Bochenia
Bochenia » Blogi » Lucyna Wiewiórska » 2009 » Edukacja

Edukacja

I tak oto minął rok od uruchomienia mojej wymarzonej szkoły. Ruszył kolejny rocznik.

Borykamy się co jakiś czas z twardogłowymi urzędnikami, którzy wciskają kit naiwnym i żeby czuć sie ważnymi i potrzebnymi, wymyślają bzdurne przepisy, którym szkoły muszą sie podporządkowac. Udało nam się poki co odeprzec
naciski na przystosowanie szkoły do działań na zasadach publicznych i dzieki temu mamy więcej czasu na zajęcie się edukacją słuchaczek, a nie spełaniania urzędniczych zachcianek.

I kto by pomyślał, że taki system edukacyjny swoje korzenie ma już w roku 1903 gdy to J. Rockefeller wymyślił sobie fundację General Education Board, która miała wpływać na kierunek edukacji, a w konsekwencji stała się narzędziem
do wykorzystania szkoły do nauczania ludzi pasywności wobec rządzących, aby kształtowac obywateli którzy są dość wykształceni, aby pod nadzorem dobrze wykonywac swoją pracę, ale też nie dość aby kwestionować autorytet władzy bądź dążyć do przekroczenia własnej klasy (G. Edward Griffin w książce The Creature from Jekyll Island). W konsekwencji mamy dziś system edukacyjny na całym świecie, który nie uczy o pieniądzu, nie uczy zarabiać, a uczy pracować.

Rzecz ma przeniesienie na "unijne" procesy edukacyjne. Zakwalifikować się z projektem szkoleniowym czasem graniczy z cudem, a potem spełnić kolejne bzdurne urzędnicze wymagania podobnie.
Zdarzyło mi się korzystać z unijnych pieniędzy jako trener. Organizatorzy nie wysilili sie co do naboru, aby  objął on ludzi faktycznie zainteresowanych rozwojem, zmianą zawodu, czy nabyciem nowych umiejętności. Nieliczni tacy
zakwalifikowali sie do tej "szkoły". Większość długotrwale bezrobotnych potrzebowała poprostu wyjścia z domu na darmowy obiad i spotkanie towarzyskie (pewnie to również pomaga kobietom zmienić sposób patrzenia, czasem wyjść
z marazmu,) jednakże pomoc moim zdaniem powienna polegać nie tylko na zorganizowaniu im czasu w weekendy, ale także pomoc w rozszyfrowaniu głęboko skrywanych potrzeb i rozwijania umiejętności nie koniecznie kosmetycznych.

Organizatorzy z pieczołowitością zastrzegali: proszę za dużo nie wymagać.
One (kobiety w większości) mają czuć sie dobrze, zeby napisały potem na zakończenie
dobrą opinię (ankietę).
Po kontroli haha "nie zapowiedzianej" z "Warszawy" :) tak sie złożyło, że na moich zajęciach, które wypadły rewelacyjnie, bo uczestniczki należały  do tych poważnie zainteresowanych nauką czegoś nowego jeden z organizatorów
wszedł na salę i "podziękował im za obywatelską postawę podczas kontroli".

Kompletna błazenada.
To rzecz jedna; druga to zasady nauczania zdrowego marketingu, umiejetności
odnależienia się na rynku i zarabiania pieniędzy na tym co potrafimy.
Książkowe teorie daleko odbiegaja od realnego marketingu. Mało tego egzaminy obejmują właśnie często te nigdzie nie sprawdzone teorie...
Czasem nie mam siły być "siłaczką "...
Poprostu chcę uczyć mądrej, dojrzałej i nowoczesnej kosmetologii, ale również umiejętności zarabiania pieniędzy na tym co sie robi.
Młynarski śpiewał cudnie "róbmy swoje". No to może jednak róbmy swoje... :)



Komentarze (0)

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY