Bochenia
Bochenia » Sacrum i profanum » 2014 » Trzej starcy

Trzej starcy

Trzej starcy Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich. Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie (Mt 6, 7-8).

linia

TRZEJ STARCY
(wg Lwa Tołstoja)


Na statku płynącym z Archangielska na Wyspy Sołowieckie znajdował się biskup. Na tym samym statku płynęli też ludzie udający się z pielgrzymką do relikwii sołowieckich świętych. Dął sprzyjający wiatr, było słonecznie, statkiem nie kołysało. Pielgrzymi - jedni odpoczywali leżąc, inni pożywiali się, jeszcze inni siedzieli małymi grupami - cicho gwarzyli między sobą.
Na pokład wyszedł także biskup i zaczął spacerować po nim tam i z powrotem. Doszedł biskup do dziobu, patrzy, zebrała się tu grupka ludzi. Chłop jakiś pokazuje coś ręką na morzu i mówi, a reszta słucha. Zatrzymał się władyka, popatrzył w kierunku, który wskazywał chłop: nic tam nie było widać, tylko morze odbijało blask słoneczny. Podszedł więc jeszcze bliżej, chciał bowiem usłyszeć, o czym mówi. Chłop zobaczył biskupa, zdjął czapkę, zamilkł. Ludzie obejrzeli się, zobaczyli biskupa, też zdjęli czapki, aby wyrazić uszanowanie.

-    Nie przeszkadzajcie sobie, moi drodzy - powiada biskup. - Ja także chciałem posłuchać tego, co mówiłeś, dobry człowieku.
-    A bo tu ten Sybirak opowiadał nam o świętych starcach objaśnił jeden z nich, bardziej śmiały kupiec.
-    A co o nich mówiłeś? - zapytał biskup, zbliżył się do burty i usiadł na skrzynce. - Opowiedz, chętnie i ja posłucham. I co pokazywałeś?
-    O, tam, ledwo widać wysepkę - powiedział chłop i pokazał przed siebie, nieco na prawo. - Na tej właśnie wysepce owi starcy przebywają, święty żywot wiodą.
-    A gdzież ta wysepka? - pyta biskup.
-    Proszę patrzeć wzdłuż mojej ręki. O, tam chmurka, a od niej na lewo, niżej, widać coś niby smugę. Patrzy, wypatruje biskup, błyszczy się woda w słońcu, nic nie może zobaczyć, nie przyzwyczajony.
-  Nie widzę - mówi. - Powiedz więc, jacyż to starcy żyją na wysepce?

I rybak znów zaczął opowiadać, jak to kiedyś wypłynął łowić ryby, jak go przyniosło do wyspy, do tej właśnie, że sam nie wiedział, gdzie się znajduje. Rano zaczął chodzić, natrafił na ziemiankę, a przy niej spotkał najpierw jednego starca, potem zaś wyszło jeszcze dwóch. Ci nakarmili go, wysuszyli, a potem to jeszcze nawet pomogli łódź naprawić.
-    A jak oni wyglądali? - zapytał biskup.
-    Jeden niziutki, przygarbiony, bardzo wiekowy, w stareńkim, zniszczonym habicie, lat musiał mieć więcej niż sto, siwa broda jakby już zaczęła się robić zielona, sam zaś ciągle uśmiechnięty, jasny jakby anioł z nieba. Drugi za to wzrostu wyższego, także stary, w podartym kaftanie, broda szeroka, siwa z żółtym odcieniem, a chłop z niego silny że strach: łódź moją chwycił, przewrócił, jakby to był ceber, nie zdążyłem mu nawet w tym pomóc. Też taki radosny jak tamten. Trzeci natomiast wysoki, broda długa, do kolan, bielutka jak śnieg, sam on jednak mroczny, surowy, brwi zwisają aż na oczy, cały nagi, tylko w pasie rogoża owinięty.

-    A o czym z tobą rozmawiali? - pyta biskup.
-  Wszystko raczej milczkiem robili, zresztą między sobą też mało mówią; jeden na przykład tylko popatrzy, a drugi już wszystko rozumie. Zacząłem wypytywać tego wysokiego, od jak dawna już tu żyją. Nachmurzył się, coś zagadał, jakby się rozsierdził. Mały staruszek wziął go zaraz za rękę, uśmiechnął się i ten wielkolud się uspokoił. Tyle że staruszek powiedział: "Zmiłuj się nad nami" i uśmiechnął się.

W czasie, kiedy chłop to wszystko opowiadał, statek znacznie się do wyspy przybliżył.
-  O, teraz to już widać całkiem dobrze! - zawołał kupiec. - Proszę łaskawie popatrzeć, wasza ekscelencjo - dodał wyciągając rękę.
Biskup zaczął się znów wpatrywać. I rzeczywiście, dojrzał ciemniejsze pasmo - tak, wysepka. Popatrzył, popatrzył, a potem z dziobu skierował się w stronę steru i podszedł do sternika na rufę.
-    Co to za wysepkę - powiada - tu widać?
-    A taka sobie, bez nazwy. Wiele ich tutaj.
-    A prawda to, że - jak mówią - wiodą tu żywot świątobliwi pustelnicy?
-    Tak ludzie mówią, wasza ekscelencjo, nie wiem, czy to prawda. Rybacy, podobno, ich widzieli. A bywa i tak, że gadają całkiem od rzeczy.
-    Chciałbym przybić do tej wyspy, zobaczyć starców - powiedział biskup. - Jak to zrobić?
-    Statek tam nie popłynie - odparł sternik. - Chyba łódź, ale trzeba zapytać kapitana.

Zawołano kapitana.
-  Chcę popatrzeć na tych starców - mówi biskup. – Czy możecie mnie tam zawieźć?
Kapitan zaczyna odradzać.
-    Móc to można, czemu nie, ale czasu się dużo straci, a ośmielę się zwrócić uwagę waszej ekscelencji, że i patrzeć na nich nie warto. Słyszałem od ludzi, że starcy tam żyjący to istoty niemądre; niczego nie rozumieją, nic nie potrafią powiedzieć, milczą niczym ryby morskie.
-    Ja jednak życzę sobie - powtarza biskup. - Zapłacę za to, zawieźcie mnie.

Cóż było robić, wydano odpowiednie polecenia, marynarze zmienili ustawienie żagli. Sternik obrócił statek, skierował go ku wyspie. Wyniesiono biskupowi krzesło na dziób, ten siadł na nim i patrzy. Ludzie też wszyscy zgromadzili się na dziobie, wszyscy patrzą na wyspę. A niektórzy, co mają wzrok bystrzejszy, to już rozróżniają nawet kamienie na wyspie i pokazują ziemiankę. Jeden to nawet trzech starców dostrzegł. Kapitan wyniósł lunetę, popatrzył przez nią, podał ją biskupowi.
-  Rzeczywiście - powiedział - ot tam, na brzegu, na prawo od tego wielkiego kamienia, stoi trzech ludzi.
Biskup także popatrzył w lunetę, skierował tam, gdzie należało; tak, stoją trzy osoby: jedna wysoka, druga niższa, a trzecia zupełnie mała; stoją na brzegu, trzymają się za ręce.

Podszedł kapitan do biskupa:
-  Tutaj, ekscelencjo, statek będzie musiał się już zatrzymać. Jeśli łaska, to stąd ekscelencja zechce już udać się łódką, a my tu będziemy stali na kotwicy.
Spuszczono łańcuch, zarzucono kotwicę, zwinięto żagiel -statkiem szarpnęło, zakołysało. Łódź opadła na wodę, marynarze siedli do wioseł, biskup zejść musiał do łodzi po sznurowej drabince. Zszedł biskup, usiadł na ławeczce, wioślarze chwycili za wiosła, uderzyli nimi zgodnie w wodę - i łódka pomknęła ku wyspie. Podpłynęli na rzut kamieniem, widzą - stoją trzej starcy: wysoki - nagi, opasany rogóżką, niższy - w podartym kaftanie, staruszeczek przygarbiony - w stareńkim, wyblakłym habicie; stoją wszyscy trzej, trzymają się za ręce.

Wioślarze przybili do brzegu, zaczepili się osękiem. Biskup mógł wyjść na brzeg.
Starcy pokłonili mu się, on ich przeżegnał krzyżem świętym, pokłonili mu się więc po raz drugi, jeszcze niżej. I tak do nich zaczął mówić:
-  Słyszałem - powiada - że wy tu, Boży ludzie, prowadzicie świątobliwe życie, modły za ludzi do Pana Jezusa zanosicie. Ja zaś tu, pokorny sługa Chrystusowy, z łaski Boga powołany zostałem, aby paść jego trzódkę. Pragnąłem przeto was, sługi Boże, zobaczyć, oraz - jeśli potrafię - nauki udzielić.
Starcy milczą, uśmiechają się, spoglądają jeden na drugiego.

-  Powiedzcie mi - pyta biskup - jak tu żyjecie i jak Panu Bogu służycie.
Westchnął głęboko mnich średni i spojrzał na najstarszego, tego zgrzybiałego; nachmurzył się wysoki i też popatrzył na staruszka. Uśmiechnął się więc starzec najstarszy, najbardziej leciwy, i powiada:
-  Nie potrafimy, sługo Boży, Panu Bogu jak trzeba służyć, służymy tylko samym sobie, samych siebie żywimy.
-    No to jak modlicie się do Pana Boga? - zapytuje biskup.
Na to ów starzec odpowiada:
-    Modlimy się tak: "Trzech Was, trzech nas, zmiłuj się nad nami".
I jak tylko wymówił te słowa, wszyscy trzej starcy podnieśli oczy ku niebu i zawołali:
-  Trzech Was, trzech nas, zmiłuj się nad nami!

Uśmiechnął się biskup i powiada:
-  A, to słyszeliście coś o Trójcy Świętej, ale modlicie się nie tak, jak należy. Polubiłem was, Boży ludzie, widzę, że pragniecie czynić to, co Bogu miłe, ale nie wiecie, jak Mu trzeba służyć. Nie tak należy się modlić; nauczę was, słuchajcie mnie dobrze. Uczyć was będę nie od siebie, lecz według Bożego przekazu, tak jak Bóg polecił wszystkim ludziom, aby się do Niego modlili.
I zaczął biskup wyjaśniać i tłumaczyć starcom, jak to Pan Bóg dał się poznać ludziom; powiedział im o Bogu Ojcu, o Bogu Synu oraz o Duchu Świętym, w końcu rzekł:
-  Bóg Syn zstąpił na ziemię, aby ludzi odkupić, i tak nauczył wszystkich się modlić. Słuchajcie przeto i powtarzajcie za mną.

I zaczął mówić "Ojcze nasz". I powtórzył jeden starzec "Ojcze nasz", powtórzył i drugi "Ojcze nasz", tak samo powtórzył trzeci "Ojcze nasz".
-  "Któryś jest w niebie."
I znów powtórzyli starcy: "Któryś jest w niebie". Ale poplątały się słowa średniemu, powiedział nie tak, jak należało; nie wymówił ich należycie również ten wysoki, nagi: brodą i wąsami tak mu usta zarosły, że nie potrafił już porządnie, wyraźnie mówić; niezrozumiale zresztą mamrotał także najstarszy, bezzębny już pustelnik.

Powtórzył biskup raz jeszcze, powtórzyli i starcy. Usiadł biskup na kamieniu, starcy stanęli koło niego, patrzyli mu uważnie na usta i powtarzali z nim równocześnie. I tak cały dzień, aż do wieczora trudził się biskup z nimi, starał się ich nauczyć modlitwy, powtarzając dziesięć, dwadzieścia, sto razy każde słowo, starcy zaś starali się wyuczyć je, zapamiętać. Mylili się, przekręcali słowa, ale on cierpliwie ich poprawiał i kazał powtarzać od początku.
I nie dał im spokoju, dopóki nie nauczył ich całej Modlitwy Pańskiej. Odmówili ją z nim razem, a potem raz jeszcze, już sami. Najwcześniej zapamiętał ją pustelnik średni, więc wyrecytował ją w całości. Kazał mu więc biskup odmówić raz i drugi samemu, potem powtórzyć raz trzeci, wreszcie wszyscy razem znów odmówili całe "Ojcze nasz".
Zmierzch już zapadał, zza horyzontu, z morza zaczął wynurzać się księżyc, kiedy biskup zaczął się zbierać z powrotem na statek. Pożegnał starców, oni pokłonili się, przypadając mu do nóg. Podniósł każdego i ucałował, przypomniał, że mają się modlić tak jak ich nauczył, a potem wsiadł do łodzi i odpłynął na statek.

Płynie biskup ku statkowi, a wszyscy w łodzi słyszą, jak święci pustelnicy, na trzy głosy, odmawiają gromko Modlitwę Pańską. Kiedy dopływali do celu, nie było już wprawdzie słychać głosu modlących się, lecz w świetle miesiąca dobrze było widać: stoją na brzegu, na tym samym miejscu, trzej starcy - najmniejszy z nich w Samym środku, wysoki z prawej, średni z lewej strony. Podpłynął biskup do statku, wdrapał się na pokład, wyciągnięto kotwicę, podniesiono żagle, wiatr je wypełnił, statek drgnął, ruszył z miejsca - i popłynęli dalej. Przeszedł biskup na rufę, usiadł tam i nie spuszczał oczu z wysepki. Najpierw widać było sylwetki stojących starców, potem zniknęli oni z zasięgu wzroku, widoczna była tylko wysepka, wreszcie i ona się schowała, tylko samo morze połyskiwało w księżycowej poświacie.

Poukładali się już do snu pielgrzymi, na pokładzie zaległa cisza. Nie poszedł spać jedynie biskup, nie chciało mu się; siedział sam na rufie, patrzył na morze, tam gdzie zniknęła wysepka, i rozmyślał o dobrych starcach. Myślał o tym, jak cieszyli się z tego, że nauczył ich modlitwy, i dziękował Bogu za to, że dozwolił mu okazać pomoc Bożym ludziom, przynieść im słowo Boże.
Siedzi tak biskup, duma, patrzy na morze, w tę stronę zwłaszcza, kędy skryła się wysepka. I aż zaczyna mu się mienić w oczach - to tu, to tam odbija się, błyszczy światło w falującej wodzie. Nagle spostrzega, że coś zaświeciło się, zabieliło w smudze księżycowego światła: ptak, nie ptak, mewa chyba, a może żagiel na łodzi? Przypatrzył się lepiej biskup i myśli: "Pewno łódź z podniesionym żaglem za nami płynie. Ale coś zbyt szybko nas dogania. Dopiero była daleko, daleko, a teraz widać ją całkiem już blisko. A zresztą to wcale nie łódź, coś nie bardzo podobne do żagla. A jednak coś pędzi za nami i nawet nas dogania". I nie potrafił biskup rozróżnić, co to takiego: łódź nie łódź, ptak nie ptak, ryba nie ryba. Podobne niby do człowieka, ale zbyt duże, poza tym skąd człowiek sam na morzu. Wstał biskup, podszedł do sternika.
-  Zobacz - mówi - co to takiego? Co to, bracie, co? – pyta biskup, ale sam już widzi:
po wodzie biegną starcy, bieleją i błyszczą ich siwe brody, są już blisko, już doganiają statek, który jakby czekał na nich, jakby stanął w miejscu. Obejrzał się sternik, przestraszył się, wypuścił ster z rąk i krzyknął donośnym głosem:
-  O, Boże! Starcy nas doganiają, biegną po wodzie jak po suchym lądzie!
Usłyszeli ludzie, skoczyli, wszyscy wylegli na pokład, skupili się na rufie. I widzi każdy: biegną starcy, trzymają się za ręce -ci, co z brzegu, machają rękoma, aby się statek zatrzymał. Wszyscy trzej posuwają się po wodzie jak po suchym, biegną, ale nogami nie ruszają. Nie zdążono jeszcze statku zatrzymać, kiedy starcy się już z nim zrównali, podeszli do samej burty, podnieśli w górę głowy i zawołali wszyscy jednogłośnie:
-  Zapomnieliśmy, sługo Boży, zapomnieliśmy twej nauki! Dopóki powtarzaliśmy, umieliśmy ją, pamiętaliśmy; przerwaliśmy na godzinę powtarzanie, jedno słowo wyskoczyło - zapomnieliśmy, wszystko się poplątało. Niczego teraz nie pamiętamy, musisz nas nauczyć na nowo.

Biskup przeżegnał się, przechylił przez burtę w dół, ku starcom i powiada:
-  Miła Panu jest wasza modlitwa, starcy Boży. Nie ja powinienem was uczyć się modlić. To wy módlcie się za nas, ludzi grzesznych!
 
I pokłonił się nisko, do nóg, biskup trzem starcom. A ci zatrzymali się, zawrócili i pobiegli z powrotem po wodzie. I aż do rana widać było jasność z tej strony, w którą podążyli trzej starcy.



Komentarze (1)

Trzej starcy - Tęsknota za pięknem ducha

Napisane przez Eneasz, 7 August 2015
Jakże piękne i wzruszające w swojej prostocie jest to opowiadanie o Trzech starcach. Temat wciąż aktualny mimo rozgrywającej się akcji o kilka pokoleń wstecz. Prostota, ubóstwo i głęboka duchowość tych trzech starców daleko wyprzedza ekscelencję mimo jego wykształcenia, bogactwa i wpływów. Człowiek jest bogaty nie z tytułu posiadania, koneksji czy nawet wiedzy ale bogaty swoim wnętrzem, duchowością i bezgraniczną miłością do otaczającego go świata, siłą wiary i zaufania do drugiego człowieka
 

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY