Bochenia
Bochenia » Na Linii Czasu » 2009 » Listopad » Geniusze-kosmopolici w kulturach planet staniemy z czym?

Geniusze-kosmopolici w kulturach planet staniemy z czym?


Pewnie zgodnie z powiedzeniem im dalej w las, tym więcej drzew. Ale mnie interesuje jak było dalej z językiem polskim i naszą literaturą? Doszłaś przecież do poetyckiego, literackiego użycia języka polskiego, to prawdziwe osiągnięcie! Zasadza się na nim Twoja przynależność kulturowa, czy tak?


– O utrzymanie języka polskiego i o jego rozwój dbałam świadomie. Słuchałam Programu Radia Polskiego, bo tylko taki czasami do nas przez potęgę szmerów docierał, czytałam też obowiązkową na dziennikarce literaturę powszechną w tłumaczeniu właśnie na język polski, starałam się w miarę możliwości obcować ze studentami z Polski, choć nie było to takie proste, bowiem granice w latach 80-ych były jeszcze dla nas pozamykane, a powiew „Solidarności” nie wpływał na losy, nas – Polaków na Kresach, pozytywnie... Ten mój kłębek polskości noszę ze sobą do dzisiaj i zabiegam o jego przechowanie jak o wartość największą. Obecnie bowiem, mieszkając w kraju frankofońskim, gdzie w pracy i domu praktycznie obowiązuje język francuski, a Polska niezbyt motywuje nas do utrzymywania polskości, jakże łatwo mogłabym ulec jeszcze innej asymilacji! Ja jednakże się na to nie godzę. Do tworzenia wierszy, do pisania szkico-reportaży, a i też w periodyku emigracyjnym „Listy z daleka”, który stworzyłam, redaguję i wydaję od kilkunastu lat, piszę po polsku. Moim pierwszym i najważniejszym językiem pozostaje nadal polski.

Czy poetyzujesz czasami po litewsku? Śpiewasz? Opowiadasz bajki?

– Nie, ale lubię przez internet pooglądać coś w Telewizji Litewskiej lub – żeby odczuć łączność z Bałtykiem, wysmukłymi sosnami wokół, białymi piaskami i wydmami – zakładam bursztynowe korale. Czasami, żeby pomyśleć o Litwie i nasycić się tą emocją mojego ducha jadę do odległej o kilkadziesiąt kilometrów Flandrii, czyli północnej części Belgii, której płaskie tereny, przestworza i potężne drzewa o pniach zadziwiająco równych, przypominają mi Litwę… Przyroda Walonii, południowo-wschodniej części Belgii, gdzie mieszkam, ma bardzo mieszaną gatunkowo roślinność, można tu – jak na Litwie – znaleźć i sosny i jodły, lecz też – liany i choćby te trawy kopro-podobne, wyrastające tu do poziomu małych drzew! Przyrodę tę odczuwam jako niezrównoważoną, nerwową wręcz, …i musiało upłynąć sporo wody zanim się doń przyzwyczaiłam.

Niektórzy utożsamiają się z narodem, inni z zawodem, z kulturą, językiem. Jak to jest u Ciebie? Czy to dla Ciebie trudne czy łatwe pytanie?

– Łatwe i trudne zarazem. Widzisz, wszystko cokolwiek dotąd napisałam, w tym czy innym stopniu dotyczyło Polaków mieszkających, wychowujących się, urodzonych poza Polską. Polacy poza Polską to temat, który mnie bardzo frapuje. Moja książka „Nawet ptaki wracają” jest o losach Polaków w krajach wschodnich, na terytorium byłego ZSRR. „Wiatr z Hamburga” – o przekornych dziejach Polaków w Niemczech; przeszli oni piekło faszystowskich lagrów, a po wojnie, losu trafem, zamieszkali w tym kraju na zawsze. Ba, ich dzieci, nie raz, połączyły się z Niemcami... Ostatnio napisałam „Światło północy”, o Polakach w Belgii i w Szwecji. Właśnie myślę, gdzie to wydać!?

Ale wracam do Twego pytania. Bycie Polakiem poza Polską to wyzwanie szczególne. Na emigracji zawsze się funkcjonuje na warunkach mniejszości, czyli praktycznie o wszystko trzeba mocno i stanowczo zabiegać. Kiedy pytają mnie czasami jak się czuję w Belgii, będąc przecież obcokrajowcem, odpowiadam – że prawie tak samo jak kiedyś na Litwie... Polacy na Litwie, choć dzisiaj są bardzo dobrze zorganizowani, to tam jednak ciągle byli i są mniejszością narodową.

Jak przywiązana jesteś do miejsca urodzenia i wychowania, ile ono znaczy w Twoim życiu i twórczości? Czy cała Twoja Rodzina ma polskie korzenie? Czy korzenie i pochodzenie mają tu coś do rzeczy?

– Miejsce urodzenia i wychowania stanowią dla mnie bazę mojego wewnętrznego ja, to taki fundament, na którym opieram mój ciągle kształtujący się dom, czyli moje aktualne ja.

Świadomość mojej Rodziny ze strony Mamy, jak też Ojca, jest polska, rzekłabym – kresowa. Jak już Ci, Tereso, mówiłam, pokolenia naszej Rodziny dbały o to, by tego daru polskości nie roztrwonić, nie zaprzepaścić. Teraz utrzymanie tego i przekazywanie to już mój obowiązek. Siostra moja, także przebywająca na emigracji, uważa podobnie. Korzenie i pochodzenie tworzą nas fizycznie, emocjonalnie i mentalnie. Przyjrzyj się, Tereso, korzeniom różnych roślin; przecież każda ma je odmienne. Możemy, zatem, powiedzieć: z tego korzenia będzie takiego rodzaju roślina, a z tamtego – zupełnie inna. Jak się każda roślinka rozwinie i jakie da plony, zależy m.in. od tego, jak potrafimy o taką roślinę zadbać. Czy ją regularnie podlewamy, odżywiamy, pielęgnujemy? Przypuszczam, że to dobra analogia, gdy mówimy o człowieku i jego uwarunkowaniach.

Uwarunkowania, nasze, emigracyjne. Pomówmy o naszej emigracji. Bywa na niej różnie, jak i w Ojczyźnie, ale na Obczyźnie albo ulegamy tzw. aresztowi naszej kultury, albo – jak czytamy w Twoim wierszu – arogancko się zrzekamy naszych miejsc i naszych czasów, albo też, zapośredniczając Kultury i siebie w nich, sytuujemy się gdzieś między dwoma biegunami – naszej rodzimej tradycji oraz nowego, tego – co nie jest zgodne z naszymi poprzednimi wyobrażeniami o świecie. Oczywiście żadna z form "wywlekania" nie jest procesem zdefiniowanym w czasie i w jednostkowej czy społecznej egzystencji, ale nie to wszakże stanowi kluczowy dylemat Twojego wiersza! Należy chyba przypuszczać, że chodzi w nim o różne rodzaje tożsamości, w tym – narodową i kulturową, ale i jednostkową? Czy możesz odpowiedzieć na dokładnie to samo pytanie, które po bardzo głębokiej refleksji o naszej współczesnej rzeczywistości kończy wiersz: - Z rodzin/ i narodów oczyszczeni, geniusze-kosmopolici/ w kulturach planet staniemy?/- Z czym?

– A jakżeż, Tereso, pragnęłabym rozwinąć się na tę geniusz-kosmopolitkę i jednocześnie wniosłabym ze sobą elegancki bagażyk z najważniejszymi tradycjami mojego narodu i mojej rodziny! Tego chciałabym też dla innych.

Chciałabym jeszcze przez chwilę zatrzymać się przy Twoim wierszu, konkretnie - na konstrukcji głosu mówiącego, który przybrał w wierszu formę my? Autorskie utożsamienie tego typu z czytelnikiem jest retoryką, strategią poetycką, czy w ten sposób trzymasz czytelnika po swojej stronie? Stronie własnych przekonań?? I inne pytanie od razu, ale ciągle wokół zagadnienia relacji autora z czytelnikiem, Leokadio, do kogo adresujesz swój wiersz?

– Wiersze moje powstają spontanicznie, na ogół pod wpływem większej emocji. Słyszę najpierw rytm, melodię, potem są skojarzenia, krystalizują się słowa, zdania całe… Najlepiej jest od razu notować. Pamiętam, że kiedyś, gdy jeszcze początkowałam w mojej twórczości, jeden z kolegów powtarzał: – Ty, Komaiszko, musisz zawsze nosić przy sobie papier i ołówek!... Dziś wiem, że widział akt tworzenia, także – zapisu rzeczywistości, prawdziwie, bo co nie jest od razu zapisane, może umknąć na zawsze. Czytelnika sobie specjalnie nie kreuję, nie projektuję, piszę z serca i tak, żebym najpierw sama była z tego zadowolona. Czytelnik? Marzę oczywiście o tym, by moje wiersze i teksty prozą były nie tylko czytane, lecz też doceniane. Lubię, gdy wyniki mojej pracy są ludziom pomocne, dają im jakiś rodzaj zadowolenia, co w rezultacie daje moją własną satysfakcję.

A jaką rolę ma dzisiaj współczesny poeta polski mieszkający poza granicami kraju? Kim jest współczesny poeta? Jaki jest jego/jej wkład w kulturę polską? Jak myślisz, dla kogo i dlaczego piszemy przebywając na emigracji?

– Pytasz o rolę poety? Według mnie, poeta – dziś, kiedyś i zawsze – jest jasnowidzem, bywa prorokiem. Społeczeństwo wciąż jeszcze za mało uwagi poświęca i daje poetom, zaliczając ich często, o paradoksie, do rangi dziwaków i nieudaczników; świat jest taki zmaterializowany! Przebywając na emigracji czy gdziekolwiek, lecz pisząc po polsku lub o sprawach polskich, bezsprzecznie dokładamy się do rozwoju polskiej literatury, języka, do polskiej kultury. Jakże się ucieszyłam, gdy Biblioteka Narodowa w Warszawie poprosiła o moje książki prozą i wierszem, oraz o pozwolenie kompletowania w zbiorach Biblioteki wydań „Listów z daleka”. To świadczy o tym, że nasza twórczość emigracyjna, Polaków poza granicami Polski, jest jednak Polsce potrzebna, więc i dla Niej piszemy.

Leokadio, czym jest głos poety emigracyjnego w Kraju, a czym na Emigracji? Czy widzisz różnice między odbiorem krajowym a polonijnym utworów pisanych na Emigracji? Jaką tworzymy literaturę, polską czy polonijną? Pytam o literaturę, bowiem ze sztuką i muzyką jest nieco inaczej, choć z pewnością rysują się też podobieństwa.

– Literatura tworzona na emigracji bezsprzecznie była, jest i będzie inna niż ta tworzona w Kraju, ze względu na odmienność życiowych doświadczeń twórców. Tego głosu, o który pytasz, głosu poety, nikt za bardzo nie chce słuchać. W polskiej mentalności ciągle trwa przekonanie, że najlepszym poetą, twórcą, działaczem, patriotą jest ten, kto przeszedł na tamtą stronę świata. Powiedziałabym, że wciąż za mało cenimy czas teraźniejszy, za mało stymulujemy osoby uzdolnione w naszym narodzie, żyjące i tworzące właśnie teraz, dziś, wśród nas i... Przecież, nie zapominajmy – dla nas! Jeśli chodzi o Polonię, to jest ona raczej mało wrażliwa na poetów. W Polsce wyczuwam więcej życia, jeśli chodzi o odbiór naszych utworów. Niemniej i tak nasza praca wygląda na walkę z wiatrakami.

Czy twórców mieszkających poza Polska nazywasz polonijnymi, czy polskimi? Czy Polonia to kategoria łatwa do zdefiniowania? Kto jest Polonią w dzisiejszych zglobalizowanych czasach i realiach, gdy krążymy swobodnie między krajami, stając się przecież obywatelami świata?

– Polskie, polonijne – to są dla mnie tylko wyrazy z grubsza określające miejsce zamieszkania twórcy, określniki geograficzne dzielące twórców na tych, z Polski i tamtych – spoza Niej. I chyba, dla pełniejszej informacji, są nam te definicje jakoś potrzebne. Do Polonii, według mnie, należy ten, kto się swojej polskiej świadomości nie krępuje i nie wyrzeka, bez względu na to czy należy do jakiejś organizacji czy polonijnej społeczności, grupy. Plusem jest, jeśli taki człowiek, w miarę możliwości, próbuje w kraju swego zamieszkania czy osiedlenia promować polską kulturę, język, literaturę, sztukę. Pytasz o obywateli świata... Pewnie któregoś dnia wszyscy nimi zostaniemy. Pytanie – jakiej jakości obywatelami świata chcemy zostać? Co w sobie i dla innych do tej globalizacji wniesiemy?

Rozumiem, że mówiąc o pełnej informacji masz na myśli fakt, że wiedząc skąd jest twórca, znając jego społeczne, polityczne i kulturowe uwarunkowania, głębiej możemy odczytać, zrozumieć jego dzieło. Czy uważasz, że w odniesieniu i do twórców i do wszystkich Polaków na Emigracji można mówić o tożsamości polonijnej?

– Chyba tak, jeśli przyjmiemy, że Polacy na emigracji są Polonią. Trzeba mieć jakieś umowne odnośniki, jeśli chcemy się rozumieć rozmawiając ze sobą.

Mówi się w literaturoznawstwie o tożsamości literatury. Czy literatura pisana przez emigrantów jest polonijna, polska, narodowa, czy emigracyjna?

– Myślę, że tożsamość literatury to inaczej identyfikacja, rozpoznanie i uwzględnienie pewnych wartości, pojęć i postaw opisanych w literaturze danego kraju. To taki umowny schemat, do którego przykładamy ten czy inny utwór, by następnie móc go określić, sklasyfikować, sprecyzować w ramach wartości kultury, obyczaju, myślenia, tradycji. Co do tekstów polskich emigrantów, to myślę, że zawsze można je określać jako literaturę emigracyjną. Natomiast, gdy utwory w ten czy inny sposób emanują polskością, nazywałabym je polonijnymi. Nieco drugorzędnym, w tej kwestii, wydaje się mi język, jakim posługuje się autor. Oczywiście, polski będzie zawsze ważnym promotorem i ambasadorem Polski i jej kultury w naszym coraz bardziej globalizującym się i ujednolicającym się świecie, ale nasycenie dzieła polskością nie jest równoznaczne z użyciem języka polskiego.

Ten schemat, o którym mówisz, niesie niestety ze sobą stereotyp i kulturowe cliché, na podstawie, których znają nas i sądzą inni obywatele tego świata. Przytaczany już dzisiaj wers Twojego wiersza ciągle mnie nurtuje. Pytanie, które ten wers kończy, każe mi na nie odpowiedzieć. Myślę, iż nie miałabyś nic przeciwko temu, abym powiedziała: Z rodzin/ i narodów oczyszczeni, geniusze-kosmopolici/ w kulturach planet staniemy/- Z Miłością. Moim ideałem świata Leokadio, jest ludzkość egzystująca, istniejąca, rozwijająca się poza granicami wszelkich granic i podziałów: etnicznych, narodowościowych, społecznych, politycznych czy kulturowych. Poznawanie i przyswajanie kultur nie powinno odbywać się według kategorii narodowościowych. Być może moja odpowiedź na pytanie postawione w wierszu jest naiwna! Nie boję się jednakże tego rodzaju naiwności, wręcz odwrotnie! Miłość jest jak najpiękniejsze marzenie i nim także chciałabym Ci odpowiedzieć na Twoje pytanie. Pytanie, którym pobudziłaś mnie do głębokiej refleksji. Dziękuję Ci za to, za Twój wiersz i rozmowę.

– Twój ideał Świata, doskonale rozumiem, ponieważ czuję podobnie. Z moich obserwacji wynika, że takiego rodzaju myślenie jest właściwe nielicznym (niestety) jednostkom. Najważniejsze jednak, że Kosmos nas ze sobą łączy, pozwala się nam spotkać i wtedy – Uwaga! Uczulam wszystkich! – Nie traćmy czasu, jednajmy siły i wspólnie krystalizujmy drzemiące w nas ideały! A Miłość?... Miłość określa i determinuje wszystko – to radość i ból, to także życie i śmierć w niej i z nią. To siła, która nas na Ziemi trzyma i to taż sama moc, co nas ku innym wymiarom popycha. Rozmyślałam na ten temat w innym wierszu, z tomiku poświęconemu memu Ojcu, który był dla mnie ideałem ucieleśnionej miłości. Twoją sugestię Miłości w odpowiedzi na pytanie mego wiersza, akceptuję chętnie. Pasuje mi ona do mojej wizji świata.

A zatem Leokadio, zamiast do widzenia, powiem: – do Miłości! Romantycznie bardzo, w naszej tradycji literackiej także, ale też w duchu kultur aborygeńskich, gdzie miłość ma również wymiar wspólnotowy, ponadpokoleniowy, ponadziemski. i w bezpośrednim przełożeniu to ten rodzaj współżycia, którym kieruje wzajemny szacunek do i ciekawość różnic oraz prosta zasada współistnienia, nie ekspandowania siebie i swego na innego, drugiego człowieka.

– Dziękuję, Tereso. Na zakończenie chciałabym Ci powiedzieć, że sondowałaś mnie dziś tak głębinowo, że zastanawiałam się już tylko czy istnieją jeszcze jakieś większe głębiny, na które w tej rozmowie poprowadzisz?.. I wiesz co? Labiryntując, że tak powiem, w ślad za Tobą, Twoją myślą, pokochałam to nasze kuriozum, i aż mi żal, że ów nasz spacer intelektualny się kończy… Przyznam, że bywałam na tej promenadzie szczęśliwa. Dziękuję Ci za nią.

© Rozmawiała Teresa Podemska-Abt

< Wstecz12Dalej >


Komentarze (0)

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY