Bochenia
Bochenia » Nasze Zdrowie » 2015 » Styczeń » Życie bez chorób - Makary Sieradzki

Życie bez chorób - Makary Sieradzki

Życie bez chorób - Makary Sieradzki Właściwe odżywianie będzie medycyną jutra - L.L.Pauling – laureat nagrody Nobla.

linia

Makary Sieradzki to postać niezwykła, o której nie powinniśmy zapominać podobnie jak o Jego współwięźniach z głośnego, pokazowego procesu 8 osób grupy AK-owców  z Witoldem Pileckim, jako głównym oskarżonym, Marią Szelągowską, Tadeuszem Płużańskim, Witoldem Różyckim, Maksymilianem Kauckim, Ryszardem - Jamontem Krzywickim, Janem Nowakowskim. Makary Sieradzki  był postacią wielorakich talentów,  ogromnej siły woli, zasługujący również na miano wielkiego polskiego jogina.
Urodził się 1 stycznia 1900 r. a zmarł 28.XII.1992 w niejasnych okolicznościach, potrącony przez samochód. Jego długie życie starczyłoby na kilka życiorysów.

Dzięki swojej autorskiej metodzie wychodzenia ze śmiertelnych chorób, nabytych podczas dziewięcioletniego  pobytu w najcięższym więzieniu, gdzie skazany na śmierć i nękany w nieludzkich warunkach przez stalinowskich oprawców, nie dość, że wyszedł na prostą, to jeszcze stał się okazem zdrowia i niewiarygodnej żywotności oraz radości życia. Jeszcze przed dziewięćdziesiątką pisał książki dzieląc się z czytelnikami  wspomnieniami z horrorów stalinizmu, z procesu rotmistrza Pileckiego w 1948r oraz bezcennymi wskazówkami  w poradniku zdrowego życia zamieszczonego na 300 stronach  pod tytułem - Życie bez chorób.

Poniżej zamieściłem jeden z rozdziałów tej książki, który gorąco polecam, zarówno na pamięć Autora jak i refleksję nad naszą kondycją zdrowotną i możliwością jej poprawy, bazując na sprawdzonych metodach wiarygodnego bohatera. Makary Sieradzki jest doskonałym przykładem nieograniczonego potencjału ludzkich możliwości tkwiących w każdym z nas pod warunkiem, że z pokorą skierujemy się w stronę Matki Natury, która  nikomu wówczas nie poskąpi swoich darów.

linia

1. PRÓBA CHARAKTERYSTYKI CZŁOWIEKA ZDROWEGO

Człowiek zdrowy to człowiek wolny, pełny, etycznie nieskazitelny, niezależnie myślący, wewnętrznie zdyscyplinowany, skoncentrowany, z natury aktywny, pracowity, twórczy, ciągle poszukujący i chłonny, stale się dokształcający, rozszerzający swe horyzonty poznawcze, pogodny, z poczuciem humoru, czynnie życzliwy dla każdego, dla wszystkiego, co żyje, ofiarny, uspołeczniony. Jego życie wewnętrzne, rzutujące na stosunki międzyludzkie, ozdabia kwiat najrzadszy i najpiękniejszy — prostota w całym jej dostojeństwie.
Ma poczucie odpowiedzialności za sytuacje w kraju i w miarę swych możliwości stara się uczestniczyć w jego sprawach, w jego życiu.

Swe zainteresowania, uzdolnienia i pasje realizuje przede wszystkim w pracy zawodowej, z którą się utożsamia, a która stanowi manifestację jego ambicji twórczych.
Konflikty wewnętrzne i zewnętrzne, od których nikt nie jest wolny, łagodzi i rozstrzyga w duchu wyrozumiałości i miłości człowieka.
Charakteryzuje go silna wola, odwaga cywilna, panowanie nad sobą, nad słowem, spokój, postawa służenia, wyrozumiałość i tolerancja w stosunku do inaczej myślących, realny optymizm, umiar w ocenie rzeczywistości, wrażliwość na piękno, które dostrzega wszędzie — w Naturze, w człowieku. Czynnie reaguje na wszelkie zjawiska nieprawości i niesprawiedliwości, świadom tej prawdy, że bierność i potulność w obliczu oczywistego kłamstwa, krzywdy wyrządzanej człowiekowi lub dobru publicznemu, a tym bardziej w obliczu zbrodni — jest aprobatą, a nawet uczestnictwem w kłamstwie, w krzywdzie, w zbrodni, że gest Piłata jest obrzydliwością dla człowieka zdrowego, etycznie dojrzałego, mającego poczucie godności. Ma określoną wizję sensu i celów życia, a pług codziennego trudu wiąże ze swą gwiazdą, przewodnią, która ten trud ułatwia i uszlachetnia.

Jest świadom swej godności, siły i możliwości oraz swego autonomicznego statusu i niepowtarzalnej indywidualności, która to świadomość nie pozwala mu poddawać się jakimkolwiek formom manipulacji i zniewolenia, propagandy i dezinformacji, a niezależne od niego zagrożenia i trudności potrafi sobie z pogodą wytłumaczyć ogólnymi, wyższymi racjami historycznymi, społecznymi, moralnymi.
świadom swej konstytucji wewnętrznej (zob. s. 33—47) jako Jaźń-Duch troszczy się o swą osobowość, tj. o zdrowie i sprawność fizyczną, o czystość uczuć, o prawdę i sprawność intelektu — jako swe narzędzia, które są mu poddane. Jest świadom starej prawdy, że o człowieczeństwie przede wszystkim stanowią: czystość i wrażliwość moralna, siła woli i charakteru, odwaga cywilna, mądrość, dobroć, życzliwość.
Żyje w harmonii z prawami Natury, wolny od jakichkolwiek somatycznych i psychicznych schorzeń, deformacji i uzależnień, które przejawiają się zwykle, jako psychozy, neurozy, nałogi: alkoholizm, nikotynizm, narkomania, rozpusta, obżarstwo. Obce mu są, uczucia nienawiści, podejrzliwości, pychy.*
Jest świadom prawdy, że nie ma pokoju, nie ma twórczości bez wolności, a wewnętrznego ładu, spokoju i ciszy bez miłości człowieka, który

* Tadeusz Kotarbinski:
Nienawiść w nas się budzi,
Ilekroć zło się iści,
Choć hasłem dobrych ludzi:
Sprzeciw bez nienawiści.
(„Wiązanki" )

to uczucie stara się w sobie rozbudzać i obejmować nim całość rzeczywistości.
Żyje tylko prawdą nawet za cenę cierpień, a gdy nie może lub nie chce mówić prawdy, bo mówienie prawdy nie zawsze jest wskazane — milczy.
W tym też duchu — jako mąż i ojciec — prowadzi życie rodzinne i wychowuje własne dzieci.
Jako człowiek wszechstronnie zdrowy promieniuje swą energią na otoczenie i sama swą obecnością wpływa nań uzdrawiająco.
Według prof. Juliana Aleksandrowicza: „ Nie jest zdrowy człowiek, który:

  •  sam cierpiąc, świadomie wyzwala również cierpienia innych, karci innych za kłamstwa i czyny, które sam popełnia,
  •  sam syty, obojętnie patrzy, jak inny przymiera głodem,
  •  nienawidzi innego człowieka z przyczyn irracjonalnych, jak uprzedzenia narodowe, religijne, rasowe i nie potrafi się z tej nienawiści wyzwolić,
  •  świadom, jak szkodliwe dla zdrowia jest zakłócenie równowagi środowiska naturalnego, nie przeciwdziała mu w miarę swych możliwości (choroba obojętności),
  •  nie potrafi obiektywnie ocenić siebie i ma albo zbyt wygórowane mniemanie o sobie albo nie docenia swojej wartości,
  •  czuje się upokorzony niedoborami fizycznymi lub psychicznymi i nie ma woli ich wyrównania,
  •  nie potrafi odnajdywać radosnych i pięknych stron życia swojego i innych, a tylko smutek i bezsens istnienia,
  •  boi się zarówno wroga rzeczywistego, jak i urojonego, i nie potrafi się od tego lęku wyzwolić,
  •  nie ma wyobraźni i nie potrafi nakreślić wizji lepszego życia, lepszego jutra, mając świadomość skażoną zgubnym mitem „Złotego Cielca”.


Nie są zdrowi ani człowiek ani społeczeństwo, gdy:

  • akceptują wzory kulturowe podlegające nieludzkiemu prawu „sprawiedliwości mocniejszego”,
  • nie dostrzegają, że w zgodzie z rytmem życia wegetatywnego, tj. na¬rodzin, dojrzewania, starzenia się i śmierci, wszystkie żywe istoty są sobie równe,
  • nie potrafią rozwiązać osobistych i międzynarodowych konfliktów bez krzywdy innych,
  • z jakichkolwiek powodów wywyższają się nad drugimi,
  • nie wykorzystują naturalnych możliwości nieustannego dojrzewania duchowego,
  • nie potrafią się zmobilizować do wysiłku koniecznego dla przełamania samych siebie i tych społecznych stereotypów myślenia i działania, które powiększają cierpienia własne i innych ludzi,
  • sens swego życia widzą jedynie w posiadaniu jak największej ilości dóbr konsumpcyjnych bez określenia ich pułapu, miast dążyć do tego, aby mieć po to, by móc być coraz doskonalszym, by odnaleźć cel swego istnienia w przyczynieniu się swym postępowaniem do przetrwania rodzaju ludzkiego” (Sumienie ekologiczne s. 42—43).


Georges Ohsawa*: „człowiek o dobrym zdrowiu cieszy się wolnością od gniewu, strachu lub cierpienia oraz jest pogodny i miły w każdej sytuacji. Im więcej przeszkód i wrogów spotyka, tym bardziej szczęśliwy, dzielny i pełen zapału się staje. (...) Jeżeli nie potrafisz głęboko zaprzyjaźnić się ze swoją żoną lub dziećmi, to jest bardzo chory. (...) Ludzie cieszący się dobrym zdrowiem powinni posiadać umiejętność myślenia, sądzenia oraz postępowania w sposób szybki i jasny” (Makrobiotyka zen s. 40, 41, 44).**
Takie, naszkicowane wyżej, pojęcie człowieka zdrowego będzie stanowiło punkt odniesienia w dalszych rozważaniach. Uzasadnia ono zarazem liczne dygresje, pozornie tylko nie związane z problematyką zdrowia. Uzasadnia ono także cytaty, w niektórych częściach pracy dość rozległe, dla wykazania wagi omawianego problemu dla zdrowia człowieka — tym bardziej, że autor nie jest lekarzem i musi się odwolywać do uznanych autorytetów.
Można zapytać: ilu ludzi w Polsce odpowiada tym kryteriom człowieka zdrowego? Niewielu. Jesteśmy społeczeństwem schorowanym jak nigdy dotąd i nie widać znaków, które rokowałyby poprawę w najbliższych latach. Odwrotnie — są podstawy do pesymizmu, jeżeli idzie o przyszłość. Tylko jednostki o jasnej świadomości higienicznej i silnym charakterze mają szanse uniknąć wpływów czynników patogennych i zachować pełnię zdrowia, sił, sprawność, tj. prowadzić życie bez chorób. Głównym zadaniem tej pracy jest rozbudzenie tej świadomości u jak największej liczby ludzi.
Nie jestem lekarzem, ani felczerem, ani znachorem, ani bioenergoterapeutą. Z wykształcenia polonista, zawód : bibliotekarstwo pedagogiczne.

* Japończyk, zmarły przed kilkunastu laty, mistrz leczenia dietą makrobiotyczną; odnosił wielkie sukcesy w tej sztuce, którą szerzył w krajach zachodnich, łącząc filozofię, medycynę i kulturę orientalną z naukami Zachodu", gdzie — w wyniku jego działalności — funkcjonują liczne instytucje, fundacje i instytuty szkoleniowo-badawcze, zajmujące się makrobiotyką, zdrowym, leczniczym pożywieniem. Już w roku 1977 w USA .,istniało 10 000 placówek handlowych, w których sprzedawano produkty spożywcze pochodzące wyłącznie z upraw naturalnych".

Mogę o sobie powiedzieć: laik absolutny w konwencjonalnych naukach medycznych, ale muszę także powiedzieć, że od młodości interesuje mnie medycyna praktyczna, a ściślej — jej aspekt humanistyczny, choć w istocie medycyna bez humanizmu, bez miłości człowieka, jest parodią medycyny. Zjawisko dehumanizacji medycyny nie jest niestety rzadkością. Większość lekarzy, jak się wydaje, interesuje się chorobą, a nie człowiekiem. Lekarz patrzy na wyniki badań laboratoryjnych, a nie na twarz i w oczy chorego, pisze receptę, a nie udziela choremu wskazówek, jak żyć by nie chorować, by nie używać leków.
Szersze, poważniejsze zainteresowanie sztuka leczenia zrodziło się we mnie z konieczności w roku 1956, kiedy to musiałem podjąć intensywne poszukiwania ratunku dla zagrożonego życia.
Wróciłem do jogi, której wiele zawdzięczam, i rozpocząłem lekturę; klasyków różnych systemów leczenia. I dotąd śledzę, kupuję, gromadzę, czytam wybrane popularne i popularnonaukowe, a także niektóre nauko¬we pozycje z zakresu historii i filozofii medycyny, dietetyki, higieny społecznej, ochrony środowiska naturalnego, pracy przychodni, szpitali itp., ale przede wszystkim z zakresu niekonwencjonalnych, naturalnych sy¬stemów leczenia i samoleczenia, jak np. joga z pranajamą i medytacją, głodówki lecznicze, chiropraktyka, receptologia zwana tez refleksologią (jap. shiatsu), radiestezja, ziołolecznictwo, makrobiotyka zen i inne.
Można by mnie zapytać, czy to moja amatorszczyzna medyczna może stanowić wystarczający tytuł do zabierania głosu publicznie na temat zdrowia, leczenia, samoleczenia.

Oto moja odpowiedz:

1. Zdrowie człowieka jest wartością zbyt poważną o znaczeniu ogólnospołecznym, byśmy troskę o nie mieli powierzać wyłącznie przedstawicielom medycyny oficjalnej, lekarzom, nie zawsze — jak wiemy z potocz¬nej obserwacji — stojącym na właściwym poziomie zawodowym i etycznym, nie zawsze godnym miana uczniów Hipokratesa. Służba zdrowia jest funkcją życia publicznego, utrzymywana z pracy całego społeczeństwa i każdy obywatel ma prawo i obowiązek śledzić i oceniać jej działalność. Śmiem, bowiem sądzić, że niefachowiec w sztuce medycznej, ale uwrażliwiony na losy i dobro człowieka, bezstronny obserwator, wolny od różnych uwarunkowań i stereotypów myślenia lekarskiego, patrzący krytycznie, syntetycznie i samodzielnie na działalność służby zdrowia z pewnego dystansu, świadom hierarchii wartości — może łatwiej dostrzec i trafniej ocenić pewne luki, mankamenty i błędy, a także i zasługi tej służby niż lekarz, zwłaszcza wyznający tradycyjne, sztywne, zrutynizowane poglądy na istotę o tak nieskończonej złożoności i nieograniczonych wręcz możliwościach, jaką jest człowiek. Iluż to dzisiejszych lekarzy zadaje sobie trud podjęcia studium nad filozofią człowieka, jego naturą i konstytucją psychiczną? Iluż to lekarzy interesuje się filozofią i socjologią medycyny? A wszakże lekarz — to wielkie, czcigodne słowo.

2. Do pisania i mówienia na temat zdrowia, leczenia i samoleczenia człowieka mam, jak mi się wydaje, tytuł szczególny. W pewnym okresie mego życia los spowodował, że straciłem zdrowie, a ściślej — odebrano mi je w czasie dziewięcioletniego pobytu w więzieniu, o czym niżej. Lekarze interniści po przeprowadzeniu wszelkich analiz i badań zgodnie orzekli, że stan mego zdrowia nie rokuje żadnych nadziei, że sprawa jest spóźniona, a jeden z nich, któremu najbardziej ufałem, bo znałem go od wielu lat podczas wspólnej pracy w Kuratorium Okręgu Szkolnego Warszawskiego, jako człowieka prawego i bardzo mi życzliwego, wręcz mi powiedział: zbyt dobrze się znamy, bym miał przed panem ukrywać, że sprawa jest beznadziejna, że trzeba się liczyć w każdej chwili z możliwością następnego ataku serca bez szans uratowania życia.* Zalecał spokój, leżenie, unikanie wszelkiego wysiłku, przyjmowanie minimalnej ilości płynów i aplikował mi różne leki na serce, na nerki, na wątrobę, na zaburzenia krążeniowe, na reumatyzm i artretyzm, zastrzyki glukozy i witamin, które przynosiły mi doraźną, krótkotrwałą ulgę, ale nie miały wpływu na poprawę mego stanu zdrowia i samopoczucia. Cały wysiłek, pański i mój, skupić musimy na tym, by stan pańskiego zdrowia się nie pogarszał, bo o całkowitym wyleczeniu marzyć już nie można — mówił mi z całą koleżeńską szczerością i życzliwością. Podobnie lekarz rentgenolog w Spółdzielni Pracy Rentgenologów przy ul. Waryńskiego 9 oświadczył mi, że rozedma płuc powodująca zadyszkę jest nieuleczalna i że zadyszki się pan nie pozbędzie, trzeba tak żyć by się nie powiększała. Taką opinię o rozedmie płuc wypowiadali i inni lekarze.

Jakież to były schorzenia? Badania potwierdzające na ogół opinię lekarzy więźniów we Wronkach wykazywały:
Rozdygotany system nerwowy.
Serce: silna nerwica, arytmia, rozszerzenie aorty, powiększenie lewej komory; nadto na elektrokardiogramie dopisek kulawą polszczyzną: „Cechy podejrzane uszkodzenia mięśnia”.
Płuca: rozedma i towarzysząca jej męcząca zadyszka.
Zaburzenia krążeniowe: pod i nadciśnienie, na przemian, stałe zawroty głowy, omdlenia.
Jama brzuszna: żołądek - nieżyt, nerki, wątroba — uszkodzenie, niewydolność.
Reumatyzm, artretyzm: znaczne usztywnienie stawów kolanowych i barkowych.
Lumbago, ischias, bóle w krzyżu.
Nogi: dolna część goleni i stopy opuchnięte.

* Był to dr Bohdan Rajpert, wizytator higieny szkolnej w Kuratorium Warszawskim, a następnie kierownik ambulatorium w Ministerstwie Oświaty i Wychowania. Zmarł w roku 1976.

Przez cały okres pobytu w więzieniu rozmyślałem, koncypowałem (zwłaszcza gdy siedziałem w izolatce — 17 miesięcy), dyskutowałem z kolegami-nauczycielami, planowałem różne prace w dziedzinie reformy oświaty i wychowania, nie tracąc przy tym ani na chwilę nadziei odzyskania wolności. Braki i niedostatki programowe, organizacyjne i metodyczne w oświacie i wychowaniu dostrzegałem jeszcze przed wojną. Toteż po opuszczeniu więzienia w maju 1956 roku nie mogłem dopuścić myśli o rezygnacji z tych planów, którymi żyłem, nie mogłem przyjąć do wiadomości orzeczeń lekarskich o nieuleczalności i beznadziejności mego stanu zdrowia. Buntowałem się wewnętrznie przeciwko tym orzeczeniom, jako powierzchownym i jednostronnym. Godziły one w moje poglądy o możliwościach człowieka. W nadziei odzyskania zdrowia umacniał mnie towarzysz niedoli więziennej dr Bruno Fialkowski, znany w Warszawie irydolog i fitoterapeuta, który do medycyny oficjalnej miał stosunek zdecydowanie krytyczny. Dużo też zawdzięczam memu przyjacie¬lowi, znanemu zielarzowi, Błażejowi Włodarzowi, „mistrzowi ze Złotokłosu”, który swą dobrocią i ofiarnością, swymi radami z zakresu wegetarianizmu i ziołolecznictwa budził we mnie otuchę i pewność powrotu do pełnego zdrowia, twierdząc — zgodnie z medycyną Wschodu — ze nie ma chorób nieuleczalnych.
Wówczas to, w roku 1956, zerwałem z medycyną oficjalną wszystkie przepisane mi leki znalazły się w koszu i dotąd nie mam do czynienia z lekarzami. Ratunek znalazłem na innej drodze, na drodze praktykowania jogi, wegetarianizmu i głodówek leczniczych. I począłem powoli powracać do zdrowia, a jego pełnię odzyskałem w ciągu kilku lat i wróciłem do swej największej namiętności życiowej - do turystyki wysokogórskiej, którą w ograniczonych rozmiarach uprawiam dotąd. Przewidywany atak już nie nastąpił, serce i sprawy krążeniowe wróciły do normy. Zniknęła także rozedma płuc i zadyszka.*

* W okresie tego 30-lecia miały miejsce cztery wyjątki:

1, W roku 1961 zaziębienie, gorączka, zaflegmienie. Lekarz (z ramienia Spółdzielni Lekarzy Internistów) orzekł: lekkie zapalenie płuc i aplikował mi niepotrzebnie penicylinę. Nieobecność na służbie trwała 3 tygodnie.
W roku 1970 schodząc ze szczytu Krywania w czasie deszczu, poślizgnąłem się uderzyłem kręgosłupem o wystającą skałę, pękł kręg; powrót do domu w bólach, lekarz, rentgen, dwa tygodnie leżenia na twardym łóżku.
W marcu roku 1986 najniespodziewaniej uległem zakażeniu wirusem półpaśca (herpes zoster). Dwa miesiące dojmującego bólu, bo tym charakteryzuje się ta choroba, której etiologia nie jest medycynie znana i nie ma na nią skutecznego leku. Z usług służby zdrowia nie korzystałem. Jedynie lekarz-przyjaciel z własnej inicjatywy odwiedzał mnie często i śledził przebieg choroby. W czasie kryzysu choroby, po kilku bezsennych nocach. przyjmowałem przez kilka dni pastylki przeciwbólowe, które umożliwiały mi sen. Model życia, jaki praktykuje, w zasadzie wyklucza wszelkie choroby, toteż trudno mi wytłumaczyć sobie,

Nie gwoli samochwalstwa, lecz dla wykazania możliwości człowieka w zakresie samoleczenia naturalnego, uważam za właściwe zanotować tu, że corocznie odbywałem kilkutygodniowe wędrówki w Wysokich Tatrach słowackich, osiągając wielokrotnie prawie wszystkie szczyty i przełęcze powyżej 2 tys. metrów w tych górach. Dwukrotnie, w sierpniu 1974 r i w lipcu 1976 r. osiągnąłem szczyt Gerlach (2655 m), najwyższy w Tatrach, nieobjęty siecią tras turystycznych z uwagi na grożące niebezpieczeństwo; wejście na szczyt Gerlacha wymaga dużej zaprawy wysokogórskiej. Pierwszy raz wszedłem z przewodnikiem tatrzańskim, wytrawnym alpinistą, Romanem Twardzikiem z Karviny, który ubezpieczył mnie linkami w dwu miejscach: przy pokonywaniu Próby Wielickiej (wejście, kilkanaście metrów pionowo) i przy zejściu Próbą Batyżowiecką (około 70 metrów pionowo). Drugą wyprawę odbyłem bez ubezpieczenia w towarzystwie trojga łodzian: dwu dzielnych kobiet, Haliny Jagiełło i Haliny Trąbskiej oraz 18-letniego licealisty Aleksandra Iwaszkiewicza.
Śmiem sadzić, że to dwie wyprawy na szczyt Gerlacha są wystarczającym sprawdzianem mego stanu zdrowia, siły i sprawności. Trudno sobie wyobrazić pokonanie takiego, trudu z jakimkolwiek mankamentem organicznym, a szczególnie z rozedmą płuc, z niedowładem serca czy z zaburzeniami krążeniowymi. Mamy tu do czynienia z oczywistym zjawiskiem rewitalizacji.

Od roku 1982 bracia Słowacy nie puszczają turystów indywidualnych z Polski (tylko w zorganizowanych grupach pod nadzorem) w obawie, jak sądzić należy, przed „polską kontrrewolucją”.
Jestem w posiadaniu czterech zdjęć rentgenologicznych, wykazujących rozedmę płuc a także zaświadczenia Wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej, ul. Pasteura 10, z dnia 14 stycznia 1970 r. nr 3651, stwierdzającego: „Zespół Radiofotograficzny zawiadamia, że w wyniku przeprowadzonych badań u Obywatela nie stwierdzono zmian w obrębie klatki piersiowej”.

Odmedyczniłem gruntownie swoje życie, swój dom, a przyszło mi to tym łatwiej, że żona moja, nauczycielka, wegetarianka, przez całe swoje dorosłe życie, jak sięga pamięcią tylko 5 razy korzystała z porady lekarskiej. Urodzona w roku 1901, a więc o rok ode mnie młodsza, jest zdrowa i sprawna. Przed kilku laty byliśmy oboje na szczycie Rysów (2503 m). Urodziła i wychowała dwu synów.
W niektórych przychodniach i aptekach warszawskich wyeksponowano tablice z napisem: „I zdrowi muszą sprawdzać swe ciśnienie”. 

...dlaczego wirus półpaśca mógł zaatakować mój organizm? W lutym i w marcu wypadło mi kilka dalszych podróży, w czasie, których nie mogłem odbywać swych codziennych ćwiczeń jogi. Może, więc powstała furtka dla złośliwego intruza. Nie wiem.
*W lutym roku 1987 — wizyta u laryngologa.


Pewien znany lekarz, docent, w publicznej prelekcji doradzał słuchaczom, by w swych łazienkach instalowali wagi osobowe. Czy nie jest to szkodliwa patogenna lekkomyślność pomieszana z nadgorliwością? Wprowadza zdrowego człowieka w stan niepewności i niepokoju, rodzi skłonności do urojonych schorzeń, do hipochondrii. Wyeksponowałbym inny apel:
Unikajcie leków chemicznych. Korzystajcie z dobrodziejstw Matki-Natury.

Fakt odzyskania zdrowia bez pomocy medycyny, a także płynie z tego doświadczenia moje głębokie przekonanie, że choroba, nawet w starszym wieku, nie musi towarzyszyć człowiekowi, nakazuje mi nieodparcie wskazywać ludziom nieświadomym, schorowanym, cierpiącym i umierającym przedwcześnie prostą drogą zdrowia, zgodną z prawami Natury, bez uciekania się przy najmniejszej dolegliwości do pomocy lekarza alopaty, który lecząc środkami chemicznymi jedną chorobę, często wywołuje inną, cięższą. Jest to przede wszystkim, jak się wydaje, przejaw zaniku naturalnego instynktu zdrowia, a takie niedocenianie własnych możliwości. I nie widzą szerszego działania czynników urzędowych, odpowiedzialnych za stan zdrowotności społecznej, w kierunku rozbudzania tej Świadomości. Choroby jatrogenne (choroby będące następstwem leczenia) szerzą się coraz bardziej, co nie świadczy chlubnie o naszej służbie zdrowia.
Oto drugi powód do zabierania głosu — poczucie obowiązku głoszenia prawdy o człowieku i jego możliwościach życia bez chorób.
Ta zasadniczo krytyczna moja postawa wobec służby zdrowia, a także moja wiara w samolecznicze własności organizmu człowieka żyjącego zgodnie z prawami Natury, dotyczy głównie tych nagminnych chorób; tych przypadków, w których interwencja lekarza nie jest konieczna, a nawet niekiedy szkodliwa. Istnieją przecież różne poważne choroby o trudnej do ustalenia etiologii, wymagające badań i zabiegów specjalistycznych z udziałem całej naukowej aparatury medycznej; są choroby wymagające zastosowania kuracji uderzeniowej z pomocą wszelkich środków i metod dla ratowania człowieka. Są to wszak jak śmiem sądzić, przypadki stosunkowo rzadkie. Większość chorób ma swe źródło w niewłaściwym trybie życia, lekceważącym dobroczynne działanie praw Natury, a głównie w niewłaściwej, szkodliwej diecie. One to głównie oraz naturalne metody ich przezwyciężenia i eliminacji są przedmiotem tej pracy.

3. I wreszcie powód trzeci. Odzyskanie tak wielkiego skarbu, jakim jest zdrowie, tylko częściowo zawdzięczam własnym wysiłkom. Czerpałem pełną garścią z dorobku myśli i doświadczeń różnych wielkich umysłów przeszłości, z różnych prac znakomitych autorów dawnych i współczesnych o szerokim spojrzeniu na człowieka i jego dole, torujących drogę nowej medycynie, medycynie przyszłości. Trudno mi to nie wymienić (w porządku chronologicznym) z uczuciem czci, hołdu i wdzięczności takich postaci, jak: Pitagoras, Hipokrates. Platon, Galen, Epiktet, Awicenna, Paracelsus, Erazm z Rotterdamu, Hufeland, Aleksis Carrel, Apolinary

Tarnawski, Antoni Kępiński, Władysław Szenajch, Władysław Biegański, Władysław Szumowski, Marian Zdziechowski, Włodzimierz Badmajeff, Wincenty Lutosławski, Dag Hammarskjold, ks. Wacław Majewski, Lud¬wik Hirszfeld, Albert Schweitzer, Julian Aleksandrowicz, Antoni Horst, Kinga Winiewska-Roszkowska. Oni to — a także tacy mistrzowie mądrości wschodniej, jak: Budda, Gandhi, Nehru, Aurobindo, Tagore, Rama-krishna, Wiwekananda, Siwananda, Sri Ramana Maharishi, Radhakrishnan, Rama Czaraka (Atkinson), Krishnamurti — umacniali moją wiarę w człowieka i jego wielkość, w człowieka, jako istotę boską o nieograniczonych możliwościach i wskazywali mi drogę życia bez chorób. Oni też otworzyli mi oczy na medycynę oficjalną, na jej zasługi i sukcesy, ale też na jej zacofanie, nieudolności i błędy.
Były to swoiste, amatorskie, samorzutne studia filozoficzno-medyczne, prowadzone z uporem w trosce o życie i zdrowie, niejako „po drodze”, ukazywały mi nowe horyzonty, nowe możliwości pracy i umacniały we mnie nadzieję odzyskania pełnego zdrowia i normalnego statusu społecznego.

Mimo wymienionych wyżej tytułów do zabierania głosu i nieodpartego poczucia obowiązku służenia ludziom nieświadomym nie mogę ukrywać pewnego niepokoju i obaw, że ingerując jak intruz swą medyczną amatorszczyzną w dziedzinę równie starą, jak szacowną, ozdobiona długim szeregiem wielkich, czcigodnych postaci, wchodzę w rolę owego przysłowiowego słonia w porcelanie, a zarazem mentora w stosunku do znacznej części stanu lekarskiego.
Przekonanie o potrzebie dzielenia się swym doświadczeniem pogłębia jeszcze okoliczność, że pierwsze wydanie tej pracy w nakładzie 16 tysięcy egzemplarzy szybko się rozeszło, a wywołało taki rezonans ze strony Czytelników, że skłoniło mnie to do opracowania nowej jej wersji rozszerzonej i wzbogaconej nowymi materiałami.
Świadom swej medycznej niekompetencji, kończę te wstępne informacje słowami Juliana Ursyna Niemcewicza: Umysły nieuprzedzone niechaj mnie sądzą, przez wzgląd na dobre chęci niech nieudolności przebaczą. (Powrót posta — z przemowy do czytelnika).

Poczuwam się do miłego obowiązku wyrażenia serdecznej wdzięczności czcigodnym recenzentom tej pracy: Panu Profesorowi Mieczysławowi Cenie oraz Panu Docentowi Janowi Dobrowolskiemu, a take Pani Redaktor Janinie Ratajczak za wnikliwą lekturę i cenne uwagi krytyczne, które w sumie przyczyniły się do usunięcia różnych mankamentów i wzbogaciły całość książki.

Dla zaintresowanych podaję całość tej ciekawej lektury: Życie bez chorób - Makary Sieradzki



Komentarze (3)

Życie bez chorób - Makary Sieradzki - Życie bez chorób

Napisane przez Anita, 24 January 2015
Właściwie to większość z nas wie, że właściwe odżywianie jest warunkiem naszego zdrowia, ale sęk w tym, że brakuje nam siły woli, by jeść mniej, zrezygnować z fałszywej, ale smacznej żywności, że już nie wspomnę o odżywianiu endogenicznym, czyli tylko o wodzie. Może by lepiej podać sposoby ćwiczenia ćwiczenia siły woli?

Wizyta na stronce

Napisane przez Wnuk, 28 February 2015
Bardzo miłe wspomnienie o moim dziadku. Dziękuję :-)

życie bez chorób

Napisane przez Zenon, 15 April 2015
Życie to ogromny trud, poniewierka, ustawiczna praca, wyrzeczenia. Ta zsyłka duszy do ziemskiego survivalu ma jednak ogromne znaczenie dla naszego rozwoju. Poprzez pracę, kształcimy swoje umiejętności, nauka rozwija nasze myślenie, problemy z ludźmi nasze życie uczuciowe, choroby – cierpliwość itd. Słowem im więcej naszego zaangażowania, wtopienia się w problematykę życia par par excellence, tym bardziej i szybciej rodzi się w nas wyższa świadomość, która jest celem i sensem ewolucji człowieka. Pomimo słabości, zniechęcenia, narzekań na trudy życia miejmy nadzieję, że tylko tą drogą możemy stać się prawdziwym człowiekiem.
 

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY