Syberyjski gułag z Wielkanocnym wątkiem
Kto nie przeszedł przez szkołę bólu, jest jak analfabeta przed księgą życia - Zenta Maurina Raudive
Stefan Centomirski - artysta malarz, Sybirak
Urodził się w 1928 roku na Podolu. Wraz z rodziną został zesłany na Syberię gdzie spędził 12 lat a jego ojciec został aresztowany i zginął w Gułagu. Artysta po wyzwoleniu z syłki studiował w instytucie plastycznym w Leningradzie i w Moskwie ilustrując książki dla moskiewskich wydawnictw a uprawiając malarstwo dla siebie.
Treść jego obrazów jest tragiczna, a los ich dramatyczny.
Długie lata stały one odwrócone do ścian w jego moskiewskiej pracowni, bo sytuacja polityczna nie pozwalała na ich wystawienie. Tradycyjnie, najpierw autor pisał tekst, a potem ilustrował go graficznie.
Ideą był przedstawienie Syberii widzianej oczami artysty – malarza Jego bohaterowie pojawiają się na obrazach nie sami, a wraz ze swoimi prawdziwymi skarbami – łańcuchami, kratami, drutem kolczastym – przedmiotami ich otaczającymi.
Wielkanoc na Syberii
Rysowanie patykiem na śniegu czy węglem na ścianie było dobre do ćwiczenia, ale ja czułem, że te same błędy, które robiłem przy gorączkowym rysowaniu, ja powtarzam na drugi dzień, gdyż tylko przez krótki czas są widoczne dla mnie, bo rysunek już częściowo zniszczony przez wiatr, deszcz czy śnieg.
Cały czas marzyłem o kartkach papieru, a jednocześnie szukałem jakiegoś innego stałego materiału, na którym można by malować, żeby dłuższy czas utrzymywał się rysunek. Papieru brakowało, a kury przynosiły jajka codziennie i wpadłem na pomysł, żeby na nich malować. Delikatnie dotykając nanosiłem na nie miękkim ołówkiem kreski, linie, z których powstawały moje pierwsze madonny. Z czasem nauczyłem się przed malowaniem robić cieniutkie dziurki w jajku wszystko ze środka wydmuchiwać przez słomkę. Takie jajko mogło dłużej przetrwać i gościa nie czekała niespodzianka z powodu woni tego prezentu w przypadku pęknięcia.
Na zbliżające się święta Wielkanocy przygotowałem całą serię kraszanek. Tradycja ich malowania była w wiosce znana. Na skorupie nanosili woskiem linie systematycznego ornamentu, potem zanurzali jajko w wodę przygotowaną z cebuli albo z dodatkiem kolorowych farb jeśli ktoś je miał, następnie krasili skorupę, a linie z woskiem zostawały białe. Kraszanki zmieniały kolory, ale rysunek był podobny.
To wykonać mogło każde dziecko. Ja zdecydowałem się robić niepowtarzalne malunki, ale wosk nie nadawał się do malowania delikatnych linii i ja używałem do tego farb. Jednak do pracy na tak małym rozmiarze trzeba było mieć cieniutki pędzel, którego nie było gdzie dostać i postanowiłem zrobić go sam. Najpierw poszukałem odpowiednich włosów, wszystkie zebrałem z grzywy i ogona konia, z krowy i psa oraz szczecinę ze świni i pióra z koguta. Sporo czasu zajęła delikatna praca składania włoska po włosku w okrągłą szczoteczkę, z długim środkiem i coraz krótszym brzegiem. To była tak delikatna praca męcząca dla oczu, że ja nawet pożyczyłem w jednej szkole mikroskop, żeby widzieć lepiej odpowiednią grubość włosa do składanki. Właśnie eksperyment pokazał, że centralny powinien być grubszy dla trzymania pionu, czyli ze szczeciny świni, a obok w krąg mniejsze i mniejsze, miękkie z piór koguta, albo mocniejsze z grzywy konia, te dla utrzymania farb przy pracy. Następnie trzeba było to związać nicią wzmocnioną klejem i zamontować na patyczku, co było najłatwiejsze. Te wygładzone i pomalowane w różne kolory pędzelki postawione w słoik, zdziwieni goście zawsze nazywali patykami.
Mało kto domyślał się, że ten pędzelek do efekt morderczej pracy. Cieniutkie końcówki tych małych pędzelków dały mi możliwość wykonywać miniaturowe malunki na jajkach kolorowymi farbami. Z początku to były przedmioty dobrze znane w wiosce, grabie, kosy czy garnki na płotach, chaty oraz zwierzęta domowe – gęsi, kaczki czy koguty, krowy. Ale najbardziej cieszyły rodaków wymalowane przeze mnie anioły i szczególnie madonny. Problem jednak był w tym, że te pomalowane skorupki nie były mocne i pękały często, czasem nawet w moich rękach kruszyły się i to wywoływało czasami łzy dziecka i smutek. Któż z autorów będzie się cieszyć, gdy jego dzieło, nad którym pracował godzinami, niszczy się w jednej chwili. Jeśli niszczy to wszechświat – deszcz czy wiatr, to co innego. Ale kiedy ty sam sobie winien, bo nie pomyślałeś, jak zabezpieczyć swoje dzieło, musisz znowu pomyśleć, czy znajdzie się rozwiązanie, jak w szachowym zadaniu.
Moja matka
Moją matkę, jako żonę wroga narodu, odesłali daleko od domu do ciężkiej fizycznej pracy, odkopywać kopki siana spod śniegu Kilkumiesięczne niemowlę, moja siostrzyczka Wala, stale płakała, chciała być karmiona matczynym mlekiem. Wziąłem ją w zawiniątko, schowałem pod połciami swego kożucha, żeby nie zmarzła i brnąc przez zaspy śniegu, niosłem ją do matki. Ona rzucała łopatę, łapała córeczkę, od razu siadała na śnieg, odkrywała pierś i karmiła dziecko. Ja byłem przerażony, bałem się, że matka zachoruje, bo tu 30 może 40 stopni mrozu, mnie w futrze zimno, a ona z odsłoniętą piersią, czy to wytrzyma? Ten dzień pozwolił mi uwierzyć, że Bóg czuwa nad nami. Mama i siostrzyczka nie zachorowały.
Teraz opowiem o formie tego obrazu. Wykonałem go na płycie pilśniowej, żeby lepiej trzymały się elementy kolażu. Przykleiłem do postaci grubą szmatę, żeby uzmysłowić, jaki jest jej ubiór w tych warunkach, nogi ma w łapciach, ale okryte chustką z bawełny dla utrzymania ciepła, bez którego z jej piersi nie wycieknie nawet kropla mleka dla dziecka. Tło obrazu to padający śnieg, brudny na wzgórku pierwszego planu, jego fakturę zrobiłem z trocin. Po przyklejeniu szmat i trocin, nastał czas malowania pędzlem, w celu oddania surowej, szaro-niebieskiej kolorystyki, która najwięcej opowiada o syberyjskim mrozie, o losie bohaterki oraz o więzieniu umieszczonym nieopodal. Ten obraz powstał w hołdzie mojej i wszystkim matkom syberyjskich zesłańców.
Pożegnanie
Ona ostatni raz ściska męża, dodając mu sił do walki o przetrwanie. Na pierwszym planie spracowane ręce matki na ramionach ojca, a ręce te w moich obrazach czasami więcej mówią niż cała postać. Tłem dla nich jest aresztancka, gruba tkanina z worka, wklejona w obraz i pomalowana w pasy, które od razu wyróżniają więźnia komunistycznego gułagu.
Dnie i noce matki
Łez nie wypada malować, taki sentymentalizm w sztuce nie jest dla mnie przyjemny. Posłużyłem się więc symbolem – w moim obrazie, w tle nad
matką i nad drutem kolczastym, płacze krwawymi łzami słońce. Matka w grubych ubraniach siedzi skręcona pod ciężarem losu. U stóp i u nóg na pierwszym planie próg, granica gułagu, a wbite w ramę duże prawdziwe gwoździ, symbolizują to, że nawet mysz nie może wydostać się z tego piekła.
Eksponując ten obraz na wystawach, nie zawieszam go wysoko, a stawiam na podłodze. W ten sposób rzeźbiarze odsłaniają pomniki – stawiają bohaterów bez cokołu, żeby podkreślić ich związanie z ziemią. Myślę, że i w malarstwie ma to sens, kiedy u autora podobne zadania. Koloryt obrazu ciemny, niebo w czarnych chmurach, co pozwala przenieść wzrok widza na główny symbol – płaczące słońce za drutem kolczastym oraz na postać zmartwionej matki.
Rekwiem Syberii.
Nad syberyjską równiną są ciemne chmury, na szarym, brudnym śniegu droga z czaszek zakręconych drutem kolczastym. Matka Polska stawia obok nich świece. Na horyzoncie oni zlewają się w rzeki ognia, które płyną ku pamięci ofiar. Stoi matka trzymająca kolejną świecę, ubrana w łachy, które wyciąłem z grubych worków
Jeżeli spodobały się Państwu obrazy
Artysty Malarza Stefana Centomirskiego,
to zapraszamy do skontaktowania się
za pomocą e-maila:
[email protected]