozą i przekazuje czarkę w ręce następnego gościa. Ceremoniał trwa.         
- Co, znudziło się patrzeć, jak aborygeni piją? – pyta mnie pan domu. W Rosji pojęcie „aborygen” dotyczy każdego tubylca.
- Nie... – odpowiadam bez przekonania. I dodaję: - U nas idzie to szybciej.
- O, bracie! Jakbyśmy zwiększyli tempo, to nie miałbyś z kim gadać. Nasi przodkowie,  bardzo uważali, aby nie przebrać miary. Kolejkę  wychylali z zagłębienia na dłoni powyżej kciuka, jakąś ćwiartkę naparstka. I wystarczało.

    O tym, że alkohol źle usposabia Ałtajczyków, powszechnie wiadomo. Oczywiście w większych dawkach,  ale dla tubylców oznacza to sto gramów wódki. Podobno przyczyną jest brak jakichś enzymów. Podpici Ałtajczycy bywają się agresywni.
Kiedy rozmowa schodzi na moje pochodzenie okazuje się, że czwórka moich współbiesiadników miała jakichś polskich przodków.

    - Babka mojej matki była Polką. Mówili o niej „hrabina” – dorzuca żona gospodarza, która właśnie wbiegła do pokoju z wielkim półmiskiem dymiącej kaazy, faszerowanej końskiej kiszki. Zapijamy ją herbatą z tałkanem, specjalnie spreparowaną krupą jęczmienną. Ten napitek orzeźwia lepiej niż mocna kawa.  

    Próba nie jest naturalnie reprezentatywna, ale wychodzi, że co piąty Ałtajczyk ma polskich antenatów. Co prawda trudno to poznać po przyjętym wśród kulturalnych tubylców stylu picia napojów wyskokowych...  

Miała Polska Koguta?


Ustalenie liczby Polaków na Ałtaju nie jest łatwe, podobny kłopot dotyczy zresztą całej Rosji. Zasadniczy problem to kryterium polskości. Praktycznie przez cały okres istnienia Związku Sowieckiego polskość nie była dobrą wizytówką. Niektórzy z obawy o los własny lub swoich rodzin deklarowali „lepszą” narodowość. Dopiero w ostatnich latach niektórzy z ich potomków zaczęli szukać swoich korzeni. 

    Borowiński, Burak, Duda, Górski, Grudnicka, Jabłoński, Jagiełło, Janicki, Kaptur, Karpiński, Kozłowski, Kończycki, Kościuszko, Krawiec, Lach, Leszczyński, Piontkowski, Polański, Siwiec, Szewc, Szewczuk, Wieliczko  - takie nazwiska można znaleźć w książce telefonicznej dowolnej polskiej miejscowości. Tymczasem to tylko wybrani gornoałtajczycy posiadający swojskie dla nas nazwiska.

    Dzwonię na chybił-trafił do Aleksandra Koguta. Zaprasza mnie do siebie. Mieszka w chacie nad rzeką Ułałuszką. Dzielnice zabudowane drewnianymi chałupami w Rosji nazywane są „prywatnym sektorem”.

    Kogut jest metysem, jak tu nazywają mieszańców rasy białej i żółtej. Pracuje w gornoałtajskim nadleśnictwie, stanowisko zajmuje raczej podrzędne. Wcześniej mieszkał z rodziną w Koszagaczu,  niedaleko granicy mongolskiej. Wnętrze jego domu urządzone jest skromnie, ale schludnie. W ogóle mieszkania i obejścia Ałtajczyków utrzymywane są w większym porządku niż u ich rosyjskich sąsiadów. 
Ściany zdobią syrmaki, ałtajskie dywany z wojłoku. Kogut jest zaskoczony, gdy wyjaśniam mu, że nosi polskie nazwisko.
- A wie pan, co ono znaczy?
- Pojęcia nie mam – wzrusza ramionami.
- Kogut to piutiuk – wyjaśniam. Ten ałtajski termin pochodzi naturalnie od rosyjskiego słowa pietuch, jak zresztą sporo wyrażeń we współczesnym języku Ałtajczyków.
- Bez żartów! – nastrasza się. Żona i dwie dorosłe córki Koguta zaczynają chichotać zasłaniając usta kułakami.
On sam jest święcie przekonany, że z niego kpię.



Komentarze (1)

Nasi z Górnego - Jakubowscy

Napisane przez Jan Jakubowski, 2 November 2009
Szanowni Państwo. Pochodzę z rodu Jakubowskich, którzy zamieszkiwali w okresie powstania styczniowego oklice Mławy. wiem że bracia mojego pra pradziadka brali udział w Powstaniu Styczniowym i najprawdopodniej jeden zginął a drugi został zesłany. Z poważaniem Jan Jakubowski
 

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY