Bochenia
Bochenia » W kierunku mądrości » 2009 » Kwiecień » Puściłem się i co?

Puściłem się i co?

Nie znaczy to, że powinno się pogardzać starą zabawką. Ona tylko przestała w tym wieku służyć, tak jak robiła to kiedyś. Starsze dziecko wybiera inne zabawki, odpowiednie do wieku. Te zużyte, przestarzałe odkłada gdzieś na szafę, albo do swojego składziku, aby od czasu do czasu na nie popatrzeć i wspomnieć, jaki kiedyś byłem. W nich jest zawarta pamięć przeszłości, tam też znajdziemy emocje, które kształtowały naszą postawę.
Wspaniałym nauczycielem duchowym jest Colin Sisson mieszkający w Nowej Zelandii, który bywa w Polsce, ostatnio nawet regularnie. Sisson wyodrębnia w swoich naukach dwa światy. Pierwszy z nich to Świat Walki o Przetrwanie a drugi to Świat Harmonii i Spokoju. Każdy z tych światów to jak gdyby odrębna rzeczywistość stworzona przez człowieka. Z zasady jesteśmy przyporządkowani do tego pierwszego ze światów. Niekiedy jednak poprzez zaangażowaną pracę nad sobą udaje się nam przejść do tego drugiego świata. Nic się wtedy na zewnątrz nas nie zmienia. Zmienia się tylko nasze wewnętrzne postrzeganie rzeczywistości. O tych dwóch światach wspomniał również mój ulubiony wieszcz, cytowany wyżej. Powiedział on mianowicie w ten sposób:
Można wieść życie jedynie na dwa sposoby. Pierwszy - to jakby nic nie było cudem. Drugi - to
jakby cudem było wszystko. A. Einstein.
To, że Świat Harmonii i Spokoju pozwala nam wieść życie tak, jakby wszystko było cudem, jest
wynikiem tego, że posiadamy o wiele szerszy ogląd rzeczywistości. Taki ogląd oparty na duchowym wymiarze pozwala nam dostrzegać pozytywne aspekty każdej rzeczywistości pod warunkiem, że zawiesimy natychmiastowy osąd wywołany wzbudzonymi emocjami. Ponadto konieczne jest budowanie coraz szerszego kręgu wyobraźni. O kręgu wyobraźni szerzej napiszę w następnym rozdziale, natomiast teraz roboczo nazwijmy to postępującą wiarą w samego siebie. Ta wiara powinna być niezachwiana i stabilna. Przy ugruntowaniu wiary w samego siebie, albo budowie coraz większego kręgu swojej wyobraźni, wspomagać cię będą twoi Duchowi Przewodnicy, Aniołowie, albo kontakt z Wyższą Jaźnią.
Pod wspomnianym już warunkiem, że uwierzysz w moc swojej wyobraźni, lub uwierzysz w możliwość przekraczania siebie na wielu płaszczyznach w czasie budowy swojej nowej rzeczywistości. Budowy tego drugiego świata pełnego harmonii.
Kiedy teraz analizuję swój młodzieńczy rozwój, po moim pierwszym ważnym puszczeniu, zauważam same pozytywne aspekty w ówczesnych krzywdach i bólu. Zdarzało się, że kiedy cierpiałem na skutek niedogodności wychowawczej, jakie spotykają młodego człowieka, gdy wdraża się go w utarte tory wyżłobione przez przodków (moich rodziców bowiem nie cechowały takie przymioty, jak tolerancja czy akceptacja), wówczas to uciekałem do lasu, w samotność, aby poszukiwać swojego JA.
Oddawałem się również w tym czasie swoim marzeniom, lub budowałem swoją urojoną rzeczywistość. To już wtedy, w jakiś nieuświadomiony sposób, rozbudowywałem swój świat wewnętrzny, który w obecnym czasie bardzo mi się przydaje. Zapewne wtedy też poszerzałem swój krąg wyobraźni, chociaż nie miałem o tym „zielonego” pojęcia, że w przyszłości to zaowocuje. Tak samo jak małe dzieci, najczęściej do lat czterech, opowiadają o swoim minionym wcieleniu. Kim byli, co osiągnęli, lub posiadali. Często mówią o tym, jakby w czasie rzeczywistym. Tak samo i młodzi ludzie, buntujący się przed poddawaniem ich obróbce wychowawczej, wolą uciekać do swojego świata wewnętrznego. Przed poddaniem się procesom wychowawczym i edukacyjnym młody człowiek posiada o wiele większe możliwości wglądu w ten inny świat. Świat Ducha. My nazwalibyśmy to wchodzeniem w odmienne stany świadomości. Łatwe przechodzenie do innej rzeczywistości, albo posługiwanie się innymi stanami, lub chociażby poszerzoną świadomością cechującą dzieci, jest z zasady mało znane. Ale na dowód tego, jak bardzo nam tego brakuje, niech świadczy ucieczka w stany wywołane przez alkohol czy narkotyki. Jakkolwiek by to nazwać, to i tak będą to tylko chemiczne środki wprowadzające w odmienne stany świadomości. Nie, nie!
Nie buntuj się i nie oceniaj. Tych innych, poszerzonych stanów bardzo brakuje społeczeństwu, którego własna kultura i nauka ich pozbawiła. Nie przypadkowo tak, a nie inaczej brzmią słowa Jezusa: Żeby wejść do świata mego Ojca, musicie być jak dzieci.
Cóż innego może być zawarte w tej myśli, jak nie łatwość przenoszenia się w inne stany
świadomości, inne wymiary, czy inną rzeczywistość.
Gdy rozważam o edukacji człowieka – załóżmy, że tylko na moim przykładzie – przypomina mi się pewna wypowiedź M. Twina; Oto ona:
Edukacja nie jest tak nagła jak katastrofa, ale w ostatecznym rozrachunku przynosi więcej
ofiar śmiertelnych.
Moim zdaniem i takiej zależności można się dopatrzyć, gdy tylko swój ogląd rzeczywistości
wzniesiesz wystarczająco wysoko. Gdy wzniesiesz się ponad czas i przestrzeń, w której na co dzień funkcjonujesz.
Zarzucisz mi być może, niemożność powrotu do dziecinnej wyobraźni, do dziecinnego polotu
i beztroski. Tak, to rzeczywiście trudna sprawa w związku z utrzymaniem siebie i często rodziny. Ale w tym miejscu mógłbym zadać takie pytanie: czy żyjesz po to, aby jeść, czy też jesz po to, aby żyć?
Pytanie to należałoby metaforycznie przenieść na cel naszego tu istnienia.
I skoro jesteśmy już przy myślach zapożyczonych, chciałbym, aby jeszcze raz przemówił mój
ulubiony, cytowany wcześniej wieszcz:
Istota ludzka to część całości zwanej przez nas „Wszechświat”; część ograniczona czasem i
przestrzenią. Doświadcza siebie swych myśli, uczuć w oderwaniu od reszty – to jakby
złudzenie optyczne jego świadomości. Jesteśmy więźniami tego złudzenia, które ogranicza
nas do naszych pragnień osobistych i sprawia, że darzymy uczuciem tylko naszych najbliższych. Musimy z tego więzienia się wydostać. A. Einstein.
Wspomniałem wcześniej o ucieczce w głąb siebie w poszukiwaniu swojego ja. Otóż teraz dopiero wiem, że to była najprawdziwsza medytacja, której nikt mnie nie uczył, ba, nawet chętnie oduczyłby mnie w obawie przed zwariowaniem do reszty. Taka ucieczka w głąb siebie, w samotność w celu wypytywania kim tak naprawdę jestem? Kto to jest to moje ja? Jaki jest cel mojego tutaj istnienia? Czy rzeczywiście przybyłem tutaj za karę? Hm, no bo jeżeli przybyłem tutaj z grzechem, z którego muszę się wyzwalać przez całe życie, to na pewno nie jest to nagroda. Jak to jest, komu zawiniła moja wątła osobowość? Czy Bóg, który jest wszechmogący, stawia mnie na z góry przegranej pozycji? Przecież musiałby być egoistą.
Wszechmogący i egoista? Nie mieściło się to w głowie! Czy można poddać się takiej edukacji bez pytań, jak je stawiać, kiedy jest się tylko stroną bierną w tym procesie. Mam prawo tylko słuchać i wszelkie nauki przyjmować bez sprzeciwu, gdyż wywoła to gniew moich rodziców. A przecież to od nich zależy moje istnienie w tym świecie. Odpadają więc partnerskie możliwości edukacyjne, kiedy strony są sobie równe, kiedy wolno mi wyrażać swoje opinie. Może są to opinie z pozycji dziecka, ale są to moje własne i natura podpowiada mi moje prawo do nich. Jak z takiej pozycji powiedzieć mojemu autorytetowi, że nie wierzę w jego teorię o rozmnażaniu się ludzi, skoro autorytet ów nie przyznaje się do błędu. Chowa raczej głowę w piasek. Walą się z tego powodu inne teorie opisujące Świat, opisujące Boga, opisujące moją pozycję wobec nich. Jak z tego wybrnąć, kiedy zostaje się sam na tym poletku, a całe otoczenie przytłacza
przeciwstawnymi opisami świata? Jedynie ucieczka w świat wewnętrzny, w świat ducha daje wtedy ukojenie, daje również wytłumaczenie wielu faktów, które na zewnątrz są z gruntu sprzeczne. Otóż poprzez taką ucieczkę w głąb siebie uprawiałem już wówczas bardzo dojrzałą medytację.
Dopiero wiek dorastania, zmiana szkoły, naturalne odruchy w kierunku płci przeciwnej, zmusiły mnie do zwrócenia się na świat zewnętrzny. Aby utrzymać się w tym normalnym świecie, musiałem stare brudy przykryć nowym dywanikiem. Na tej właśnie zasadzie funkcjonuje wyparcie się niechcianych zachowań, czy doświadczeń. Zamknięcie swoich wypartych zachowań gdzieś w ciemnych lochach podświadomości.
Należało wówczas wyprzeć się czegoś, co przeszkadzało w dotrzymaniu kroków w normalnie
funkcjonującym społeczeństwie. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że wyparte zachowania, trendy upomną się w przyszłości o swoje prawa do istnienia, ale przecież trzeba było być normalnym.
Dopiero nie tak dawno, za przyczyną jednego z cudów, jakie zdarzają się na co dzień, trafiła w moje ręce książka Paula Bruntona Przebudzenie Boga. Autor tej książki na wysokim poziomie przygotowuje adepta do głębokich medytacji, jakie prowadzą do odkrywania swojej Duchowej Tożsamości. Jest to podręcznik raczej dla zaawansowanych na drodze poszukiwań swojej duchowości. Nie mniej jednak bardzo precyzyjnie prowadzi krok po kroku przez zawiłe ścieżki do odkrywania prawdziwego siebie.
Brunton w tej pracy zachęca do wypytywania siebie, kim jest to moje ja. Oczywiście, proces ten powinien odbywać się w stanie medytacji, gdzie mamy dostęp do poszerzonej świadomości. Pierwsze kroki tego procesu to pytanie się, czy ja to są moje zmysły, czy też może emocje, a może intelekt jest tym, o czym myślę sobie ja. Każdy się chyba zgodzi, że nie można swojego ja identyfikować z nazwiskiem, imieniem, datą urodzenia, imionami rodziców oraz wszystkimi numerami, jakimi obdarzyło nas społeczeństwo, czy kultura w jakiej funkcjonujemy. Tych numerów zebrała się już spora ilość, ale czy obrazuje to moje ja? To ja, którym sam o sobie myślę, że nim jestem. Co dzieje się zatem ze mną we śnie, kiedy ciało moje
zasypia? Wyłączają się wszystkie zmysły, zatem ustępuje proces myślenia. Nie ma procesu myślenia, więc ustają emocje, kiedy nie ma emocji, ustaje proces odświeżania pamięci. Pytany w głębokim śnie człowiek o swoje numery i nazwy zwane personaliami nie odpowie, są poza zasięgiem jego dostępu. Czy można wówczas twierdzić, że ja nie istnieje, gdzieś sobie poszło, albo też śpi? Jak to z tym jest? Czy zastanawiałeś się nad tym kiedykolwiek? Jeżeli nie, to dlaczego? Może z obawy żeby nie potraktowano cię za nienormalnego. Bo przecież społeczeństwo jest takie jakie jest, jesteś jego częścią i nie należy wystawać z tłumu, bo to się może nie spodobać. Bo lepiej być normalnym i zarzucić swoją osobowość indywidualną na korzyść tłumu, w którym przecież jest bezpieczniej?
Ale zaraz, zaraz. Ktoś inny może powiedzieć, że moje ja wcale nie usnęło, bo przecież
doświadczałem we śnie podróży do innych wymiarów, innego świata. Doświadczałem we śnie spotkań z nieżyjącymi już na tej Ziemi osobami. Ktoś inny powie, że we śnie doświadczał inspiracji dla swoich dalszych wyzwań w świecie na jawie. Jeszcze komuś przyszło we śnie rozwiązanie problemów nurtujących go na planie fizycznym. Jak więc jest z tym moim ja, które zostaje w uśpionym ciele; istnieje czy nie? Co możemy powiedzieć o ludziach, którzy pracując nad sobą, wyćwiczyli się w świadomym śnieniu? Można przecież zasnąć, pozostając nadal świadomym swojego istnienia; albo w trakcie śnienia przypomnieć sobie, że się śni. Chociażby po to, aby dalej nad tym procesem świadomie panować.
Świadomie uczestniczyć w procesie ewolucji świadomości już nie tyko w tym wymiarze, czysto fizycznym, ale również tym duchowym. Inni opanowują świadome opuszczanie ciała fizycznego w ciele astralnym po to, aby w tym świecie astralu doświadczać swojej projekcji na różne sposoby.



Komentarze (0)

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY