Bochenia
Bochenia » Z pomocą innym » 2010 » Wrzesień » Dajcie dzieciom Ojczyznę!

Dajcie dzieciom Ojczyznę!

Dajcie dzieciom Ojczyznę! Autor: Artur Jan Milicki - wolnomyśliciel, ekolog, społecznik, naturopata, weganin

linia

ukrainaW Charkowie na Ukrainie jest dom dziecka. Dobry dom dziecka: przytulne pokoje, akwarium, basen. Postarały się miejscowe władze i biznesmeni pomogli. Kierownik miejscowego urzędu edukacji pokazywał nam sale i opowiadał, że dzieci z tego domu dziecka chodzą do zwykłej szkoły. Popatrzyłem przez okno: dzieci grupkami wracały ze szkoły i tylko jedna dziewczynka szła oddalona od wszystkich.
– To Sonia. Chodzi do pierwszej klasy – opowiadał dyrektor. – Ona zawsze chodzi sama. Uważa, że już niedługo zaadoptuje ja żydowska rodzina.
– Dlaczego żydowska? Ona nie jest podobna do żydowskiego dziecka. Włosy ma jasne, przypuszczam, że jest Ukrainką.
– Ktoś jej w szkole powiedział, że Sonia to żydowskie imię, więc ona jest żydówką, a trzyma się z dala od wszystkich, bo uważa, że jeśli będzie chodzić w grupie, to przyszli rodzice mogą jej nie zauważyć.(…)

Tak zaczyna się jedno z najpiękniejszych opowiadań jakie ostatnio czytałem… a może nawet najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek czytałem… Głęboko się wzruszyłem i uroniłem kilka łez. Czytałem, myślałem, odczuwałem, i chyba udało mi się poruszyć i wydobyć na wierzch moją najgłębszą życiową – duchową i materialną za razem – tęsknotę… Autorem opowiadania jest Władaimir Megre – autor książek z serii “Anastazja – Dzwoniące Cedry Rosji”… Wkleiłem tu cały rozdział z 7 tomu niewiele zmieniając w oryginalnym tekście… Ciekaw jestem czy z Twoich oczu również popłynie łezka.


(…) Wspaniały ten dom dziecka w Charkowie. W innym miastach Ukrainy, Białorusi i Rosji dużo jest domów dziecka. Żyją tam dzieci. Lecz chociaż te sierocińce maja przytulne pomieszczenia, dzieci marzą o rodzicach i rodzinie. Szła Sonia poważnym krokiem przez podwórze, miała na nóżkach szare buciki. Szła szczuplutka pierwszoklasistka Sonia, i marzyła…
Mijały dni, miesiące. Sonia jeszcze nie wiedziała, że domy dziecka istnieją od dawna w różnych krajach, lecz nie wszystkie dzieci zostają adoptowane, że większość z nich skazana jest na życie bez rodziców. Nie wzięli i Soni. Jej życie potoczyło się jednak niestandardowo. W tym czasie grupa ludzi, mieszkańców Charkowa, zdecydowała się wybudować niedaleko miasta osiedle. Udało im się zdobyć sto pięćdziesiąt hektarów ziemi i sto dwadzieścia rodzin zaczęło budować swoje rodowe dwory.

Jedna działka na skraju pozostała niezagospodarowana. Podjęli więc decyzję, by oddać ją jakiemuś dziecku z sierocińca. Tak się stało, że wybór padł na Sonię. Dziewczynkę przywieźli na jej działkę samochodem razem z wychowawczynią.
– Widzisz, Soniu, tu zostały wbite kijki i naciągnięty między nimi sznurek. Za tym sznurkiem leży twoja ziemia, cały hektar. Sprezentowali ja tobie ludzie, którzy obok też wzięli po hektarze i będą tam zakładać ogrody i budować domy. Ty też, kiedy dorośniesz, możesz wybudować sobie dom, zasiać ogród, posadzić drzewa. Twoja ziemia będzie na ciebie czekać.
Dziewczynka podeszła do sznurka, dotknęła go i zapytała wychowawczynię:
– Czy to znaczy, że za tym sznurkiem moja ziemia? A ja za sznurkiem mogę robić, co tylko zechcę?
– Tak, Sonieczko, ta ziemia jest twoja. I tylko ty sama możesz decydować o wszystkim, co tu wyrośnie.
– A co na niej wyrośnie?
– No, na razie, jak widzisz, różne ziółka i trawka, a na sąsiednich działkach widać już posadzone jabłonie, grusze i inne owocowe drzewka. Niedługo tam zakwitną ogrody. Ty też, kiedy dorośniesz, sama zdecydujesz, co i gdzie posadzisz na swojej ziemi, żeby też było uroczo jak u sąsiadów.
Sonia schyliła się, przeszła pod sznurkiem na swoja ziemię, zrobiła kilka kroków wzdłuż sznurka, wnikliwie wpatrując się w trawę, we wszystko, co się w niej snuło i dźwięczało. Doszła do rosnącej małej brzózki, dotknęła jeszcze cieniutkiego jej pnia, odwróciła się do wychowawczyni i lekko wzruszonym głosem zapytała:
– A drzewko? Brzózka? Też tylko moja?
– Pewnie, że tak, Sonieczko, i brzózka teraz tylko twoja, gdy na twojej ziemi rośnie. Kiedy trochę podrośniesz, będziesz mogła i inne drzewa posadzić. A na razie pora na nas, niedługo obiad, muszę być z dziećmi.

Dziewczynka odwróciła się do swojej działki i w milczeniu się w nią wpatrywała… Kto ma dzieci, ten wie, że bawiąc się, często odgradzają z różnych rzeczy improwizowane pokoje, a na wioskach budują szałasy. Nie wiadomo, dlaczego każde dziecko ma potrzebę odgradzania od wielkiego świata swojego małego, tworząc własna przestrzeń? Dzieci z domu dziecka maja wspólna przestrzeń. Ta wspólna przestrzeń, nawet jeśli jest fantastycznie urządzona, działa na nie przygnębiająco.
Sonia, tak jak inne dzieci z sierocińca, nigdy nie miała własnego kącika, nawet odrobiny. A teraz stoi za sznurkiem, gdzie wszystko należy tylko do niej… I trawka, i żywe owady w tej trawie, i brzózka…
Drobniutka dziewuszka odwróciła się ku wychowawczyni. I zaczęła mówić… W jej głosie łączyły się nuty błagania i zdecydowania.
– Proszę, bardzo, bardzo proszę, pozwólcie mi tu zostać. Jedzcie beze mnie, sama przyjdę.
– Jakże ty przyjdziesz – to trzydzieści kilometrów?!
– Przyjdę – twardo odparła Sonia. – Będę szła i dojdę, może autobus mnie zabierze. Błagam, pozwólcie mi pobyć samej na mojej ziemi.

Kierowca samochodu i jednocześnie właściciel sąsiedniej działki, usłyszawszy tę rozmowę, zaproponował:
– Niech dziewczynka tu zostanie do wieczora. Teraz was odwiozę, a ją na wieczór.
Po zastanowieniu się wychowawczyni wyraziła zgodę. Ona nie mogła się nie zgodzić, spojrzawszy na twarz dziewczynki stojącej za sznurkiem i czekającej na jej decyzję.
– Dobrze, Soniu, zostań tu do wieczora, a obiad przyślę ci z kierowcą.
– Ależ po co przesyłać?! My się podzielimy obiadem z sąsiadką – powiedział kierowca łady, z szacunkiem wypowiadając słowo „sąsiadka”.
– Klaudio, słyszysz? – krzyknął do żony, krzątającej się przy przygotowywaniu obiadu na werandzie budującego się domu.
– Dzisiaj dla czterech gotuj obiad, sąsiadka dzisiaj z nami zje obiad!
– Dobrze – odpowiedziała kobieta – starczy dla wszystkich – i zwracając się do Soni, dodała:
– Mów, kiedy będziesz czegoś potrzebować.
– Dziękuję – powiedziała absolutnie szczęśliwa Sonia.

Kiedy wychowawczyni pojechała, Sonia poszła wzdłuż naciągniętego między kijkami sznurka. Szła powoli, czasami przystając, kucała w trawie, dotykała w niej czegoś rączkami i znowu szła, aż całą działkę obeszła wzdłuż miedzy. Potem stanęła na środku hektara i obejrzała wszystkie strony granicy, i nagle, rozłożywszy raczki, pobiegła, tańcząc i podskakując.
Po obiedzie Klaudia, widząc zmęczoną wrażeniami dziewczynkę, zaproponowała jej położenie się na łóżku turystycznym. Sonia jednak odpowiedziała:
– Jeśli można, dajcie mi coś ze starego ubrania, żebym mogła pościelić. Pośpię na swojej ziemi, przy brzózce.
Nikołaj (tak miał na imię sąsiad) postawił turystyczne łóżko z materacem i kołdrą przy brzózce na działce Soni.

Dziewczynka położyła się i natychmiast mocno zasnęła. To był jej pierwszy sen na rodowej ziemi. W domu dziecka powstał nierozwiązywalny, jak się na początku wydawało, problem. Codziennie Sonia prosiła wychowawczynię o pozwolenie na wyjazd na swój hektar ziemi. Żadne tłumaczenia, że ona jest za mała na samotna jazdę autobusem, a wychowawcy też nie mogą jechać, bo muszą być z dziećmi, nie pomagały.
Sonia zaczęła często odwiedzać dyrektora domu dziecka. Tłumaczyła mu, że powinna obowiązkowo jeździć na swoja działkę. Obowiązkowo dlatego, że na sąsiednich już drzewa sadzą i niedługo zakwitną ogrody, a jej ziemia wygląda na porzuconą i nic tam nie zakwitnie! W końcu dyrektor znalazł rozwiązanie odpowiednie dla Soni.
– Teraz, Soniu, nie ma możliwości wożenia ciebie na działkę, bo poza wszystkim zostało jeszcze pół miesiąca nauki. Za dwa tygodnie rozpoczynają się wakacje, porozmawiam z twoimi sąsiadami i jeśli zgodzą się tobą zaopiekować, to w czasie wakacji odwiozę cię na parę dni, na tydzień, a może i dłużej.
A teraz te pół miesiąca mogłabyś spędzić z pożytkiem dla twojej działki. Oto dwie broszurki: weź je i poczytaj. W jednej jest mowa o tym, jak robić grządki, a w drugiej, jakie są lecznicze zioła. Jeśli będziesz się dobrze zachowywać, to ja dla ciebie przygotuję do wakacji różne nasiona.
Sonia zachowywała się dobrze. Starannie rozwiązywała zadania domowe, a cały, absolutnie cały wolny czas spędzała na czytaniu sprezentowanych przez dyrektora broszurek. Kładąc się spać, marzyła, wyobrażając sobie piękne rośliny, które wyrosną na jej ziemi. Pewnej nocy wychowawczyni zauważyła, że Sonia maluje przy wlewajacym się przez okno świetle księżyca. Jak natchniona malowała kwiaty i drzewa.

Sąsiedzi zgodzili się zaopiekować Sonią, i kiedy rozpoczęły się letnie wakacje (na Ukrainie zaczynają się one 25 maja), dyrektor osobiście pomagał ładować do samochodu suchy prowiant na dwa tygodnie, łopatkę, grabki i opakowanie z nasionami.

Nikołaj nie chciał brać jedzenia z domu dziecka, ale dyrektor mu wytłumaczył, że Sonia jest dziewczynką niezależną, nigdy nie chce być dla nikogo ciężarem i lepiej, żeby wiedziała, że ma własne produkty. I oprócz tego swój śpiwór, chociaż rodzina Nikołaja przygotowała już dla niej mały pokój na parterze i pościel.
Odprowadzić Sonię wyszli nie tylko wszyscy pracujący tego dnia w domu dziecka, ale także wielu innych, którzy przyszli do pracy specjalnie po to, by popatrzeć na promieniująca szczęściem twarz dziewczynki. Pierwsze trzy noce Sonia spała w przeznaczonym dla niej pokoju, a całe dni spędzała na ukochanym hektarze. Na trzeci dzień Nikołaj miał urodziny i przybyło dużo gości. Jedna młoda para przyjechała z własnym namiotem. Następnego dnia goście odjechali, a namiot zostawili.
- To prezent dla ciebie – powiedzieli do Nikołaja.
Sonia wtedy poprosiła go o zgodę na nocowanie w namiocie i on pozwolił.
– Pewnie, śpij, jeśli chcesz. Duszno ci w pokoju?
– W pokoju jest wspaniale – odparła dziewczynka – tylko wszyscy ludzie śpią na swojej ziemi, a moja pozostaje na noc samotna. Na wielu działkach płoną ognie, a na mojej ciemno.
– A może byś chciała, żebym postawił namiot na twojej działce?
– Bardzo chcę, wujku Kola! I żeby obok brzózki… Jeśli będziecie mieli czas i jeśli to wam nie sprawi kłopotu…

Wszystkie pozostałe noce Sonia spała w namiocie postawionym obok brzózki na jej hektarze. Rano, natychmiast po obudzeniu się szła do stojącego przy wejściu wiadra, nabierała z niego czerpakiem wodę i wziąwszy ja do buzi, pryskała cienkim strumykiem w dłonie i tak się myła. Następnie brała album, na którego kartkach były już rysunki planu hektara, zrobione własnoręcznie. Patrzyła na nie, a potem szła robić klomby i grządki zgodnie z tymi rysunkami. Sprezentowanej przez dyrektora małej saperskiej łopatki, chociaż była naostrzona, nie udawało się Soni wbić w ziemię do końca – sił jej starczało tylko na wbicie do połowy, ale grządki i tak powstawały.

< Wstecz123Dalej >


Komentarze (0)

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY