Leczenie zaawansowanych przypadków raka terapią dietetyczną
Leczenie
gruźlicy polegało na diecie bezsolnej, głównie owocowo -
warzywnej, jarzyny gotowane bez dodatku wody, parowane we własnych
sokach, w ciężkim garnku, nie z aluminium. Pokrywa musi być ciężka i
dobrze dopasowana tak, by para nie uciekała. Dalej, większość
potraw musi być zjadanych na surowo, drobno utartych. Chorzy mają pić
sok pomarańczowy, sok grejpfrutowy oraz sok jabłkowy i marchwiowy.
Soki te muszą być sporządzone w specjalnym urządzeniu - rozcieracz
[grinder] i osobna prasa - ponieważ stwierdziłem, że w sokowirówkach
[centrifugal juicers] lub maszynkach do soków [liquefiers] nie mogłem
otrzymać soku takiego rodzaju, który by leczył pacjentów.
Najpierw myślałem, że maszynki do soków [liquefiers] byłyby
idealne. Surowiec zachowywał się w całości. nic nie było
tracone. Ale to nie działało. Potem dowiedziałem się dzięki pewnemu
fizykowi, że w maszynce do soków [liquefier], w środku, jest dodatni
ładunek elektryczny, a w cieczy jest ładunek ujemny. Ten ładunek
elektryczny niszczy enzymy oksydacyjne. To samo zachodzi też w
przypadku sokowirówki [centrifugal juicer] i innych aparatów.
Dlatego sok musi być przygotowany w rozcieraczu [grinder, syn.
młynek, rozdrabniacz] i osobnej prasie - o ile możności wykonanych ze
stali nierdzewnej.
Pacjenci muszą wypijać mnóstwo tych soków.
Muszą zjadać zupę Hipokratesa. Nie mogę wchodzić we wszystkie
szczegóły. Nie wystarczyłoby jednego wieczoru. Ale bardzo ważne dla
odtrucia są lewatywy. Czułem, że odtrucie w postaci sugerowanej
przez Hipokratesa, w tej książce, było najważniejszym elementem.
Wreszcie miałem klinikę. Pacjenci zobaczyli, że także
bardziej zaawansowane przypadki, a nawet niektóre terminalne, bardzo
zaawansowane przypadki, mogły zostać uratowane. Trafiało do mnie
coraz więcej i więcej przypadków terminalnych, zostałem wmuszony w tę
sytuację. Z drugiej strony, miałem nóż Amerykańskiego Towarzystwa
Medycznego na gardle i na plecach. Miałem tylko terminalne
przypadki. Gdybym ich nie uratował, moja klinika stałaby się
umieralnią. Niektóre przypadki były przynoszone na noszach. Nie mogli
chodzić. Nie mogli już jeść. Było bardzo, bardzo trudno. Tak więc
naprawdę musiałem opracować terapię, która pomagałaby w tych
dalece zaawansowanych przypadkach [10, 11]. Powtarzam, zostałem do tego
zmuszony.
O potrzebie tego, na czym należy położyć główny
nacisk: czytając całą literaturę, zobaczyłem, że wszyscy naukowcy
leczą objawy. Pomyślałem, że są one tylko objawami. Za nimi musi być
coś zasadniczego. Niemożliwe, żeby były objawy w mózgu, inne w
płucach, w kościach, w jamie brzusznej i w wątrobie. Musi być coś
podstawowego, inaczej jest niemożliwe.
Już dzięki mojej pracy
nad leczeniem gruźlicy nauczyłem się, że w gruźlicy i w innych
chorobach zwyrodnieniowych nie wolno leczyć objawów. Organizm - cały
organizm - musi być leczony. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić?
Stopniowo doszedłem do wniosku, że najważniejszą częścią naszego
organizmu jest przewód pokarmowy. By wszystko, co zjadamy, było
właściwie trawione, i by inne narządy przewodu pokarmowego
działały prawidłowo i pomagały w trawieniu do produktów końcowych
- a jednocześnie usuwały wszystkie produkty odpadowe - wszystkie
toksyny i trucizny które muszą być usuwane, tak, by nic nie
gromadziło się w naszym ustroju, to właśnie - pomyślałem sobie -
jest rzeczą najważniejszą w leczeniu gruźlicy. Tak samo musi być we
wszystkich innych chorobach zwyrodnieniowych. I do dnia
dzisiejszego jestem wciąż przekonany, że rak nie wymaga
"swoistego" leczenia.
Rak jest tak zwaną chorobą
zwyrodnieniową, a wszystkie choroby zwyrodnieniowe muszą być
leczone tak, by najpierw cały organizm został odtruty. Wracając do
mej pracy nad leczeniem gruźlicy, zobaczyłem, że ważną rolę odgrywa
wątroba. Usuwa ona toksyny z organizmu, tak je przekształca, by mogły
wejść do przewodów żółciowych, i w ten sposób zostać usunięte z żółcią
- to nie jest łatwe zadanie. Ponadto wątroba pomaga w wytwarzaniu
soku żołądkowego za pomocą układu nerwów trzewnych. Wątroba pomaga w
wytwarzaniu przez trzustkę trypsyny, pepsyny, lipazy, enzymów
trawiennych - wszystko to jest regulowane za pomocą układu nerwów
trzewnych. Wątroba ma o wiele, wiele więcej bardzo ważnych funkcji.
Jedną z nich jest reaktywacja enzymów oksydacyjnych, co odkrył
Rudolf Schoenheimer. Jego praca szła po tej linii.
Zaprowadziłoby
nas za daleko, gdybym wchodził teraz w szczegóły. Bardzo ważne
jest zapamiętać, że enzymy utleniające u chorych na raka mają bardzo
niską aktywność.
Teraz spróbujmy nakreślić teorię. Przez te lata
uświadomiłem sobie, że w raku są dwie komponenty o szczególnej
ważności. Jedną jest cały organizm, komponenta ogólna. Drugą jest
komponenta miejscowa, objaw. Leczenie musi dotyczyć komponenty
ogólnej. Gdy będziemy w stanie doprowadzić ją do równowagi,
komponenta miejscowa zniknie.
Co jest tą komponentą ogólną i
dlaczego leczenie ma doprowadzić ją do równowagi? Chciałbym
poświęcić dzisiejszy wieczór głównie tej kwestii.
Komponentą
ogólną jest przewód pokarmowy i wątroba. W raku przewód pokarmowy jest
bardzo zatruty. Jak można sobie z tym poradzić? Odtrucie jest łatwym
słowem, lecz jest bardzo trudne do wykonania u chorych na raka. W
takich przypadkach, jeśli są dalece zaawansowane, nie mogą oni
prawie jeść. Nie mają soku żołądkowego, nie działa wątroba, trzustka,
nic nie jest czynne.
Z czego rozpoczniemy? Najważniejszym,
pierwszym krokiem jest odtrucie. Więc zajmijmy się tym. Na początku
dawaliśmy różne lewatywy. Stwierdziłem, że najlepszą lewatywą jest
wlew z kawy, zastosowany po raz pierwszy przez prof. O. A. Meyera w
Getyndze. Wpadł on na ten pomysł, gdy wspólnie z prof. Heubnerem
podawał roztwór kofeiny doodbytniczo zwierzętom. Zauważył, że
przewody żółciowe były otwarte i mogło wypływać więcej żółci.
Czułem, że jest to bardzo ważne i opracowałem wlewy z kawy. Dajemy
trzy czubate łyżki stołowe mielonej kawy na kwartę [ok. 1 l],
gotujemy przez trzy minuty, zmiejszamy ogień i zaparzamy nie
dopuszczając do wrzenia przez 10 do 20 minut, po czym stosujemy w
temperaturze ciała.
Pacjenci zgłaszali, że to im pomaga.
Ból ustępował, mimo iż dla przeprowadzenia odtrucia musieliśmy
odstawiać wszystkie środki przeciwbólowe i uspokajające.
Uświadomiłem sobie, że niemożliwe jest z jednej strony odtruwanie
organizmu, a z drugiej strony podawanie leków i trucizn, takich jak
leki przeciwbólowe i uspokajające - petydyna, kodeina, morfina,
skopolamina itd. Tak więc musieliśmy odstawiać te leki, co znów było
bardzo trudnym problemem. Pewien pacjent powiedział mi, że
dostaje jeden gram kodeiny co dwie godziny oraz morfinę w
zastrzykach . . . jak można to odstawić? Powiedziałem mu, że najlepszym
środkiem przeciwbólowym jest wlew z kawy. Po upływie bardzo krótkiego
czasu musiał się z tym zgodzić. Niektórzy z pacjentów, którzy mieli
bardzo ciężkie bóle, nie dostawali wlewów raz na cztery godziny, jak
przepisywałem, lecz raz na dwie godziny. Lecz więcej żadnych środków
przeciwbólowych.
Po zaledwie paru dniach ból był bardzo
mały, prawie żaden. Mogę dać przykład. Nie tak dawno trafiła do mnie
pewna pani. Miała raka szyjki macicy i dwie duże masy guza wokół
macicy. Szyjka była wielką martwiczą niszą wrzodową, z której sączyła
się krew i ropa, tak iż biedna chora nie mogła w ogóle siedzieć.
Stan był nieoperacyjny. Była naświetlana promieniami
rentgenowskimi i wszystko, co jadła, wymiotowała z powrotem. Nie
mogła się położyć. Nie mogła siedzieć. Chodziła w kółko w
dzień i w nocy. Gdy przyjechała do mojej kliniki, dyrektor
powiedział mi "Panie doktorze, nie możemy jej tu trzymać. Te jęki i
chodzenie w dzień i w nocy uniemożliwiają sen innym pacjentom." Po
czterech dniach była w stanie zasnąć bez jakichkolwiek środków
uspokajających, co jednak nie dawało wiele. Efekt przeciwbólowy
trwał przez około pół godziny. Po 8 - 10 dniach poprosiła mnie tylko
o jedną rzecz: aby pozwolić jej opuścić nocną lewatywę o godz. 3.00
czy 4.00 nad ranem. Pacjenci, u których wchłaniają się duże masy
guza są budzeni każdej nocy przez budzik, gdyż w przeciwnym razie
zatruliby się wchłaniając te masy. Gdybym zrobił im tylko jedną
albo dwie albo trzy lewatywy, umarliby z zatrucia. Jako lekarz
nie mam prawa powodować, by organizm absorbował wszystką masę
nowotworu, a następnie był niedostatecznie odtruwany. Dwoma lub trzema
wlewami pacjenci nie są wystarczająco odtruwani. Wchodzą w coma
hepaticum (śpiączkę wątrobową). Sekcje zwłok wykazały, że wątroba
jest zatruta. Nauczyłem się z tych nieszczęść, że odtruwania nigdy
nie bywa za dużo. Więc powiedziałem tej pani, że przez jedną noc
będzie mogła spać przez siedem godzin - ale tylko przez
jedną noc. Nie zaryzykowałbym więcej! Gdy nie dawałem tym
pacjentom nocnych lewatyw, rankiem byli śpiący, prawie
półprzytomni. Pielęgniarki to potwierdzały i mówiły mi, że potrzeba
kilku lewatyw, zanim się z powrotem uwolnią z tego toksycznego stanu.
Nigdy nie dość jest podkreślać znaczenia odtruwania.
Nawet z
tymi wszystkimi wlewami nie wystarczało! Musiałem więc podawać im
także olej rycynowy doustnie i we wlewie co drugi dzień, przynajmniej
przez pierwsze dwa tygodnie, mniej więcej. Po tych dwóch
tygodniach nie poznalibyście Państwo tych pacjentów! Przybywali
na noszach, a obecnie chodzili. Mieli apetyt. Przybierali na wadze, a
guzy zmniejszały się.
Spytacie Państwo "Jak może ustępować taki
guz nowotworowy?". Był to dla mnie trudny problem do zrozumienia.
Nauczyłem się w moim leczeniu gruźlicy, że muszę dawać potas, jod i
wątrobę w injekcjach, by pomóc wątrobie i całemu organizmowi w
odtwarzaniu potasu. Obecnie, na ile rozumiem, sytuacja jest
identyczna. Najpierw dawaliśmy pacjentowi dietę maksymalnie bezsolną
[12]. W ten sposób z organizmu usuwane jest możliwie najwięcej soli
(sodu). Podczas pierwszych dni usuwane są 3 gramy, 5 gramów, do 8
gramów sodu dziennie, gdy pacjent otrzymuje tylko około pół grama sodu
zawartego w diecie, a w postaci soli nie dodaje się sodu w ogóle.