Bochenia
Bochenia » Sacrum i profanum » 2019 » Lipiec » Jako w górze, tak i na dole

Jako w górze, tak i na dole

Jako w górze, tak i na dole Mądrość tworzy, brak mądrości niszczy. Mądrość jednoczy, brak mądrości rozdziela. Energia jest jedna, jak ją wykorzystujesz zależne jest od poziomu twojej świadomości. Jak rozpoznać czy na mądrości, czy też na jej braku jesteś? To proste - spójrz na swoje życie – tworzysz, czy niszczysz?

linijka

 Fragment książki Kręgi, cuda, kwanty
Autor: Wojciech M. Chudziński, Przemysław Nowakowski

Zapytano kiedyś Izaaka Lurię, XVI-wiecznego mistyka żydowskiego, dlaczego nigdy nie spisał swoich nauk. Jest to niemożliwe – odparł Luria – ponieważ wszystko jest wzajemnie powiązane.
Do identycznego wniosku prowadzą odkrycia mechaniki kwantowej: wszechświat stanowi niepodzielną, dynamiczną całość, przy czym całość ta jest w jakiś sposób obecna w każdej cząsteczce. Aby wszystko było jasne: także cząsteczki są wzajemnie powiązane. Na przykład nie da się elektronu nakryć pudełkiem, bo zawsze będzie on jednocześnie obecny „gdzie indziej”.

Ta nowa wizja wszechświata, trudna do zaakceptowania dla kogoś wychowanego na paradygmacie kartezjańsko-newtonowskim, jak się okazuje, nie stanowi dla ezoteryków niczego nowego. Co jest w górze, jest takie jak to, co w dole; co jest w dole, jest takie jak to, co w górze – pisał w III wieku naszej ery anonimowy autor Szmaragdowej Tablicy.

zdjecieNa gruncie fizyki, do podobnych wniosków doszedł nieżyjący już prof. David Bohm. Bohm, naszym zdaniem najwybitniejszy fizyk teoretyczny ostatnich czasów założył, że pod powierzchnią postrzeganej przez nas rzeczywistości musi istnieć tzw. „porządek ukryty. Porządek jawny, to świat przedmiotów, przestrzeni i czasu, opisywany z pomocą praw fizyki klasycznej. Z tym porządkiem jesteśmy mocno związani poprzez nasze zmysły. Porządek niejawny mieści się pod powierzchnią znanego nam świata. Jest on wielopoziomowy i zawiera źródło i podstawę jedności materii i świadomości.

Bohm uznał, że w Big Bangu – Wielkim Wybuchu, od którego rozpoczęło się wszystko, był zakodowany nieskończony potencjał różnych możliwości. Nam jednak ujawnia się wyłącznie ten obraz wszechświata, który postrzegamy naszymi zmysłami. Czy poza polem ich percepcji rozwija się rozmaitość innych potencjalnych wariantów – tego nie wiemy. W każdym razie, jeśli u zarania istniała jedna tylko, „zwinięta”, niepodzielna Całość – taki model rzeczywistości tłumaczy związek wszystkiego z wszystkim. Hipoteza „ukrytego porządku” Bohma rozprawia się przy okazji z kwantowym ruchem chaotycznym, który swego czasu spędzał sen z powiek Schroedingerowi. Subatomowy anarchizm jest pozorny – uspokaja David Bohm – klucz do zrozumienia istoty i sensu kwantowych podrygów pozostaje ukryty pod powierzchnią naszej rzeczywistości, w porządku niejawnym.

Nas, zajmujących się zagadnieniem cudów, w teorii Bohma będzie interesowała jedna, konkretna rzecz: czy jest w niej miejsce dla Boga?
W rozmowie z Renee Weber Bohm nie chce przystać na stwierdzenie, że porządek super-ukryty to eufemistyczne określenie Boga. Jednocześnie jednak mówi o super-inteligencji, która nie jest obojętna, lecz dobroczynna i współczująca. Według Bohma błędem byłoby ją personifikować, ale można założyć, że taka forma inteligencji zorganizowała wszechświat.

zdjeciePrzyjmijmy teraz za fizykiem Jackiem Sarfattim, że inteligencja ta, to uniwersalny system do przetwarzania informacji. Gdzie się on znajduje? Najpewniej gdzieś „pod” porządkiem jawnym. Posiłkując się nazewnictwem komputerowym, moglibyśmy powiedzieć, że ten system stanowi hardware – oprzyrządowanie, na software zaś, czyli program, składa się subkwantowy świat jednostek informacji. Opierając się na hipotezie porządku ukrytego Bohma Sarfatti uznał po prostu, że zmienną ukrytą, porządkującą kwantowy ruch chaotyczny, jest informacja! Dlatego foton z eksperymentu Aspecta wie, co dzieje się z jego bliźniakiem; z tego też powodu elektron uwięziony w pudełku jest obecny również gdzieś poza nim.

Wygląda na to, że jedna część wszechświata wie o innej części
– stwierdził kiedyś laureat Nagrody Nobla, fizyk Brian Josephson. Teoria Jacka Sarfattiego wyjaśnia mechanizm takiej wiedzy. Jeśli informacja jest gdzieś w systemie reprezentowana, musi w tym systemie występować wszędzie! – przekonuje fizyk.
Prawda, jakie to proste? Ale – zapytajmy – czy równie prawdopodobne?
zdjecie
Karl Pribram
, neurofizjolog i przyjaciel Davida Bohma, odpowiedziałby, że jest to prawdopodobne. I miałby prawo tak stwierdzić. Albowiem jego koncepcja umysłu, który jest hologramem i interpretuje świat, również będący hologramem, jak ulał pasuje do, zdawałoby się, szalonej teorii Sarfattiego. Przypadek? Niekoniecznie. Może po prostu weszliśmy w posiadanie kolejnego fragmentu układanki.

Załóżmy, że metodą holograficzną chcemy uzyskać obraz książki. Stawiamy ją pionowo na biurku i oświetlamy światłem lasera, przy czym światło to rozszczepiamy na dwie wiązki: jedną kierujemy bezpośrednio na płytę fotograficzną, a druga – zanim tam trafi – winna odbić się od woluminu. Obie wiązki spotykając się zapisują na płycie wzór zawierający informację o fotografowanym przedmiocie. Oznacza to, iż, kiedykolwiek oświetlimy płytę laserem, uzyskamy trójwymiarowy obraz książki, tak że będziemy mogli zerknąć nawet za jej grzbiet. Najbardziej niesamowite jest jednak co innego – taki trójwymiarowy obraz naszej książki uzyskamy również z dowolnie małego fragmentu płyty fotograficznej! Możemy pociąć ją na sto kawałków – informacja i tak pozostanie nienaruszona.
Oto doskonała ilustracja niepodzielnej Całości. Czyż nie przypomina to przekonania Bohma, że wszystko jest związane ze wszystkim? Albo hermetycznej zasady jako w górze, tak i na dole, wyrytej na Szmaragdowej Tablicy w III wieku naszej ery?

Według Pribrama, cała rzeczywistość, jawny i ukryty porządek Bohma, ma charakter holonomiczny. Wszystko jest zawinięte we wszystko i rozprowadzone po całym systemie – powiada Pribram. My odczytujemy po prostu informację pojawiającą się w naszych mózgach pod postacią wzoru, i, jak hologram, rzutujemy ją w przestrzeń wokół siebie. Mówiąc inaczej, uzbrojeni w zmysły, teleskopy i mikroskopy, z pomocą soczewek tworzymy w naszych zmysłach obiekty. Stwarzamy świat!

Świat realny istnieje na zewnątrz twojego ciała, ale nie na zewnątrz twojego umysłu – pisze poszukujący analogii między nauką a mistycyzmem benedyktyn, ojciec Bede Griffiths. Należy jednak dodać, że w naszych wnętrzach jesteśmy zdolni odbierać formy całego wszechświata. Lapidarnie wyraża to podstawowe dzieło kabalistyki żydowskiej, księga Zohar: W istotach ludzkich jednoczą się oba światy: wyższy i niższy. Karl Pribram, opracowując teorię holograficznego funkcjonowania umysłu pokazał, jaki mechanizm takie zjednoczenie umożliwia. W ten oto sposób odwieczna intuicja mistyków i ezoteryków nieoczekiwanie została wsparta myślą neurofizjologa.

zdjecieWróćmy teraz do teorii, która przyjmuje, że podstawowym budulcem wszechświata są kwanty informacji. Idąc tym tropem, Rupert Sheldrake – angielski biochemik – skonstruował hipotezę przyczynowości formatywnej. W latach 80. ub. wieku oprotestowali ją koledzy Sheldrake’a, uznając, że jest niepoważna, a wydawca pisma naukowego Nature nazwał ją herezją.
Sheldrake’a zaskoczył fakt (który przedtem nikogo nie dziwił), że proton wiąże się z elektronem, w wyniku czego powstaje atom wodoru. Co w tym niezwykłego? – można by spytać. Sheldrake’a jednak to dziwi. Wiadomo – powiada – że kiedyś doszło do powstania pierwszego atomu wodoru. Nie wnikając, czy był to przypadek, czy nie, coś musiało rozpowszechnić wzorzec, według którego atomy wodoru powstają do dziś. W przeciwnym razie skąd cząstki wiedziałyby, jak się łączyć? Chyba, że założymy, iż za kurtyną świata siedzi sufler, który podpowiada cząstkom, molekułom, komórkom i organizmom, jak mają się zachowywać. Tę wątpliwość neurofizjolog sir John Eccles wyraża tak: Kod genetyczny i selekcja naturalna wiele wyjaśniają. Niestety, nie to, jak powstałem.

Sheldrake doszedł do wniosku, że w przyrodzie muszą istnieć matryce, które porządkują strukturę, rozwój i zachowanie wszelkiego rodzaju rzeczy. Matryce te nazwał polami morfogenetycznymi, od greckiego słowa morphe – forma, kształt.

Gdy, dajmy na to, w którymś z laboratoriów chemicznych syntetyzuje się nowy związek chemiczny, na ogół z trudem ulega on krystalizacji. Jakby natura, nie mogąc korzystać z gotowej formy, musiała ją dopiero tworzyć. Natomiast ten sam związek, syntetyzowany któryś raz z kolei (choćby na drugiej półkuli), powstaje już dużo łatwiej. Jak to możliwe?

Anegdota powiada, że fragmenty kryształów zsyntetyzowanych związków roznoszą w swych brodach sami chemicy, te zaś służą potem za zarodki krystalizacji w innych laboratoriach. Przyjmując konwencję tego żartu, Sheldrake replikuje, że gdyby nawet wydano administracyjny nakaz golenia się chemików, zjawisko to i tak by zachodziło.

Teoria przyczynowości formatywnej stwierdza, że każda istota żyjąca, jak też każda forma materii nieożywionej nabywa i rozwija swój kształt dzięki polu morfogenetycznemu, które stanowi wspólną pamięć gatunku czy zbioru rzeczy. Pole to oddziałuje poprzez czas i przestrzeń, jego natężenie zaś zależy od liczebności form podobnych. Przedstawmy to na przykładzie.

W latach 50. XX wieku, w Wielkiej Brytanii zaobserwowano ciekawe zjawisko. Dostarczane pod drzwi domów butelki z mlekiem stawały się łupem dziwnego złodzieja. Ktoś przebijał przykrywkę z metalowej folii i wypijał trochę płynu, reszty nie ruszając. Zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy okazało się, że owymi złodziejami są sikorki! Ptaki nauczyły się czegoś nowego z korzyścią dla siebie.

Ale to nie koniec, bo w kilka tygodni po sikorkach angielskich atak na butelki z mlekiem przypuściły sikorki w całej Europie. Ich nauczycielami z pewnością nie były ptaki z wysp, więc kto?

Nowa umiejętność odkryta przez zwierzę czy człowieka, powtórzona kilka razy staje się trwałą formą i trafia do banku pamięci. Od tej chwili inne zwierzęta tego gatunku (lub ludzie) uczą się jej kilka razy szybciej. Zgodnie z tą koncepcją, znacznie łatwiej jest nauczyć kogoś programowania komputerów dziś, niż w latach 70. ub. wieku. Ułatwia to nasza „pamięć gatunkowa”, a kontakt z nią uzyskujemy, dostrajając się do potrzebnej informacji przez rezonans morficzny. Taki bank informacji przypomina ezoteryczną ideę Kroniki Akaszy – zapisu wszystkich działań, myśli i emocji, jakie kiedykolwiek pojawiły się na świecie. Niektórzy rzeczoną kronikę nazywają „pamięcią Boga”.

Hipoteza przyczynowości formatywnej zakłada zatem coś na kształt duchowego ewolucjonizmu. W takim ujęciu cały wszechświat aktywnie uczestniczy w procesie ewolucji, i to na wszystkich poziomach: od subatomowego, po poziom historyczny i społeczny. Zbliża to teorię angielskiego biochemika do wizji teologa i filozofa, ojca Teilharda de Chardina, który również postulował istnienie ukrytego i nie dającego się zmierzyć aspektu materii – ducha. Według zakonnika, ewolucja wszechświata to nic innego, jak nasilająca się erupcja myśli integrującej się Świadomości. Rzeczywistość nie jest niezmienna; można wpływać na nią poprzez wolę i wiarę. Im bardziej zintegrowana Świadomość, tym większy jej wpływ na materię świata.

Łzy spływają po obrazie Madonny; gipsowa figurka Jezusa poci się ludzką krwią. Kiedyś zdarzyło się to po raz pierwszy, lecz potem cuda zaczęły pojawiać się na wszystkich kontynentach, w obszarach oddziaływań różnych Kościołów, w obecności różnych osób. Odległość i czas nie mają znaczenia. Chwilami odnosi się wrażenie, że cuda występują wręcz sezonowo. Zapoczątkowane przez pierwszy, wzmacniane każdym następnym... Czy to możliwe, by cudami łez zawiadywało pole morfogenetyczne? Pole takie – przypomnijmy – działa jak grupa umysłów wewnątrz gatunku i kształtuje jego ewolucję oraz zdolności uczenia się. Czy również rozwój duchowy? A dlaczego nie?

zdjeciePole grupowej świadomości niewątpliwie przesyła nam różnorakie sygnały, powstałe na skutek przetworzenia tego, co w jego stronę przesłaliśmy. Celem tych sygnałów jest przyciągnięcie naszej uwagi, abyśmy zawczasu mogli być świadomi kierunku, w jakim będzie podróżował grupowy umysł. Aldous Huxley mówi o tym tak: Każda religia, jeśli tylko jest przedmiotem silnej wiary, stwarza przedmioty swego kultu: bogów, zmarłych, świętych itp. Obiekty – fikcje czy projekcje, mogą stać się ośrodkami energii wzniecającymi energię indywidualnych modlitw, pragnień i wyobrażeń. Ta zaś może pomagać w osiągnięciu skutków, jakich pragną.
Pływamy w oceanie informacji, wyławiamy z niego to i owo, a potem rzutujemy to jak hologram w ramy naszego kontinuum czasowo-przestrzennego. A zatem nasza świadomość – ta jej część, którą nazwaliśmy umysłem ukrytym albo umysłem grupowym – jest w stanie kontrolować zdarzenia fizyczne zachodzące w makroświecie. Czy w takim ujęciu powinna jeszcze dziwić materializacja pojawiającego się znikąd przedmiotu? Albo krwawe łzy kapiące z oczu namalowanej na płótnie Madonny?

Otóż powinna. Ponieważ całe nasze doświadczenie przeczy takim wnioskom. Jeśli nawet wpływ obserwatora na zjawiska fizyczne jest możliwy tylko w mikroświecie (a na taki fakt zdają się wskazywać liczne doświadczenia), w makroświecie przecież to się nie zdarza. Jak ujął to Einstein, Księżyc istnieje także wtedy, gdy nikt na niego nie patrzy. Czy prawa mechaniki kwantowej stosują się zatem również do makroświata? A jeśli tak nie jest, w którym miejscu przebiega granica, gdzie kończy się dominium duchów, a zaczyna świat twardej materii?

opracował Józef Łącki



Komentarze (0)

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY