Bochenia
Bochenia » Partnerstwo dla przyjaźni » 2011 » Listopad » Być jak świąteczny Anioł…

Być jak świąteczny Anioł…

Być jak świąteczny Anioł… To, co możesz uczynić, jest tylko maleńką kroplą w ogromie oceanu, ale jest właśnie tym, co nadaje znaczenie Twojemu życiu.

linia

zebrakWarszawski dworzec przed świętami Bożego Narodzenia wygląda tak samo, jak zwykle. Buro, ponuro, szaro. Zwyczajnie brzydko. Ludzie spieszą się gdzieś, gnają, nie zatrzymując ani na chwilę. Każdy jest w pędzie.
Podobnie jak ja. Wiedziałam, że zbliża się Boże Narodzenie. Przypominał mi o tym kalendarz, trąbiły wystawy sklepowe i osoby przebrane za świętego Mikołaja, które na rogu każdej ulicy próbowały wcisnąć mi ulotkę banku. Do tego pełno kwestujących. A to na rzecz biednych dzieci, a to dla chorych w hospicjum, a to na badania nad jakąś nietypową odmianą białaczki… Każdy powód do żebractwa był dobry. Bo dla mnie to było żebractwo. Nie mogłam pojąć, jak w cywilizowanym kraju mogą żyć głodne dzieci. Jak może nie być pieniędzy na funkcjonowanie służby zdrowia? W końcu wszyscy płacimy na to podatki!

Nienawidziłam widoku biedy. Może dlatego, że sama pochodziłam z ubogiej rodziny, gdzie ledwo starczało na chleb? Takie już są bolączki popegeerowskich miejscowości. Główną przyczyną ludzkich nieszczęść na wsiach wcale nie był brak pieniędzy, ale alkohol. Ludzie w ten sposób odreagowywali stresy dnia codziennego, nie interesując się, jakie skutki może to mieć dla ich rodzin. Już jako mała dziewczynka obiecałam sobie, że moje życie będzie inne od tego, co widuję na co dzień. Dlatego uczyłam się. Popołudniami i nocami, często wykraczając poza program narzucony przez szkołę. Do liceum dostałam się bez egzaminów, jako jedyna. Otrzymałam stypendium naukowe, które potwierdziło to, co i tak wiedziałam. Jak będę się uczyć, osiągnę wszystko.

Przez liceum przeszłam ze świetnymi wynikami i bezproblemowo dostałam się na SGH. Już na studiach rozpoczęłam pracę w jednej z korporacji, która zaraz po obronieniu przeze mnie tytułu magistra, zaproponowała mi dalszy rozwój.
- Jesteś naprawdę świetna i niezastąpiona – mawiał prezes, a ja puchłam z dumy.
Robiłam kolejne kursy językowe i szkolenia. Kariera stała przede mną otworem. Do domu jeździłam bardzo rzadko. Rodzice nie rozumieli mojego świata, ja natomiast nie pasowałam już do ich rzeczywistości. W Warszawie kupiłam sobie przytulne mieszkanie, biorąc kredyt na trzydzieści lat. Urządzałam je nowocześnie. Właściwie mieszkankiem cieszyłam się jedynie wieczorami. Dużo pracowałam i co najważniejsze, cieszyła mnie ta praca. W weekendy natomiast brałam udział w różnych szkoleniach.

A teraz przyszło Boże Narodzenie. Dokładnie zostały do niego dwa dni.
- Kto chce pracować przez święta? – prezes rzucił to pytanie zaledwie tydzień temu. Jako pierwsza podniosłam rękę do góry.
- Agata, ty nie możesz – przecząco odparł szef. – Pracowałaś tak przez ostatnie trzy lata. Wypada, abyś w tym roku miała wolne Boże Narodzenie.
I smutną koniecznością pracy w rodzinnym czasie obdarzył nowo przyjętego pracownika. Chętnie zamieniłabym się z nim. A tak? Tkwiłam teraz na warszawskim dworcu, dzień przed Wigilią. W końcu wypadało pojechać do rodziców. Nie byłam u nich… Zaraz, zaraz … dwa lata! Z mamą raz w tygodniu rozmawiałam przez telefon, ale były to raczej płytkie rozmowy. Namawiała mnie na przyjazdy do domu, ale ja zawsze wymawiałam się pracą i obowiązkami. Kiedy w końcu stawała się natarczywa, niegrzecznie odpowiadałam, że ciężko pracuję, aby mieć los lepszy niż oni. Mama wycofywała się wtedy.

A teraz jechałam do domu. Musiałam… Nie czułam jednak świątecznej atmosfery. W głowie krążyły mi myśli dotyczące pracy. Rozważałam, co i jak poukładać po powrocie. Jechałam aż na cztery dni…
Pociąg miałam dopiero za godzinę. Siedziałam w dworcowej poczekalni, zła na siebie, że przyjechałam tak wcześnie. Wokół mnie na ławkach krążyli bezdomni i żebracy. Nie lubiłam ich widoku. Zawsze mi się wydawało, że obecny los wybrali sobie sami. A teraz jeszcze mają czelność chodzić i żebrać. Dwa metry ode mnie usiadł kolejny taki element. Miał wychudzoną twarz, pooraną zmarszczkami. Ubranie, nieodpowiednie na tę porę roku, właściwie nadawało się bardziej do wyrzucenia  niż noszenia. Mężczyzna rozglądał się po dworcu.
„Na pewno zaraz do mnie podejdzie i poprosi o pieniądze na jedzenie” – pomyślałam. Przygotowałam sobie zawczasu kilka monet i trzymałam je w ręce. W razie czego podam mu je szybko i nie będę musiała wysłuchiwać bełkotliwych podziękowań alkoholika. Bo przecież każdy bezdomny to alkoholik!

zebrakMężczyzna jednak nie podszedł do mnie. Ba, nawet nie ruszył się z miejsca. Siedział i z uśmiechem wdychał zapachy z pobliskiej restauracji. Pachniało nieziemsko, mnie samej kiszki skręcały się z głodu. Zastanawiałam się nawet, czy nie wykorzystać czasu oczekiwania na zjedzenie obiadu. Żołądek coraz bardziej dawał o sobie znać, więc weszłam do dworcowej restauracji. Była pełna. Z trudem znalazłam miejsce. Jakaś para zgodziła się udostępnić mi trochę miejsca. Po chwili kelnerka przyniosła parujący talerz. Mniam, ziemniaczki, gorący kotlet i góra surówki. Z ochotą zabrałam się do jedzenie. Para przy stoliku zbierała się już do wyjścia.
- Kochanie – zwrócił się mężczyzna do kobiety. – Zostało nam sporo na talerzach. Poprosimy kelnerkę o zapakowanie.
Pomyślałam, że to dobry pomysł. Sama nie lubię zostawiać jedzenia. Popatrzyłam, jak oboje podchodzą do baru i podają talerze kelnerce. Po chwili oddała im reklamówkę z prowiantem. Oboje wyszli z restauracji, uśmiechnięci i zadowoleni. Obserwowałam ich. Myślałam, że pójdą w stronę wyjścia, ale … skierowali się w stronę ławki starszego pana. Podeszli do niego, wręczyli mu torebkę, zamienili kilka słów i odeszli. Natomiast mężczyzna… Jego twarz rozświetliła się nieoczekiwanym blaskiem, co najmniej jakby ujrzał anioły! Może i to były anioły…

Bezdomny z nabożną czcią otworzył reklamówkę i wdychał zapachy, wydobywające się z niej. Po chwili zaczął jeść. Jadł z takim spokojem, jakby ostatni posiłek spożywał rano, a nie przed paroma dniami.
Do stolika podeszła kelnerka, aby wytrzeć stolik. Zauważyła, że przyglądam się mężczyźnie.
- Co tez władze miejskie zrobiły najlepszego, prawda? – zaczęła mówić. – Takiego bohatera to ze świecą szukać. Gdyby nie pan Jerzy, dzieci z domu dziecka zginęłyby! To on zauważył pożar, a potem zaczął go gasić, nie czekając na straż pożarną. Wynosił śpiące maluszki, narażając się na poparzenia. Ile czasu potem spędził w szpitalu! Do pracy go z powrotem nie przyjęli, bo stał się kaleką, a ze skromnej renty nie mógł utrzymać mieszkania. A włodarze miasta nie dały mu mieszkania socjalnego. Dlatego wylądował na dworcu – kobieta machnęła ręką i poszła.
A ja siedziałam jak zamroczona. Zrobiło mi się wstyd. Dlaczego skupiłam się na powierzchownej ocenie? Nie miałam do niej prawa…
Nie dałam rady już nic przełknąć. Poprosiłam kelnerkę o rachunek.
- Zapakować resztę? – spytała.
- Oczywiście! – nie wahałam się ani przez chwilę.

Zapłaciłam za swój obiad. Ale po namyśle dokupiłam jeszcze cztery kawałki szarlotki i dwie kawy. I również poprosiłam o zapakowanie. Kelnerka uśmiechnęła się do mnie i mrugnęła okiem.
- On bardzo lubi szarlotkę – powiedziała.
Wyszłam z restauracji na dworzec. Swoje kroki od razu skierowałam do ławki. Obok pana Jerzego siedział inny bezdomny. Podeszłam do nich.
- Przepraszam, panowie, właśnie kupiłam przekąskę dla moich przyjaciół, ale oni się spóźnią i szkoda, aby ciepła kawa zmarnowała się. Proszę, tu są kubeczki, tylko nie poparzcie się. A w środku torebki – szarlotka. Smacznego! – podałam im prowiant i szybko odeszłam.
W ostatniej chwili usłyszałam:
- Dziękujemy! – radośnie rzucone przez obu mężczyzn. A pan Jerzy dodał:
- Same anioły Pan Bóg zsyła przed Bożym Narodzeniem.

Święta właśnie się dla mnie zaczęły…

Agata (26)
Dorota Schrammek



Komentarze (2)

Być jak świąteczny Anioł… - !?

Napisane przez cztery lapy, 12 December 2011
Opowiadania sercem pisane.

Sercem pisane

Napisane przez Grzegorz, 24 May 2017
Pani Doroto, nie dość, że pięknie napisała to opowiadanie, to jeszcze wniosła w niego całe serce. Muszę się przyznać, że popłakałem się. Mówiąc szczerze to była zarazem piękna przedświąteczna katacheza
 

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY