Bochenia
Bochenia » Ogłoszenia » Nauka » 2009 » Globalne Ocieplenie Stop!

Globalne Ocieplenie Stop!

 

 

Przez dekady średnia temperatura na Ziemi wzrastała co najwyżej o ułamki stopnia Celsjusza. Klimatolodzy od lat mierzyli ją w tradycyjny sposób - rok kalendarzowy do roku - tj. od stycznia do grudnia.

Ostatnio jednak klimat zupełnie zwariował. Średnie temperatury zaczęły rosnąć w niespotykanym dotąd tempie. Wybitny polski klimatolog profesor Zbigniew Kundzewicz, szef zespołu badawczego w Institute for Climate Research w Poczdamie, postanowił spojrzeć na zmiany średnich rocznych temperatur w nowatorski sposób. Przy ich zliczaniu zachował okres 12 kolejnych miesięcy, natomiast zrezygnował z obowiązującego dotąd modelu styczeń-grudzień. Taki sposób liczenia stwarza możliwość wychwycenia zmian w znacznie krótszym czasie. Dysponujemy bowiem danymi z całego minionego roku, a nie trzeba czekać, by skończył się rok kalendarzowy.

Co miesiąc rekord

Kundzewicz dysponował świetną bazą danych, w poczdamskim instytucie obserwacje temperatury prowadzone są bowiem od 1893 r. Co się okazało?

Do niedawna najcieplejszym zanotowanym w Poczdamie okresem kolejnych 12 miesięcy był czas między 1 lipca 1999 a 30 czerwca 2000 r. Średnia temperatura z 12 miesięcy wyniosła wtedy 10,7 stopnia. Pierwszy rekord - 10,83 stopnia - prof. Kundzewicz zanotował dla 12 następujących po sobie miesięcy od 1 lutego 2006 r. do końca stycznia 2007 r. A potem się zaczęło - rekordy padały w lutym, marcu, kwietniu i maju. Średnia temperatura z 12 miesięcy od początku czerwca 2006 r. do końca maja tego roku wyniosła 12,05 stopnia Celsjusza. To aż o 1,35 stopnia więcej niż rekord z okresu lipiec 1999 - czerwiec 2000!

Czy pomiary robione w Poczdamie można odnieść również do naszego kraju? - Tak, to ten sam rejon Europy, Poczdam leży przecież nieco ponad 100 km od polskiej granicy - mówi prof. Kundzewicz.

"Gazeta" poprosiła, by podobną analizę przeprowadził poznański oddział Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, który swój punkt pomiarowy ma w okolicach lotniska na Ławicy. Okazało się, że tendencja jest taka sama: średnia z 12 miesięcy kończących się 31 stycznia 2007 r. wyniosła 10,5 stopnia, a na koniec maja - o okrągły stopień więcej.

Tokaj i kukurydza

Notowane w ostatnim czasie w Polsce zmiany temperatur nie dziwią dr. Jerzego Kozyrę, agroklimatologa z Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach. - Jest to oczywisty efekt globalnego ocieplenia - mówi. Dodaje, że w Polsce liczona w sposób tradycyjny średnia z ostatnich dziesięciu lat jest wyższa o mniej więcej 1 stopień od normy z lat 1960-90. To bardzo dużo. Ten wzrost sprawił, że obecnie możemy liczyć na dojrzewanie kukurydzy na całym obszarze naszego kraju, gdy w latach 70. dojrzewała tylko na Dolnym Śląsku - w najcieplejszym regionie Polski. Dzisiejsze warunki klimatyczne w Polsce możemy porównać do tych, jakie panowały przed 1990 r. w Dolnej Austrii i w północnych Węgrzech - regionie znanym z produkcji tokaju. Produkcja dobrych win w Polsce jest więc bardzo realna.

Ale są też i negatywne dla rolnictwa skutki ocieplenia. Dr Kozyra podaje przykłady: - Po roku 1990 straty spowodowane suszą zdarzają się coraz częściej, tegoroczne przymrozki z początku maja spowodowały klęskę w sadach, bo drzewa wznowiły wegetację po zimie o blisko dwa tygodnie wcześniej. Wystarczyło krótkie wtargnięcie zimnego powietrza nad cieplejszy niż normalnie obszar Polski.

Co dalej? W najbliższym czasie w Polsce temperatura nadal będzie rosła - w tym względzie zgadzają się wszyscy eksperci. Ale jeśli chodzi o opady, prognozy są już sprzeczne. Dlaczego? Aby klimatolodzy uznali, że dana prognoza jest prawidłowa, co najmniej osiem z dwunastu modeli używanych do porównań musi wskazywać identyczny kierunek zmian. W przypadku opadów tak nie jest; Polska jest więc klimatologicznie „obszarem niepewności".

- To dlatego, że jesteśmy terenem granicznym. Masy powietrza czasem się tu zatrzymują, ale czasami w ogóle do nas nie dochodzą, a kiedy indziej szybko przelatują i idą dalej - wyjaśnia prof. Kundzewicz.

- Na podstawie tendencji z ostatnich lat można przewidzieć jedynie coraz większe opady zimą, a mniejsze latem. Poza tym przez sam fakt, że będzie cieplej, w glebie będzie mniej wody - dodaje naukowiec.

Dlaczego Ziemia się grzeje
Najbardziej uprzemysłowione kraje świata emitują coraz więcej gazów cieplarnianych - ostrzega ONZ. Od 1990 r. ich produkcja wzrosła prawie o 1 proc., choć miała spaść o 5 proc. Ziemia jest coraz bardziej gorąca.
Przez ostatnie 100 lat średnia temperatura na powierzchni Ziemi podniosła się o 0,74 st. C. Według prognoz Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu będzie jeszcze cieplej. W najlepszym przypadku do końca XXI w. temperatura wzrośnie o 1,1 st. W najgorszym - aż o 6,4 st.

Wśród naukowców istnieje prawie całkowita zgoda, że za ocieplenie odpowiada człowiek - emitując coraz większe ilości gazów cieplarnianych, głównie dwutlenku węgla. Otulają one naszą planetę niczym koc.

Jeśli nie ograniczymy ich produkcji, Ziemię czeka rewolucja klimatyczna - w wielu miejscach coraz częściej pojawiać się będą susze lub powodzie (mogą zdarzyć się zaraz po sobie ) oraz huragany; wieczne do tej pory lody zaczną topnieć, poziom morza podniesie się nawet o pół metra. Efekt? Masowe wymieranie gatunków.

Ludzkość sobie poradzi. Ale ludzie już niekoniecznie. Zmiany klimatu boleśnie dotkną prawie połowę z nas. Najbardziej tych najbiedniejszych, a więc najmniej odpowiedzialnych za wywołane rozwojem przemysłu ocieplenie.

Na początku czerwca najbardziej uprzemysłowione kraje ustaliły, że do 2050 r. powinny obciąć emisję gazów cieplarnianych o połowę. Przełom?

Chyba tak. Do tej pory USA - największy producent CO2 - sprzeciwiały się jakimkolwiek porozumieniom w tej sprawie. Unia Europejska liczy na to, że dzięki takiej redukcji do końca wieku temperatura nie podniesie się o więcej niż 2 st. C, a zmiany klimatu będą znośne dla przyrody i dla nas.

Dużo jednak zależy od tego, czy do tych ustaleń dołączą Chiny. Rozwijają się one tak gwałtownie, że jeszcze w tym roku wyprzedzą USA i zostaną największym "trucicielem" świata. W cudzysłowie, bo dwutlenek węgla nie jest przecież trucizną. Bez niego nie byłoby życia na Ziemi. Problem leży w jego nadmiarze.

Świat się rozpływa
Potężne himalajskie lodowce cofają się gwałtownie i mogą zniknąć w ciągu pół wieku - alarmują naukowcy zgromadzeni w stolicy Nepalu Katmandu na konferencji poświęconej ociepleniu klimatu.
Lodowce, które rozciągają się na długości 2,4 tys. km od Pakistanu przez Indie, Chiny, Nepal i Bhutan, zasilają dziewięć z największych rzek Azji, od których zależy życie 1,3 mld ludzi.

- Jeśli temperatura nadal będzie rosnąć, za 50 lat w Himalajach nie będzie już lodu ani śniegu - przewiduje Surendra Shestha, regionalny dyrektor Programu Narodów Zjednoczonych ds. Ochrony Środowiska.

Eksperci zgromadzeni w Katmandu ostrzegają również, że topniejące lodowce przepełnią górskie jeziora, które mogą wylać i zagrozić ludziom. Na przykład lodowiec Imja Tse (do 1983 r. - Island Peak) na południe od Mount Everestu cofa się o 70 m rocznie, tworząc gigantyczne jeziora. W latach 50. w Nepalu było niewiele takich jezior. Po ostatnim spisie w 2000 r. okazało się, że jest ich 2,4 tys. - w tym 14 na granicy przepełnienia. W przypadku nawet małego trzęsienia ziemi woda, występując z brzegów, spłynie w dół, porwie kamienie oraz odłamki skał i nabierając prędkości, zmiażdży wszystko, co napotka na swej drodze.

ONZ ostrzega, że na całym świecie lodowce topnieją coraz szybciej. W ciągu ostatnich 30 lat globalne ocieplenie naruszyło lody Arktyki - zimowa zmarzlina skurczyła się tam o 6-7 proc., a letnia aż o 10-12 proc. W tym samym czasie wiosenna pokrywa śnieżna półkuli północnej zmniejszyła się o 7-10 proc.

"Dalsze kurczenie się pokrywy śnieżnej i lodowej dotknie setki milionów ludzi na całym świecie" - ostrzega specjalny raport wydany przez ONZ. Podniesie się poziom morza, a jednocześnie w wielu miejscach zabraknie wody pitnej.

Paradoksalnie "globalne topnienie" nie jest zaledwie efektem ocieplenia, ale także potężnym czynnikiem, który przyspiesza podnoszenie się temperatury. Śnieg i lód odbijają do 80 proc. energii słonecznej, a woda ją pochłania.

Wysoka cena dobrego klimatu

Świat stać na to, by zahamować globalne ocieplenie - to najważniejsze uzgodnienie Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, który wczoraj opublikował raport w tej sprawie
Najważniejsze, bo podpisały się pod nim także kraje, które bojąc się o spowolnienie wzrostu gospodarczego, do wczoraj nie chciały o walce ze zmianami klimatu słyszeć. Są to: Stany Zjednoczone, które odpowiadają za jedną czwartą emisji gazów cieplarnianych (najgroźniejszy z nich to dwutlenek węgla), Chiny, które według wielu ekspertów już w tym roku zajmą mało zaszczytne miejsce lidera w tej klasyfikacji, i będące na czwartym miejscu Indie. Spośród największych "trucicieli" tylko Unia Europejska (trzecie miejsce) od dawna deklarowała, że zmiany klimatu są groźne dla przyrody i ludzi oraz że trzeba je powstrzymać. Postawiła sobie nawet cel, by do 2020 r. ograniczyć emisję gazów cieplarnianych o jedną piątą i jednocześnie by jedna piąta całej energii w UE była uzyskiwana ze źródeł uznawanych obecnie za alternatywne - Słońca, wody, wiatru, ziemi czy biomasy.

Zmienić żarłoczny styl życia

Dokument opublikowany wczoraj w Bangkoku w Tajlandii to trzecia część tegorocznego raportu na temat zmian klimatu. W pierwszej, ogłoszonej w lutym, ponad tysiąc naukowców i urzędników reprezentujących ponad sto państw zgodziło się, że odpowiedzialność człowieka za globalne ocieplenie jest prawdopodobna na co najmniej 90 proc. Była to istotna deklaracja, biorąc pod uwagę, że wiele osób podważa ludzką winę, twierdząc, że obserwowane zmiany to naturalne wahania temperatury na Ziemi.

Miesiąc temu w drugiej części raportu naukowcy z Panelu przedstawili czarny scenariusz, jaki w najbliższym stuleciu czeka przyrodę, jeśli człowiek się nie opamięta - susza w jednych częściach świata, powodzie w innych, zagłada milionów ludzi oraz blisko jedna trzecia gatunków roślin i zwierząt.

Co zatem powinniśmy zrobić, żeby do tego nie doszło? Przedstawione wczoraj zalecenia są znane już od dawna. Musimy rozwijać odnawialne i czyste źródła energii (panele słoneczne, wiatraki, hydroelektrownie, pompy podziemnego ciepła, kotły na biomasę). Powinniśmy także udoskonalać te brudne, by były bardziej efektywne i mniej szkodliwe dla klimatu. Po wielu dyskusjach wśród zaleceń znalazł się także rozwój energetyki nuklearnej. Trzeba promować publiczny transport kosztem prywatnego, popierać produkcję aut napędzanych silnikami hybrydowymi lub w całości elektrycznymi, a także namawiać ludzi do korzystania z rowerów i własnych nóg. Nowo budowane domy powinny być energooszczędne (dobrze ocieplane i wentylowane, a także oświetlane energooszczędnymi żarówkami), a stare trzeba unowocześniać. Musimy przestać wycinać pochłaniające dwutlenek węgla lasy (chodzi m.in. o barbarzyńskie niszczenie lasów deszczowych w Ameryce Południowej pod plantację soi czy wyrąbywanie lasów indonezyjskich i birmańskich na drewno eksportowane do Chin) i rozpocząć zalesianie miejsc już zdewastowanych.

"Ludzie muszą zmienić swój [żarłoczny] styl życia" - konkluduje raport.

Taniej będzie coś zrobić

To wszystko będzie oczywiście kosztować, ale kraje pracujące w Panelu zgodziły się, że stać je na takie wydatki. Od 1970 do 2004 r. emisja gazów cieplarnianych wzrosła aż o 70 proc. Obliczono, że znaczące ograniczenie jej wzrostu będzie w ciągu najbliższych 23 lat kosztować do 3 proc. światowego PKB - tyle średnio straci globalna gospodarka.

Jeśli jednak nie zrobimy nic, zapłacimy kilkadziesiąt razy więcej. - Ocieplenie doprowadzi do większego kryzysu gospodarczego niż druga wojna światowa - ostrzegał były szef Banku Światowego sir Nicholas Stern w swoim zeszłorocznym raporcie dla brytyjskiego rządu. - Produkt narodowy na świecie spadnie aż o jedną piątą. Załamanie gospodarcze uderzy we wszystkich, a najbardziej w biednych.

Bezwzględna walka z ociepleniem nie oznacza oczywiście, że szybko uda się nam je powstrzymać. Możemy za to ograniczyć emisję gazów cieplarnianych do takiego stopnia, że ich stężenie w atmosferze będzie "tylko" o blisko jedną czwartą większe niż dzisiaj. Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu szacuje, że dzięki temu średnia temperatura na Ziemi wzrośnie w XXI w. "jedynie" o blisko 2 st. C.

- A najpóźniej za 10-20 lat musimy rozpocząć zmniejszanie emisji gazów cieplarnianych do poziomu niższego niż dzisiaj - uważa dr Rajendra Pachauri, indyjski ekonomista, który przewodniczy Panelowi.

W jaki sposób? - Czyniąc ich emisję kosztowną i nakładając wysokie podatki na produkcję dwutlenku węgla - przekonuje uczony.

Węglowy ślad odciskany przez nas w przyrodzie
Co roku każdy z nas emituje do atmosfery ok. 10 ton dwutlenku węgla. Co zrobić, by zmniejszyć ten "węglowy ślad" odciskany w przyrodzie?

Mogło być tak: słonecznego poranka 117 tys. lat temu piękna Ewa mieszkająca ze swoją rodziną na południowym wybrzeżu Afryki poszła na spacer po plaży. Podziwiała wschód słońca, a jej stopy rzeźbiły ślady w mokrym piasku.

Inna wersja: popędzana przez Adama Ewa zbierała na plaży kamienie. Obciążona ładunkiem zostawiała w mokrym piasku głębokie, wyraźne wgłębienia. A może to Ewa poganiała Adama?

Tak czy inaczej ślady zostawione wtedy przez tajemniczego "ktosia" przetrwały w stwardniałym piasku do naszych czasów. Odnalazł je w 1997 r. geolog z RPA dr David Roberts w bajkowym miejscu nazywanym dziś laguną Langebaan i położonym godzinę drogi na północ od Przylądka Dobrej Nadziei.

Odciski niewielkich stóp są najstarszą pamiątką po pierwszych Homo sapiens. Nie sposób przejść wokół nich obojętnie. Jest to w końcu spadek po naszych praprapra. Mnie na ich widok od razu nasuwa się pytanie - jaki ślad my zostawimy w spadku naszym prawnukom?

Moje i twoje gazy cieplarniane

Wydaje się niestety, że naszą główną spuścizną będą zmiany w przyrodzie. Ekolodzy z międzynarodowej organizacji przyrodniczej WWF oceniają, że nasze potrzeby konsumpcyjne przerastają dziś możliwości Ziemi aż o jedną piątą. Inaczej - sami podgryzamy gałąź, na której siedzimy.

W latach 90. ubiegłego wieku do języka krajów zachodnich weszło pojęcie "ecological footprint" (ekologiczny ślad stopy). Jest to wskaźnik presji, jaką człowiek wywiera na środowisko naturalne. W ostatnich latach pojawiło się inne sformułowanie - "carbon footprint" (węglowy ślad stopy). To wskaźnik, który określa wpływ każdego z nas na katastrofalne dla ludzkości globalne ocieplenie.

Od 1906 r. średnia temperatura na świecie wzrosła o 0,74 st. C. Zdecydowana większość uczonych zgadza się, że robi się cieplej, bo emitujemy do atmosfery tzw. gazy cieplarniane. Najgroźniejszym z nich jest dwutlenek węgla. Za jego produkcję odpowiada każdy z nas, odciskając w atmosferze swój indywidualny "carbon footprint".

Co roku niżej podpisany emituje do atmosfery ok. 10 ton CO2. Jedną trzecią - jeżdżąc samochodem. Kolejną jedną trzecią - ogrzewając dom i zasilając energią wszystkie domowe urządzenia (także komputer, na którym napisano ten artykuł). I pozostałą jedną trzecią - kupując jedzenie, czytając gazety, oglądając telewizję, wysyłając rakiety w kosmos czy podróżując samolotem.

Niech ci człowiek lekkim będzie

Podobno to byt określa świadomość. Może to naiwne, ale wydaje się, że powiedzenie owo można by odwrócić; że człowiek świadomy swojego wpływu na środowisko, w którym żyje, zacznie zachowywać się bardziej ekologicznie.

Oczywiście trudno namawiać dzisiaj Polaków, żeby przestali jeździć samochodami. Mogą jednak wybierać takie, które palą mniej paliwa i przez to emitują do atmosfery mniej dwutlenku węgla. Mogą także postarać się zużywać mniej energii w domu. Tu sposobów oszczędzania jest wiele - począwszy od kupowania mniej energożernych pralek czy lodówek, przez montowanie energooszczędnych żarówek (już za kilka lat do korzystania z nich zobowiąże nas Unia Europejska), po wyłączanie na noc funkcji czuwania w telewizorze czy sprzęcie grającym. Z raportu polskiej Fundacji na rzecz Efektywnego Wykorzystania Energii, który powstał na zlecenie WWF, wynika, że urządzenia elektryczne pozostawione w stanie stand-by (sygnalizuje to świecąca się czerwona dioda) kosztują każde polskie gospodarstwo domowe ponad 60 zł rocznie. Koszt energii zmarnowanej w ten sposób w całej Polsce to już ponad 800 mln zł! I kilka milionów ton dwutlenku węgla wyemitowanych niepotrzebnie do atmosfery.

Zostawiamy w spadku długi

W Wielkiej Brytanii, która w XVIII w. rozpętała rewolucję przemysłową, a dziś jest jednym z najbardziej świadomych ekologicznie krajów świata, ocieplenie klimatu jest tematem numer jeden. W każdym regionie działa organizacja, która monitoruje miejscowy klimat, prognozuje jego zmiany i zastanawia się, jak lokalni mieszkańcy mogą się do nich przystosować. Samorząd Bristolu chwali się, że prąd używany do oświetlenia ulic pochodzi z odnawialnych źródeł energii, takich jak wiatr, woda, słońce czy biomasa (w Wielkiej Brytanii kupując prąd, można zastrzec, by był on "zielony"). Jednocześnie zachęca finansowo swoich pracowników, by przyjeżdżali do pracy na rowerach (małe parkingi mają zniechęcić zmotoryzowanych).

Tesco - największa detaliczna firma handlowa na Wyspach - zamierza na wszystkich sprzedawanych przez siebie towarach umieszczać informację o dwutlenku węgla, który został wyemitowany do atmosfery podczas ich produkcji. Klient będzie mógł je sobie porównać i kupić ten bardziej ekologiczny.

Jednocześnie rozwija się tzw. offset CO2. W krajach Unii Europejskiej każde państwo, a przez nie każda firma produkcyjna, dostaje roczny limit emisji dwutlenku węgla (Polska narzeka, że dostaje go o kilkadziesiąt milionów ton za mało). Jeśli go nie wykorzystuje, może sprzedać (offsetować) nadmiar firmie, której jej limit nie wystarcza. Brytyjczycy debatują właśnie, czy nie przenieść tego systemu na każdego obywatela. Osoby, które nie mieściłyby się w swoim limicie, bo np. mają nieszczelne i energożerne domy, albo dużo podróżują, musiałby odkupywać prawo do emisji CO2 od osób żyjących bardziej energooszczędnie.

Już teraz są tacy, którzy choć nie muszą, offsetują "swój" dwutlenek węgla. - W ciągu ostatnich dwóch lat nasze przychody zwiększyły się dziesięciokrotnie - chwali się Mike Mason, szef ulokowanej w Oksfordzie fundacji Climate Care, która za pomocą offsetu zbiera fundusze na działalność ekologiczną. Jeśli chcesz sobie kupić czyste od dwutlenku węgla sumienie, możesz się zgłosić do Climate Care. Oni przeliczą kilometry, które przejechałeś autem, lub mile, które przeleciałeś w drodze na grecką plażę, na emisję CO2 i powiedzą, ile się za to należy.

Unia Europejska założyła, że do 2020 r. obetnie emisję gazów cieplarnianych o jedną piątą w porównaniu z rokiem 1990 (sceptycy narzekają, że to za mało). Za 13 lat 20 proc. całej energii w Unii ma pochodzić ze źródeł odnawialnych. Brytyjczycy debatują właśnie nad ustawą nakazującą kolejnym rządom, pod groźbą sankcji karnych, obniżenie emisji CO2 o 60 proc. do 2050 r.

W piątek Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu opublikuje swoje propozycje dotyczące przyhamowania zmian klimatycznych. "Przyhamowania", bo już wiemy, że zapędziliśmy się tak daleko, że nie zdołamy ich powstrzymać w ciągu jednego pokolenia. Nasz dług wobec natury będą więc spłacać nasze dzieci i wnuki.

http://zielonymanifest.clubai.org/