Bochenia
Bochenia » Nasze Zdrowie » 2010 » Marzec » Choroba, jako jeden z mechanizmów rozwoju ducha

Choroba, jako jeden z mechanizmów rozwoju ducha

Choroba, jako jeden z mechanizmów rozwoju ducha Siergiej Łazariew to słynny rosyjski psycholog, badacz, uzdrowiciel i bioenergoterapeuta.

Jako pierwszy w historii nie tylko zobaczył najgłębsze struktury duszy warunkujące nasz los i nasze zdrowie, lecz także przeprowadziwszy tysiące badań udowodnił, że wpływając na postępowanie i emocje człowieka, można zmieniać na lepsze jego charakter, los i zdrowie.
W badaniach Siergieja Łazariewa nauka i religie łączą się harmonijnie w jedną całość.
30 lat prowadzonych przez Autora badań, potwierdzonych licznymi uzdrowieniami chorych, pozwoliło na odkrycie i zrozumienie mechanizmu łączącego myśli, emocje i zachowanie człowieka z doświadczeniami jakie spotykają nas w życiu, z szczęściem lub nieszczęściem, ze zdrowiem albo z chorobami oraz chorobami naszych dzieci.

linia

Wywiady N. S. Łazariewa udzielone moskiewskiej telewizji

Część I

Reporterka:     O mojej podróży do Indii można by powiedzieć słowami lorda Henry: „Dobrze pamiętam, że się ożeniłem, ale nie przypominam sobie, że zamierzałem to zrobić". Sprzyjające okoliczności pojawiały się same, moja rola polegała wyłącznie na tym, aby się im nie sprzeciwiać. Ilość zbiegów okoliczności i „przypadków" przeszła w wyraźną regułę. Jednym z nich było to, że moim sponsorem okazał się prezes firmy „Hermes Planeta" -Włodzimierz Aleksiejewicz Morożenkow. Wspominam go nie tylko z powodu oczywistego uczucia wdzięczności. Stanie się to jasne w dalszym ciągu mojej opowieści. Zarówno do Indii, jak i po Indiach byłam prowadzona, a przebieg zdarzeń można by nazwać mistyką. Jeśli Państwo nie wierzycie - spójrzcie sami: U wjazdu w Himalaje stoi świątynia, po-święcona bogini Nauli. Należy się tu zatrzymać, by oddać cześć miejscowej bogini. Nie uczyniliśmy tego. Ekspedycja spieszyła się, gdyż chcieliśmy przed zmierzchem dotrzeć do doliny Kulu i... zlekceważyliśmy tutejszy obyczaj. Oszczędziliśmy 5 minut, jednak po przebyciu kilku kilometrów straciliśmy prawie godzinę na wymianę koła. Przypominając sobie, jak zakończyła się podobna sytuacja dla oblubieńca Tamary w Lermontowskim „Demonie", cieszyłam się, że i tak „wykupiliśmy się tanim kosztem". Cieszyłam się zbyt wcześnie. Z doliny Kulu należało jeszcze wyjechać. Na razie byliśmy tam i wreszcie mogłam przeczytać „Diagnostykę karmy". Droga (autora książki) Siergieja Nikołajewicza Łazariewa ku bioenergetyce wiodła przez kolejne etapy - poznawania magii, elementów czarów oraz metod ludowych uzdrowicieli i znachorów.

Łazariew:    Wiele jeździłem po kraju, ucząc się tych metod. Za każdym razem, analizując nową informację, chciałem znaleźć pierwotną przyczynę, zrozumieć - co jest źródłem rodzinnych nieszczęść, dlaczego istnieją wymierające rody, dziedziczne choroby. Oczywistym było dla mnie, że geny nie mogą być źródłem tej informacji. Jest ona przechowywana i przekazywana potomkom wyłącznie w postaci pola (struktury energetyczno-duchowej). Choroba, to jeden z mechanizmów rozwoju ducha. Informacja o tym zawarta jest we wszystkich świętych księgach. Filozoficzne nauki Wschodu potwierdzają, iż podstawą są tu ciała subtelne. Biorąc za punkt wyjścia klasyczne pojęcie karmy, uważa-łem, że człowiek choruje, ponieważ coś naruszył. Jednak chorując i cierpiąc, winien być świadom za-istniałych wykroczeń, doskonalić siebie duchowo i poszukiwać nowych dróg rozwoju. Kiedy rozpo-czynałem pracę, działałem po prostu jako bioenergoterapeuta. Miałem jedyny cel - była to potrzeba wyleczenia człowieka. Zacząłem oddziaływać na ludzkie ciało, działałem za pomocą dłoni lub wprost mówiłem: Niechaj ten człowiek wyzdrowieje! Człowiek zdrowiał, był nawet zdrowszy niż przedtem. Działałem rękami, potem stosowałem masaż punktowy. Wypróbowałem wszelkie możliwe sposoby oddziaływania na człowieka. Później zrozumiałem, że jest to „czarna skrzynka", gdyż nie wiem - czym leczę i jak leczę. Zrezygnowałem z tego. Postawiłem sobie zadanie: pojąć -czym jest człowiek oraz jak go leczyć? Zrozumiałem, że choroba przychodzi z pola i wpływa także na nie. Później ujrzałem w polu złożone struktury. Oddziaływałem na nie i po prostu likwidowałem. Uważałem, że wszystko jest bar-dzo proste. Potem, kiedy po raz pierwszy ujrzałem, że deformacja struktur poła związana jest z etyką człowieka, byłem wstrząśnięty. Zobaczyłem, jak ścisłe zdrowie związane jest z etyką, z systemem war-tości. Ujrzałem, że nieprawidłowy postępek człowieka, czyn agresywny - doprowadza w rezultacie do deformacji pola.

Karma - to prawo przyczynowości, czyli mówiąc o karmie, mówimy o istnieniu człowieka w czasie, o „ciele czasowym". Człowiek ma w przestrzeni ciało, zajmujące określony obszar. Ma on także „ciało w czasie", zajmujące nie jedno życie. Ciało to kształtuje się, tworzy poprzez postępowanie człowieka i jego stosunek do życia. Czego więc potrzebuję, aby zmienić karmę? Muszę zmienić swój los, bo karma i los to nierozłączna całość. Co to jest mój los? Los i charakter  to także nierozdzielna całość. Zmieniając charakter, człowiek zmienia swój los, swoją karmę, czyli zmienia samego siebie. Co to jest charakter? Charakter-to postępowanie oraz reakcja na otaczający świat. Zmieniając stosunek do otaczającego świata - zmieniam charakter, los i karmę. Wynika z tego, że nasz stosunek do świata w ostatecznym rozrachunku może zmienić dowolną karmę. Kiedy przypomnimy sobie Łotra na Krzyżu, to znajdziemy znakomity przykład tego, jak zmieniając swój stosunek do świa-ta, człowiek może zmienić wszystko. Nie tylko siebie, lecz i otoczenie. Oddziaływanie na los zachodzi nie poprzez otaczający świat, ale przez wewnętrzne struktury. Wszystko zaczyna się od mego stosunku do zdarzeń, które przeminęły lub które zachodzą aktualnie.

Okazuje się, że zmieniając stosunek do już zaistniałych wydarzeń, mogę zmienić przyszłość. Jest to niezwykle ważny fakt, którego nie ma w filozofii Wschodu. W tej filozofii rozumienie karmy jest bardzo surowe: „Ty to zrobiłeś - ty za to odpowiesz! „. Tylko tak i nie inaczej. W chrześcijaństwie rozumienie prawa karmy poszło o wiele dalej, chociaż mało, kto zdaje sobie z tego sprawę. Po pierwsze - w chrześcijaństwie odkryto następujące prawo: zmieniając swój stosunek do przeszłości, można zmienić i siebie, i swój los, i swoją przyszłość. Właśnie w chrześcijaństwie zjawiło się pokajanie - skrucha. Poprzez skruchę, pokajanie — człowiek może zmienić przeszłość oraz zmienić przyszłość. Tak więc chrześcijaństwo, w przeciwieństwie do hinduistycznego widzenia świata, jest bardzo silnie skierowane ku przyszłości. Proszę zwrócić uwagę - niemożliwe jest w filozofii hinduizmu, że Łotr na Krzyżu wyraził skruchę lub po prostu uświadomiw-szy sobie wszystko - przemienił się. Ten właśnie przykład mówi, że chrześcijaństwo uczyniło krok dalej w rozumieniu praw karmy. Wcześniej pozostawałem pod wpływem filozofii hinduizmu. Byłem więc wstrząśnięty tym, co wykazały moje badania. Zobaczyłem, że choroba jest zsyłana na człowieka nie tyle za to - co zrobił, ale po to by nie uczynił czegoś w przyszłości. Zrozumiałem, że jest to całkowicie imię spojrzenie. Zawsze uważałem, że choroba - to rozrachunek za uczynki. Okazuje się jednak, że człowiek często choruje po to, aby nie uczynić czegoś w przyszłości. Tu właśnie zmienia się podejście. Karma - to nie tylko przeszłość, ale i przyszłość. Zobaczyłem, że pozostajemy w bezustannej relacji ze zdarzeniami, które zajdą w przyszłości. Jeżeli jesteśmy nieprawidłowo ukierunkowani, to przyszłość zaczyna na nas oddziaływać, między innymi chorobami, dlatego - żebyśmy w przyszłości prawidłowo siebie prowadzili. To znaczy, że teraz pojęcie karmy przenosi się bardziej na wydarzenia przyszłe niż przeszłe. Pewnego razu zatelefonowała do mnie z innego miasta nieznajoma kobieta. Powiedziała, że ma bardzo niedobre wyniki badań i lekarze nie mogą jej już pomóc. Zapytałem - dlaczego zabija w sobie miłość? „Proszę nie zabijać w sobie miłości i wszystko będzie dobrze" -powiedziałem. „To jest właśnie przyczyną Pani choroby". Kobieta odrzekła: „Jakże mam nie zabijać miłości, przecież on mnie zdradził!". Odpowiedziałem: „Nie on Panią zdradził, ale poprzez niego Panią zdradzono".

Ostatnimi czasy ludzkość na tyle zabsolutyzowała sprawy ziemskie, że zatraciła poczucie mądrości Wszechświata. Natomiast kontakt z Boskością przynosi zrozumienie, że cały Wszechświat jest żywą istotą i wszystko, co się dzieje, jest bardzo rozsądne. Nie chaotyczne -lecz mądre. Kiedy pojawia się to właśnie poczucie - człowiek zaczyna zdrowieć. Powiedziałem więc: , Jeśli została Pani zdradzona, to przyczyna tkwi w Pani samej. Po drugie - to nie człowiek Panią zdradził, to poprzez tego człowieka Panią zdradzono. Jeśli to Pani przyjmie, zaakceptuje i uwierzy w logikę faktów - wtedy Pani odczuje poprawę. Takie zdarzenia są w każdym wypadku nakierowane na ratowanie duchowych struktur. Po-wtarzam - proszę zrozumieć, że Pani logika, to logika ciała. Przyzwyczaiła się Pani nią myśleć i po-sługiwać. Ciało Pani jest teraz chore i sądzi Pani, że to katastrofa. Jednak zapomina Pani, że właśnie przy ograniczeniu potrzeb ciała fizycznego, aktywizują się duchowe struktury. Wyobraźmy sobie taką sytuację: idziemy po mieście i ktoś nas popchnął — to popchnął nas Wszechświat. Zostaliśmy skrzywdzeni - to skrzywdził nas Wszechświat. Ktoś nadepnął nam na nogę - to Wszechświat nadepnął, posługując się konkretnym człowiekiem. Kiedy Pani poczuje, że <nie ma ludzi, że obcuje z nami Wszechświat i Boskość - wtedy wszystko u Pani ulegnie poprawie." Kobieta zatelefonowała do mnie za tydzień i powiedziała, że czuje się doskonale i analizy są w normie.

Moje badania wykazały, że dowolna sytuacja, dotycząca człowieka, jest skierowana na jego dobro. Dowolna. Człowiek - to wzajemny związek ciała i ducha, które tworzą pole. Pole jest priorytetowe - priorytetowe są jego potrzeby. Rozmaite sytuacje „pracują" więc w pierwszym rzędzie na struktury duchowe. Kiedy człowiek to poczuje - zmienia się jego stosunek do wszelkich zdarzeń przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Wtedy ten człowiek jest już w harmonii. To poczucie mądrości świata zagubiono w XVII–tym wieku. Wówczas zasada: człowiek - Panem przyrody, odcięła nas od kontaktu z Boskością. Z powodu tego paradygmatu nasze czyny i światopogląd zaczęły ulegać deformacji. Zasada „choroba za coś" - jest klasyczną zasadą wschodniej filozofii. Coś uczyniłem - została mi dana choroba - i będę się męczył.

W filozofii Wschodu choroba jest karą, zaś w chrześcijaństwie tym, co nie daje ludziom grzeszyć. W chrześcijaństwie zmienia się stosunek do choroby. Choroba -jest dobrem dla ducha. Jeśli zachoruję  otrzymuję to po to, by moja dusza mogła się oczyścić. Nie zawsze mogę to pojąć, ale jeśli wewnętrznie czuję, że choroba - to nie najważniejsze, wówczas pozbywam się agresji. Agresja rodzi się poprzez przylgnięcie człowieka do spraw ziemskich. Długo to obserwowałem. Proszę zauważyć, że w mojej pierwszej książce zawarłem wyniki następujących dociekań: nienawiść - rodzi chorobę, zazdrość - rodzi chorobę, poczucie krzywdy - rodzi chorobę. Jednak nie wiedziałem, dlaczego jeden człowiek nienawidzi, a inny - nie. Okazało się, że nienawiść rodzi się z powodu przywiązania do spraw ziemskich. Im silniejsza jest gloryfikacja spraw ziemskich (jest to związane z ciałem), tym mocniej włączają się negatywne emocje. Odczuwając mądrość tego świata, czuję, że choroba dana mi jest w konkretnym celu. W celu zwiększenia kontaktu z Boskością. Kiedy to rozumiem - zdrowieję. Na chorobę zaczynam patrzeć nie jak na karę, której nie sposób anulować. Nie jak na coś, co muszę odpracować. Chorobę postrzegam jako dźwignię rozwoju, która znika, gdy zaczynam wzrastać. Jest to całkowicie mnę podejście do choroby, zupełnie inne postrzeganie struktur duchowych.
Choroba - jako niezbędny czynnik w rozwoju człowieka.

Reporterka:
    Rozmowy o karmie kontynuowaliśmy w czasie naszej podróży do doliny Kulu. Tu, w Himalajach, twierdzy filozofii Wschodu, jej starożytna mądrość wydawała się oczywista i prosta. Na-wet w prądzie górskich potoków. Jedne z nich mkną spiesznie, rozbijając się o kamienie (czyż nie są to nasze „kamienie obrazy"?). Tracą przy tym lepszą, być może, część swoich zachwycających kropelek. Inne zaś (a jest ich wyraźnie mniej) płyną z mądrością, trzymając się koryta. Równocześnie docierają do tego samego oceanu, gdzie oba potoki nikną, jednocząc się z tym, z czego powstały. I tam, w oceanie, krople potoków z pewnością częściej wspominają czasy, kiedy były lodem na szczytach gór, niż ten okres krótkiego biegu od gór do oceanu. Okres, który tak szybko się skończył, że w ogóle nie warto o nim wspominać. Ten, który się nie spieszył - więcej widział, więcej czuł i pamiętał. Czyż podobnie nie jest z wolnością naszej woli? Chociaż ani początku, ani drogi, ani OCEANU nie jesteśmy w stanie zmienić - to jednak sposób płynięcia wybieramy sami.

Łazariew: 
    Każdą komórkę swego ciała organizm prowadzi w 90 - 98%. Czy ma ona osobistą wo-lę? Tak. Kiedy jednak jej własna wola zaczyna górować nad wolą organizmu -staje się ona komórką nowotworową. Możemy mówić o indywidualnej, osobistej woli tej komórki, ale powinniśmy też pa-miętać, że polecenia organizmu winny być priorytetowe w każdym przypadku. Tak samo jest z czło-wiekiem. Człowiek - to komórka Wszechświata. Jego osobista wola oraz wolność wzrastają w miarę tego, jak poznaje on prawa Wszechświata. Jeżeli chciałbym zwiększyć swoją wolność, powinienem odczuć - w jakim stopniu jestem zależny. Ludzie mówią mi często: „Oto może Pan zmienić karmę, widzi Pan wszystkie zdarzenia, jakie zachodzą w strukturach pola. Pan, można rzec, rozstrzyga ludzkie losy". Jednak, kiedy widzę, w jakim stopniu jestem zależny i z jaką wirtuozerią prowadzony, wówczas wszystko, co (komuś z boku) wydaje się władzą, w pełni i aż nadto neutralizuje się poprzez poczucie mojej zależności. Im więcej mam możliwości wpływania na otaczający świat, tym mocniej czuję swoją zależność od niego. Istnieje tu walka przeciwieństw: im większa jest moja osobista wola i własne możliwości, tym silniej włącza się mechanizm mojej zależności. Dlatego wolność woli... och, rozumie Pani: istnieje świadomość, zorientowana na ciało i jest podświadomość, nakierowana na Wszechświat. Gdy mówimy - o woli i wolności - to są pojęcia świadomości.

Podświadomość natomiast - to zupełnie inny obszar. To są dwie przeciwstawne rzeczy, jest to sprzeczność. Dlatego zakres osobistej woli człowieka jest określany w zależności od stopnia jego zgodności z prawami Wszechświata. W czym zawiera się sens moich podstawowych badań? Dane mi było zajrzeć „za kulisy". Wszyscy ludzie - to „aktorzy", którzy grają na „scenie". Jednak nie widzą oni, że mechanizm prowadzący ich -znajduje się za kulisami. Wszedłem za kulisy i ujrzałem, co się tam odbywa. Jest to płaszczyzna, na której widoczne są struktury karmiczne, tam widać jak odbywa się kierowanie ludźmi. Widoczne są te „niteczki", za pomocą, których odbywa się kierowanie naszym postępowaniem, naszym losem. Kiedy to zobaczyłem - zrozumiałem, że dowolne zdarzenie, dotyczące każdego z nas, skierowane jest na doskonalenie na-szych struktur duchowych. Spostrzegłem, że absolutnie wszystko, co się wydarza z człowiekiem, nie jest przypadkowe na subtelnej płaszczyźnie. Odczucie stopnia tej zależności było czymś nieprawdopo-dobnie trudnym do zaakceptowania. Później zrozumiałem, że spowodowane tą informacją przygnębie-nie wynika z tego, że nie jesteśmy jeszcze doskonali. Biblia wyraża to w bardzo interesujący sposób. W filozofii Wschodu świadomość jest praktycznie zdławiona (tam człowiek jest nikim, człowieka - nie ma; wszystko jest tylko iluzją). Oznacza to niepodzielne panowanie podświadomości, a z tego króle-stwa jest wyjście do obszaru

Jedności całego Wszechświata. Oto zasada wschodniej filozofii - zlikwi-duj wszystkie pragnienia, zlikwiduj uczucia i zlikwiduj wszystko, co ziemskie - a staniesz się jednością z Bogiem. Tutaj pojęcia ziemskości w ogóle nie ma. W chrześcijaństwie zachodzi już równowaga: „to jest Boskie, a to - ziemskie". W tym aspekcie chrześcijaństwo wzniosło zrozumienie o stopień wyżej niż filozofia Wschodu, gdyż „ziemskie" może już w nim zaistnieć. Co to znaczy - „ziemskie"? Jest to świadomość. W chrześcijaństwie funkcjonują dwa systemy myślenia, zamiast jednego, jak na Wschodzie. Dlaczego wielu z tych, którzy w latach 70-tych zajmowali się aktywnie jogą, trafiało do klinik psychiatrycznych? Ponieważ niszczyli oni drugi, bardzo ważny element - świadomość. Właśnie ta świadomość, która potrafi być w równowadze, bardzo pięknie przejawia się w biblijnych przypo-wieściach. Bóg może absolutnie wszystko.

Jednak człowiek ,rozrabia" i Boga nie słucha. Wynikałoby z tego, że człowiek ma prawo wyrażać swą własną wolę i nie podporządkować się Bogu. Bóg „nie dopilnował" i człowiek „coś tam zjadł". Wychodzi na to, że człowiek może okłamać Boga. Oto jest zasada triumfu świadomości. Świadomości, która stawia siebie ponad Boga. Jest to normalne i oczy-wiste - to jest zasada i prawo świadomości. Dlatego są takie właśnie przypowieści, w których Bóg bardzo dziwnie wygląda. Bóg jak gdyby może wszystko, ale gdy tylko zderza się z człowiekiem - bardzo wiele Mu „nie wychodzi". Człowieka nie jest w stanie uczynić „normalnym". Nie może przewidzieć jego postępowania. Dlatego go karze. Wszystko to wygląda jak dziecinna zabawa, lecz zawarta jest w tym kolosalna filozoficzna potęga. Pozwala ona świadomości na „utrzymywanie się przy życiu", gdy następuje kontakt ze Wszechświatem. Świadomość jest niesłychanie krucha. Jest jak bańka mydlana, która może pęknąć przy zetknięciu z kolosalnym mechanizmem podświadomości. Aby świadomość mogła przetrwać, powinna być ogrodzona, zabezpieczona. W chrześcijańskiej filozofii taką właśnie jest. Jeśli czytała Pani literaturę z zakresu magii, to Pani wiadomo, że pierwszą zasadą maga jest „odłączenie" świata, wyłączenie świadomości w tym celu, żeby ją ocalić. Jeśli wchodzi 011 z otwartą świadomością do świata podświadomości - ginie. W jodze jest podobnie. Jogin patrzy na punkt, za-trzymuje (wyłącza) świadomość i tylko po tym fakcie ma prawo do „wychodzenia gdzieś tam". Wszy-scy, którzy nie znają tego elementarnego prawa, wprost giną. Kończą schizofrenią lub śmiercią. Dlate-go istnieją zasady pracy z polem (a myśl i pole - to jedno i to samo) i praw tych przestrzegać należy bardzo skrupulatnie.

Nie jest ważne, z jakim schorzeniem przychodzi do mnie człowiek - czy jest to choroba onkologiczna, astma, wrzód żołądka, depresja czy choroby skórne - istotne jest, że zawsze obowiązuje jeden i ten sam schemat. Jego cel jest jeden - przybliżyć człowieka do Boskości. Zachodzi to w sposób następujący: komórka powinna pracować w pierwszym rzędzie na potrzeby organizmu, a na siebie - potem. Komórka kocha najpierw organizm, a potem -siebie. 80% komórka oddaje organizmowi, resztę bierze sobie. Pierwsza myśl komórki - to myśl o organizmie, potem o sobie. Dlaczego? Jeżeli pierwszą myślą komórki będzie myśl o sobie, to zacznie ona powolutku, niepostrzeżenie brać coraz więcej dla siebie i stanie się zrakowaciała. Przestanie podporządkowywać się organizmowi. Paradoks polega na tym, że komórka nie widzi organizmu. Widzi otaczające ją komórki, które dają jej - i tlen, i składniki odżywcze, i wszystko, co niezbędne. Wówczas w komórce może zrodzić się poczucie, że źródłem jej szczęścia są otaczające komórki. Jeżeli to wrażenie będzie się w niej podtrzymywało i zacznie ona pracować według tego schematu, powstanie tkanka rakowata -nowotworowa. Tak, więc komórka, chociaż nie widzi całości organizmu, powinna kochać go bardziej niż to, co jest widoczne i co daje jej szczęście bezpośrednio. Człowiek widzi wokół siebie rodzinę, dzieci, pracę, samochód, działkę i może pomyśleć, że są to źródła jego szczęścia. I pomyli się. Kiedy będzie sądził, że w tym zawiera się jego szczęście, upodobni się do nowotworowej komórki w ciele Wszechświata. Dlatego też człowiek, nie widząc Boga (człowiek Boga nie widział i nie zobaczy), powinien kochać Go bardziej niż wszystko to, co widzi. Ponieważ wszystko, co on widzi jest wtórne! Dlatego w epoce Mojżesza, kiedy ludzie modlili się do złotego cielca, on wpadał w ten tłum i zabijał ich. Dlaczego? Wydawałoby się -cóż może być bardziej naturalne, oczywiste? Złoto daje mi pożywienie, daje mi odzienie, złoto daje mi schronienie. Jest to źródło mojego szczęścia i o nie się modlę. Wszechświat jednak walczy z człowiekiem, który zaczyna pracować wyłącznie na siebie. Skutkiem jest śmierć, zachorowanie cięższe lub lżejsze, rozmaite urazy, albo też utrata „ziemskiego". Na przykład: swoją działkę, swój dom letniskowy stawiam ponad Boga. Wtedy mogę umrzeć i wówczas dacza nie będzie mi potrzebna. Mogę zachorować, a więc szczególnych życzeń nie będę miał. Dacza może także spalić się. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego istnieją złodzieje? Dlatego, że istnieją ludzie, którzy dla pieniędzy gotowi są wyrzec się Boga.

Oznacza to, że jakakolwiek utrata tego, co ziemskie, nie jest przypadkowa, lecz uwarunkowana moją niedoskonałością. Jeśli spaliła się moja dacza, to prawdopodobnie zbyt się do niej przywiązałem. Jeśli zgubiłem pieniądze, to wskazuje, że zbyt do nich przylgnąłem. W tym momencie niezwykle ważny jest fakt, jak będę reagował. Jeśli będę rozpaczał po utracie pieniędzy, znaczy, że wewnętrznie nie przestałem ich kochać i jeszcze więcej będę je tracił. Jeśli natomiast mam do powyższego zdarzenia stosunek taki, jak wcześniej opisałem -„wszystko wedle woli Boga" - wtedy mój program absolutyzacji pieniędzy zostaje zakończony. Przykładem może być kobieta, która podlega temu procesowi. Otrzymuje męża, który pieniędzy nie umie zarabiać, lub nie ma do tego zdolności, albo mu się nie chce. Taka sytuacja - to jej leczenie. Kobieta, dla której absolutną wartością jest rodzina, dostaje męża, który nie bywa zbyt często w domu. Może on mieć „nieciekawy" charakter lub zawód, który nie pozwala mu przebywać w domu, albo lubi hulanki i pije. Wszystko to również nie jest przypadkowe. Dlatego taka żona może robić wszystko, co zechce, ale jeśli wewnętrznie nie osądza jego postępowania - program absolutyzacji rodziny zamyka się.

R:    Nie zdążyłam zakończyć czytania książki w czasie pobytu w Kulu, gdyż przyszła pora powrotu do Delhi. Odjechaliśmy już dosyć daleko, kiedy jeden z członków ekspedycji przypomniał sobie o prośbie radży, byśmy obowiązkowo odwiedzili boginię Nauli w jej własnej świątyni. Nie widziałam tej świątyni i byłam bardzo rozgoryczona pominięciem jej, bowiem związana z nią legenda była niezwykła. W tej właśnie chwili nasz autobus zepsuł się. Dalsza jazda była niemożliwa. Należało wracać i reperować samochód, który nie ciągnął pod górę. Rzecz jasna, zaledwie wróciliśmy do Kulu, niezwłocznie wyruszyliśmy w góry, do świątyni. Po drodze zapominalski student Sasza opowiedział, że był już w niej. Kiedy wychodził z owej świątyni, chciał dać pieniądze braminowi. Tamten odmówił twierdząc, że zapłacimy, bo wszyscy jeszcze wrócimy do świątyni. I oto wróciliśmy. Zaledwie ujrza-łam świątynię bogini Nauli, przypomniałam sobie epizod z książki Thomasa Andrew ..Szambala - Oaza Światła". Lama przyprowadził autora do identycznej, jak ta studni, bogini Tany. Powierzchnia wody pokryła się najpierw oparami, a potem stała się jak lustro i Thomas zobaczył naszą planetę. Spowijały ją gęste czarne, szare, czerwone i brązowe chmury. Od czasu do czasu przenikały je intensywne rozbłyski błękitnych, różowych i złotych promieni. Lama rzekł: „Obserwujesz mentalne (myślowe) i emocjonalne wibracje, które wypromieniowuje ludzkość. Szary obłok - to egoizm, zaś niebieskie rozbłyski  to duchowe dążenia mniejszości. Jednak zatapiają je fale strachu, namiętności, trwogi, chciwości i nienawiści. Czarne chmury Ziemi mogą być rozpraszane przez rozbłyski, wypromieniowane jako duchowe reakcje grup ludzkich. Narody Ziemi powinny zrozumieć, że czas ukrzyżowania i do-brotliwych proroków już minął. Zaczyna się walka ponadludzkich sil kosmicznych przeciwko złym mocom Ziemi, które zatruwaj ą przestrzeń Układu Słonecznego. Przemówią one błyskawicami, grzmotami i gwiezdnym deszczem. Tym niemniej istnieje sposób, aby przestroga władców karmy zo-stała usłyszana, a którą my, ich słudzy, powinniśmy przekazać. My, strażnicy kulturowego dziedzictwa zaginionych cywilizacji, otworzymy sekretne, tajne magazyny w Egipcie i ukażemy istnienie wysoko rozwiniętej nauki i techniki w dalekiej przeszłości. Na swoich telewizyjnych ekranach widzowie zobaczą oszałamiające zdobycze epoki, które istniały przed tysiącleciami. Wniosek będzie oczywisty. Wy także możecie stać się martwą cywilizacją, w istnienie, której, po upływie 10 tysięcy lat -nikt nie uwierzy. Nie podążajcie za przykładem Atlantydy!"

Kontynuowaliśmy podróż po Indiach. Jechaliśmy łykając kurz i na przestrzeni kilkudziesięciu kilome-trów obserwowaliśmy monotonny krajobraz. Należy pobyć w Indiach, żeby się przekonać jak dobrze (w porównaniu z ich mieszkańcami) żyje się nam. Brud i bieda okazują się nie mniej fantastyczne, niż rozkosze przyrody. Ale ludzie są czyści i bezpośredni jak dzieci. Mało różniła się też od innych droga do świętego miasta Brindawan, gdzie zaproszono mnie do aszramu pewnego mahatmy. Na bazie tego aszramu Swami Sri Padżi utworzył duchowy uniwersytet. Sądziłam, że odwiedzę go przelotnie, ale stało się inaczej. Aszram mieścił się w pięknym pałacu, którego architektura uwzględniała wszystkie osobliwości tutejszego klimatu i sposobu życia. Nad wejściem był sanskrycki napis - dewiza akademii. Przetłumaczono mi go następująco: „Współcześni uczeni przywracają starożytną wiedzę". Omal nie upuściłam kamery: przecież mottem moich programów ,bumerang" jest właśnie „Powrót starożytnej wiedzy na płaszczyznę naukową"! To nie mógł być tylko przypadek... Postanowiłam nie wyjeżdżać, zanim nie spotkam się ze Swamim Sri Padżi (co w przekładzie znaczy „idący śladami Boga"). Spędzi-łam trzy dni na oczekiwaniu. Chociaż on sam prawie się nie pojawiał, czułam bezustannie jego obec-ność. Zezwolono mi na filmowanie wszystkiego i wszędzie, z czego też korzystałam. Moją uwagę przykuł do siebie od razu młody człowiek o imieniu Neki. Nie wiem, jakie jest jego prawdziwe imię. W przeszłości był znanym międzynarodowym dziennikarzem i czołowym społecznym działaczem Lidii, człowiekiem błyskotliwym, wykształconym i bogatym. Jedno jedyne spotkanie ze Swamim zmieniło jego los. Porzucił świeckie życie i długo walczył o prawo zamieszkania w aszramie. Wreszcie uzyskał zezwolenie pod warunkiem, że będzie zamiatał podwórze. Zgodził się. Było to 11 lat temu. Dopiero przed rokiem przeniesiono go do kuchni. Przez cały dzień obserwowałam go, wreszcie postanowiłam zadać retoryczne pytanie: czy nie żałuje swego wyboru? Przetłumaczenie odpowiedzi nie było potrzebne - jego oczy, to oczy szczęśliwego człowieka. Było mi jednak smutno, mimo wszystko wydawało się, że rację ma Łazariew...

Ł:    Rzecz w tym, iż struktura duchowa ludzkości w miarę upływu czasu ulega rozlicznym, decydu-jącym zmianom. Taki jest rozwój, „do tej samej rzeki nie można wejść dwa razy". Dlatego doświad-czenia sprzed tysięcy lat... Otóż, gdy przeglądałem (starożytne) modlitwy, widziałem, że „pracowały" one w określony sposób przez dwa tysiące lat. Teraz jest inaczej. Ich wpływ, ich działanie - jest o wiele słabsze. To znaczy - są mantry, które już „zgasły", które już „nie pracują". „Pracowały" doskonałe 6 tysięcy łat temu. Teraz są one szkodliwe, ponieważ zmieniła się energetyka. A energetyka - jest to nasze pojmowanie świata. Czy zmienił się nasz stosunek do świata? Zmienił. To znaczy, że system (duchowy) powinien być adekwatny do sposobu widzenia świata. W związku z tym każdy, kto zaczy-na zajmować się jogą lub czymś, co „pracowało" znakomicie 4 tysiące lat temu, zmierza przeciwko Boskości. Taki człowiek, „rozwala" sobie karmę i wszystko inne. Ponieważ absolutyzacji a jakiejkol-wiek metody, wziętej z przeszłości - to zawsze przegrana. Człowiek powinien reagować i postępować odpowiednio do czasu, w którym żyje. Aktualny czas wymaga od człowieka, aby był joginem i czło-wiekiem „ziemskim" równocześnie. A jest to bardzo trudne. Księgi piszą o tym, co można osiągnąć dzięki jodze. Jednak teraz nie da się tego osiągnąć - księgi opisują doświadczenia sprzed paru tysięcy lat. O ile dawniej, na drodze określonych ćwiczeń, można było uzyskać jakiś efekt, to obecnie nie. Może być efekt zewnętrzny, jednak wewnętrzny rezultat będzie zupełnie inny. Obserwowałem przez cały rok struktury pola pewnego młodego człowieka, który przez cały ten czas jadł tylko skiełkowano ziarna pszenicy. Stwierdziłem, że w jego polu pojawiła się ogromna duma i agresja. Zobaczyłem de-formację struktur duchowych. Wszystko dlatego, że tę skiełkowaną pszenicę postawił ponad Boga. Uczynił z niej bożyszcze. Oznacza to, że nasz stosunek do świata może nas zdławić lub podźwignąć. Jakakolwiek absolutyzacja czegoś, jakiekolwiek ukierunkowanie, prowadzące do czynienia bożyszcza (z czegokolwiek lub kogokolwiek) okazuje się odcięciem, odwróceniem od całego Wszechświata. Taki efekt daje zasada postawienia czegoś ponad Boga. Jest to kolosalne naruszenie duchowe, które cha-rakteryzuje obecnie bardzo wielu ludzi, również hinduskich bardzo uduchowionych działaczy. Obecnie człowiek może być „mnichem w świecie". Powinien być świętym i człowiekiem czynu - jednocześnie. Człowiek, który chce być tylko działającym - „nie istnieje". Także ten, kto pragnie być tylko świętym, również wkrótce przestanie istnieć. Tak jest, choćby nas to dziwiło.

R:    Drugie spotkanie było dosłowną ilustracją powyższych słów: przekazano mi prośbę Swamiego, abym poszła na medytację. Ustawiłam kamerę i przygotowałam się na grzecznościową nudę, gdy Na-talia Michajłowna (nasz mdolog) zapytała czy wiem, kto gra na instrumencie. Okazało się, że to na-czelnik tutejszego więzienia, najlepszy z uczniów Swamiego. Wiele razy prosił Swamiego, aby pozwolił mu opuścić zajmowaną posadę, lecz ten się nie zgadzał, uważając, że obecnie trzeba być „świętym" w społeczeństwie. Jego więzienie to coś unikalnego. Tak minął dzień, a Swamiego nie udało mi się zobaczyć. Po kolacji zapytałam Natalię Michajłowna, czy odpowie on na moje pytania. „Nie wiem" -ledwie zdążyła odpowiedzieć, kiedy równocześnie zauważyłyśmy na drzwiach napis, którego nie było, gdy udawałyśmy się na kolację. Podchodząc bliżej - przyjrzałyśmy się mu. Napis głosił: „Pod drzewem w milczeniu siedzi nauczyciel. Przed nim w milczeniu siedzą uczniowie, lecz on odpowiedział im na wszystkie ich pytania".

< Wstecz12Dalej >


Komentarze (5)

Choroba, jako jeden z mechanizmów rozwoju ducha - Dziekuje!

Napisane przez Zofia, 11 April 2010
Z wielka radoscia przeczytalam wywiad z P.Lazarewiem.Dziesiec lat temu trafila do mnie jego ksiazka "Diagnostyka karmy" w jezyku rosyjskim i stopniowo przeczytalam jego 10 ksiazek i jestem wdzieczna za wszystkie informacje. Duze zmiany nastapily w moim zyciu, dzieki zrozumieniu informacji jakie otrzymalam z ksiazek .Dziekuje Panie Lazariew!

Do Zofii

Napisane przez Piotr, 16 May 2010
Jakie zmiany Pani Zofio?

Nie rozumiem

Napisane przez Anna, 25 August 2010
Żona otrzymuje nieciekawego męża (pije, nie zarabia itp.) to jej (o zgrozo!) leczenie. Leczenie czego, jak ma się leczyć jak jest taka nieciekawa sytuacja? No a druga strona medalu: co zyskuje taki mąż, czym jest dla niego ta chora sytuacja? Nie lubię jak się tylko problem rozpatruje z jednej strony, bo wówczas punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, nie jest obiektywny i przekonywujący, niestety:-(

Szokująca lektura

Napisane przez nela, 21 November 2010
Pani Anno, śpieszę odpowiedzieć na pytanie z czego leczy się żona przy"nieciekawym" mężu. Wg Łazariewa leczona jest z pychy. :) Dla Boga, największy męski degenerat jest bliższy Bogu niż porządna kobieta. Tak uważa p. Łazariew. Dla autora nie ma znaczenia że np żona ma do wykarmienia 8 dzieci wiec wg logiki naturalnie oczekuje od męża zarobków. Wg Łazariewa, nie, ona jest leczona z chorobliwej żądzy pieniądza. Nie wiem czego uczą się te biedne głodne dzieci. Tak że wg mnie to pokręcona teoria, tendencyjnie i upokarzająco traktująca kobiety.

duchy

Napisane przez Rob33, 16 December 2012
Czesc wszystkim, w tej tematyce poznalem osobe, ktora uwzglenia jeszcze duchy, ktore uniemozliwiaja rozwoj duszy. Czasami po prostu nie da sie NIC zrobic... jesli czlowiek ma duchy, nie mozna ruszyc z miejsca. Czytal ktos moze? "Opętani przez duchy" ?
 

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY