Bochenia
Bochenia » Świadomość Duchowa » 2020 » Sierpień » Nie tylko „szkiełko i oko"

Nie tylko „szkiełko i oko"

Nie tylko „szkiełko i oko Przyjdzie dzień, gdy po ujarzmieniu wiatrów, fal i grawitacji, ujarzmimy dla Boga energie Miłości. W tym dniu, po raz drugi w historii świata, człowiek odkryje ogień - Pierre Teilhard de Chardin

zdjecieDr Kazimierz Borkowski, emerytowany pracownik Centrum Astronomii UMK, należy do grupy POLGRAW, która skupia badaczy związanych z eksperymentami przy detektorze Virgo we Włoszech. Virgo pracuje ramię w ramię z dwoma amerykańskimi detektorami LIGO, które 14 września 2015 r. zarejestrowały niemal jednocześnie sygnał fal grawitacyjnych pochodzących ze zderzającego się układu dwóch czarnych dziur.
Dr Kazimierz Borkowski w ramach POLGRAW opracował programy do redukcji pomiarów pochodzących z naziemnych detektorów fal grawitacyjnych.

Bezpośrednia obserwacja fal grawitacyjnych to potwierdzenie ogólnej teorii względności Einsteina, pokazującej związek grawitacji z krzywizną czasoprzestrzeni. Odkrycie, w które zaangażowanych było łącznie 1300 naukowców z kilkunastu krajów, już zyskało miano z jednego najbardziej przełomowych w ostatnim stuleciu. Jego wagę porównuje się w świecie nauki do odkrycia bozonu Higgsa czy struktury DNA.

Spośród wszechstronnych zainteresowań dr Kazimierza Borkowskiego  była fascynacja mądrością i filozofią Wschodu, a bardzo częste wyjazdy do Indii były związane z wizytami u  wielkiego mistrza duchowego i awatara Sai Baby. Duchowe nauki Wschodu stały się inspiracją do poznania dzieł wielu mistyków i pisarzy Wschodu. Dr Kazimierz Borkowski często popularyzował tą wiedzę w tłumaczeniu lub pisaniu różnych opowiadań i nowel oddając ducha rodzącej się wrażliwości i duchowości wśród dzieci i młodzieży nawet w najtrudniejszych warunkach ich życia.
A oto najkrótsze z nich:

Cud (prawdziwa historia)

Ośmioletnia Tess była bardziej rozwinięta od swoich rówieśników. Słyszała jak Mama z Tatą rozmawiali o małym braciszku, Andrew. Zrozumiała z tego, że był bardzo chory a rodzice w ogóle nie mieli pieniędzy. W następnym miesiącu przeprowadzali się do wynajmowanego mieszkania, gdyż Tacie brakowało pieniędzy na zapłacenie lekarzowi i na utrzymanie własnego domu. Andrew mogła uratować jedynie bardzo kosztowna operacja, ale zdaje się, że nikt nie był skłonny pożyczyć im takich pieniędzy.
Usłyszała jak Tata zapłakanej Mamie z desperacją w głosie powiedział cicho: „Teraz może go uratować tylko cud". Tess poszła do swojej sypialni i ze schowka wyciągnęła szklany słoik po dżemie. Wysypała z niego na podłogę wszystkie drobne monety i starannie je policzyła. Trzykrotnie sprawdziła liczenie uznając, że suma musi się zgadzać doskonale. W tej sytuacji nie wolno się pomylić.

Włożywszy starannie pieniądze z powrotem do słoika i zakręciwszy wieko, wymknęła się tylnymi drzwiami i skierowała do oddalonej o sześć domów apteki Rexella, nad której drzwiami widniał wielki obraz czerwonoskórego wodza Indian. Czekała cierpliwie, aż aptekarz zwróci na nią uwagę, ale akurat był bardzo zajęty. Tess spróbowała szurać nogami. Nic. Odchrząknęła starając się wydać najbardziej nieprzyjemny dźwięk, na jaki mogła się zdobyć. Nie pomogło. Wreszcie wzięła monetę ze słoika i zastukała nią w szklaną ladę. To poskutkowało!

„A ty czego chcesz? - spytał aptekarz zniecierpliwionym tonem — rozmawiam z bratem z Chicago. Od wieków się nie widzieliśmy". Nie czekał nawet na jej odpowiedź. „Chcę rozmawiać z panem o moim bracie" — odparła Tess tonem takiego samego zniecierpliwienia. „Jest on naprawdę bardzo, bardzo chory więc chcę kupić cud". „Słucham?" — powiedział aptekarz. „Nazywa się Andrew i coś mu rośnie wewnątrz głowy, a Tata mówi, że teraz tylko cud może go uratować. Ile więc kosztuje cud?" „Tu nie sprzedajemy cudów, dziewczynko. Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc" — powiedział aptekarz nieco rozbrojony.

„Proszę posłuchać. Mam pieniądze, by za to zapłacić. Jeśli nie wystarczy, zdobędę resztę. Proszę tylko powiedzieć, ile to kosztuje". Brat aptekarza był dobrze ubranym mężczyzną. Pochylił się i spytał dziewczynkę: „Jakiego rodzaju cudu potrzeba twemu bratu?" „Nie wiem — odpowiedziała Tess z napływającymi do oczu łzami. — Wiem tylko, że jest naprawdę chory, a Mamusia mówi, że trzeba go operować. Mój Tata nie może jednak za to zapłacić, dlatego chcę wykorzystać moje pieniądze". „Ile ich masz?" — spytał mężczyzna z Chicago. „Dolara i jedenaście centów — ledwo słyszalnym głosem odpowiedziała Tess — to wszystko, co posiadam, ale jeśli trzeba zdobędę więcej". „Co za zbieg okoliczności — uśmiechnął się mężczyzna — dolar i jedenaście centów, dokładnie tyle kosztuje operacja małych braciszków". W jedną rękę wziął od niej pieniądze, a drugą ujął jej rączkę i powiedział: „Zaprowadź mnie do swojego mieszkania. Chcę zobaczyć twego brata i porozmawiać z rodzicami. Zobaczymy, czy mam ten rodzaj cudu, jakiego oczekujesz".

Owym dobrze ubranym mężczyzną był niejaki dr Carlton Armstrong, chirurg ze specjalizacją neurochirurgii. Operację wykonano za darmo i Andrew wkrótce był znów w domu i zdrowy. Mama i Tata radośnie rozmawiali o łańcuchu zdarzeń, które doprowadziły ich do tej sytuacji. „Ta operacja — cicho powiedziała Mama — była prawdziwym cudem. Ciekawa jestem, ile też mogła kosztować". Tess uśmiechnęła się. Dokładnie wiedziała ile cud kosztuje ... dolar i jedenaście centów ... plus wiara małego dziecka.
Cud nie jest zawieszeniem praw natury, lecz działaniem wyższego prawa, którego siłą napędową jest MIŁOŚĆ Boga.

Prawo powodzenia w życiu

Pewne zdarzenie w karierze Ignacego Paderewskiego zrobiło na mnie wrażenie. Ten słynny polski pianista zgodził się wystąpić w koncercie zorganizowanym przez dwóch studentów Uniwersytetu w Stanford w ramach ich zajęć uczelnianych. Menedżer Paderewskiego powiedział, że muszą zagwarantować artyście zapłatę w wysokości 2000 dolarów. Chłopcy zgodzili się i ostatecznie koncert się odbył.
Chociaż ci dwaj studenci bardzo się starali, przynieśli jedynie 1600 dolarów. Rozczarowani opowiedzieli Paderewskiemu o swoich wysiłkach i wręczyli mu 1600 dolarów z kartką zobowiązującą ich do spłacenia brakujących 400 dolarów. Ale artysta podarł kartkę i oddał im też owe 1600 dolarów. „Weźcie z tego swoje wydatki — powiedział — z reszty odciągnijcie dla siebie po 10% dla każdego za waszą pracę, a reszta niech będzie dla mnie".

Po latach Paderewskiemu przyszło pomagać w zapewnieniu wyżywienia ludzi w swojej wojną zdewastowanej Polsce. O dziwo, jeszcze zanim poproszono o pomoc, tysiące ton żywności wysłano do Polski ze Stanów Zjednoczonych.
Później Paderewski pojechał do Paryża, aby podziękować Herbertowi Hooverowi, który przewodził akcją pomocy w USA. „Nie ma za co, panie Paderewski — powiedział Hoover — wiedziałem, że byliście w wielkiej potrzebie. Poza tym, chociaż pan może tego nie pamiętać, byłem jednym z tych dwóch studentów, którym pan hojnie pomógł, kiedy byliśmy w potrzebie".
Paderewski zebrał żniwo z zasiewu dokonanego przed wielu laty. Tak to już jest. Kiedy dajemy, wtedy dostajemy. Może nie ściśle to, co daliśmy i może nie w czasie, gdy dawaliśmy.
Prawdą jest również to, że gdy dajemy z serca, gdy dajemy w duchu miłości i współczucia, otrzymujemy nawet więcej, niż daliśmy. Jest to podstawowe prawo powodzenia w życiu — dostatecznie silne, by zmienić życie.

Szklanka mleka

Pewnego dnia biedny chłopiec, który chodząc od drzwi do drzwi sprzedawał towary, aby zarobić na naukę w szkole, stwierdził, że została mu jedynie marna dziesięciocentówka, a był głodny. Postanowił, że poprosi o posiłek w następnym domu. Stracił jednak rezon, gdy drzwi otwarła piękna młoda kobieta. Zamiast o jedzenie poprosił o szklankę wody. Ona zaś myśląc, że wygląda na głodnego przyniosła mu dużą szklankę mleka. Wypił mleko powoli po czym zapytał: „Ile jestem winien?" „Nic nie jesteś mi winien" — odpowiedziała. „Mama uczyła nas, by nigdy nie brać zapłaty za uprzejmość". „Wobec tego dziękuję ci serdecznie" — powiedział chłopiec. Gdy Howard Kelly odchodził od tego domu nie tylko poczuł się silniejszy fizycznie, ale umocniła się w nim też wiara w Boga i ludzi.

Po latach tamta młoda kobieta ciężko zachorowała. Miejscowi lekarze nie potrafili nic poradzić. W końcu wysłali ją do wielkiego miasta, gdzie byli specjaliści od tej rzadkiej choroby. Na konsultacje sprowadzono dr-a Howarda Kelly'go. Kiedy usłyszał nazwę miasta, z którego przywieziono kobietę, oczy wypełnił mu dziwny blask. Natychmiast wstał i przeszedł przez hol szpitala do jej pokoju. Był ubrany w fartuch lekarza. Od razu ją rozpoznał. Wrócił do gabinetu z mocnym postanowieniem zrobić wszystko, co potrafi, aby uratować jej życie. Od tego dnia ten przypadek traktował ze szczególną uwagą. Po długiej walce bitwa została wygrana.

Dr Kelly poprosił szpitalne biuro o końcowy rachunek do zaakceptowania. Spojrzał na niego, a potem napisał coś na marginesie i w tej postaci rachunek został zaniesiony do jej pokoju. Bała się otworzyć go, gdyż była pewna, że spłacenie go w całości zajmie jej resztę życia. W końcu zajrzała i jej uwagę przykuło coś na skraju rachunku. Przeczytała następujące słowa „W całości zapłacone szklanką mleka" podpisane: Dr Howard Kelly.
Łzy radości napłynęły jej do oczu, a uszczęśliwione serce wołało: „Dzięki Ci, Boże, że Twoja miłość rozprzestrzenia się szeroko poprzez ludzkie serca i ręce".


Opracował Józef Łącki



Komentarze (0)

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY