Wszystko dzieje się dla powodu część II
Po ciekawej przygodzie, o której pisałam już
w I części, wróciłam do domu i wzbogacona nowymi doświadczeniami poruszania sie na nowym kontynencie oraz bogatsza w nowe znajomości postanowiłam ruszać dalej.
Po południu w towarzystwie nowych przyjaciół udaliśmy się do pięknego ogrodu zoologicznego, a następnie do restauracji by wspólnie cieszyć się i delektować smaczną wietnamską kuchnią.
Na drugi dzień postanowiłam wyjechać z Sajgonu. Zrobiłam dziesięciodniowy plan wycieczki i po spakowaniu się, pan Lee odwiózł mnie na dworzec autobusowy, by kupić bilet do najbliższego miasta położonego nad morzem –Vang-Tau.
Jechałam w zupełnie nieznane, licząc tylko na własną intuicję.
VANG-TAU
Po 3-4 godzinnej podroży wysiadłam z autobusu i zaczęłam sie rozglądać się za hotelem.
Niestety po kilku minutach spaceru w godzinach południowych żar słońca bezlitośnie prażył moją skórę i odbierał siły do dalszej wędrówki.
Na szczęście po drugiej stronie ulicy zauważyłam piękny hotel i poszłam spytać o cenę.
Recepcjonistka mówiąca po angielsku zaoferowała mi piękny duży pokój z łazienką wraz ze śniadaniem (american breakfast) za jedyne 10 dolarów!.
Co za ulga, tanio i pełny wypas!.
Odświeżyłam sie po podroży i z radością ciekawa wrażeń udałam się na poszukiwanie plaży.
Idąc, podziwiałam zadbane klomby kwiatów i nową dla mnie orientalną architekturę. Wszystko w przeciwieństwie do Sajgonem wydawało mi sie w tym mięście, piękne i zadbane.
Intuicyjnie znalazłam plaże i morze. Grupa chłopców grała na plaży w piłkę, a parę osób w ubraniach moczyło się w wodzie. Podwinęłam nogawki w spodniach i mocząc stopy w wodzie, poprosiłam jednego z turystów o zrobienie mi zdjęcia.
Słonce zaczęło zachodzić dość wcześnie toteż szybko stawało sie ciemno.
Postanowiłam cos zjeść, wiec udałam sie do restauracji. Lokal był ładny, czysty, ale prawie pusty.
Podano mi obiadokolacje wegeteriańską i z wielkim apetytem zabrałam się do jedzenia. Na przeciwko mnie przy drugim stoliku siedziała dziewczynka (10-12 lat) wpatrzona we mnie jak w obraz. Czułam, że jestem dla niej jak ufoludek, może wcześniej nigdy nie widziała europejskiej blondynki?.
Było mi bardzo miło i wysyłałam jej różowe promienie miłości, uśmiechając się do niej.
Po zjedzeniu smacznej kolacji podeszła do stolika kobieta, której wcześniej nie widziałam Zaczęła ze mną rozmawiać troszkę po angielsku i troszkę na migi, wlewając do filiżanki specjalną herbatę na dobre trawienie. Okazało się, że jest właścicielką tej restauracji, prowadzi ją sama z pomocą córki. Pokazała mi portret swego zmarłego męża, założyciela restauracji, a zapatrzona we mnie dziewczynka to jej wnuczka. Czułam się jakbym odwiedziła swoją rodzinę. Nigdy nie zapomnę tej wspanialej atmosfery i tego dziecka, które tak się na mnie zapatrzyło. Cudowne uczucie!
Na drugi dzień rano udałam się na śniadanie, które podano mi w przyhotelowym ogrodzie wśród kwitnących kwiatów i śpiewu ptaszków. W tym uroczym miejscu poznałam turystkę z Australii. Czułam jak bardzo potrzebowała kogoś, komu mogłaby sie zwierzyć ze swoich problemów, jakie doświadczała. Toteż w ciągu kilkunastu minut znajomości odkryła przede mną swoje finansowe a nawet intymne problemy. Nie chciała abym wyjeżdżała z tego miasteczka, tylko została z nią dłużej. Czułam jak bardzo jest samotna.
Ale trudno, ja Zosia-Samosia przyjechałam do Wietnamu, aby go zwiedzać. Ta
k wiec, następnego dnia wyruszyłam autobusem do pięknego wietnamskiego kurortu zwanego Muine.
MUINE
Po dwudniowym pobycie w Vang-Tau postanowiłam wyruszyć w dalszą nieznaną drogę.
Na dworcu autobusowym wstąpiłam do malej knajpki, aby cos zjeść, wprawdzie byłam dobrze zaopatrzona w owoce na drogę, ale przed podróżą chciałam zjeść jakiś posiłek.
Wsiadłam do autobusu, który jechał do Munie i po sprawdzeniu biletu otrzymałam na drogę butelkę wody, która wliczona była w koszt biletu. Wspanialy pomysł!
Jadąc podziwiałam widoki i myślałam o zakwaterowaniu w nowym mięście.
Poczułam na sobie wzrok buddyjskiego mnicha, który siedział na przeciwko mnie. Uśmiechnęłam się. Próbował mnie zagadać, pytając czy jadę do Muine, ale reszta rozmowy była językiem duszy… Wysiadłam w Muine zdana na własna intuicje, zaczęłam sie kręcić za znalezieniem zakwaterowania. Było mnóstwo pięknych hoteli, ale zauważyłam biuro turystyczne i udałam sie w jego kierunku. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w języku angielskim otrzymałam pełna informacje o zakwaterowaniu i atrakcyjnych wycieczkach po okolicy. Pracownicy łącznie z szefem mili i uśmiechnięci, zadowoleni, że mają turystów. Otrzymałam piękny pokój z łazienka w zupełnie nowym domku blisko morza. Byłam naprawdę szczęśliwa i wdzięczna za wszystko.
Na drugi dzien. udałam sie na wietnamska Saharę. Słońce grzało dość mocno a ja ze swoim przewodnikiem jechałam na skuterze ponad dwie godziny w jedna stronę, by zobaczyć pustynię w Wietnamie. Bylo to dla mnie wielkie przeżycie, bo po raz pierwszy znalazłam sie na prawdziwej pustyni. Zobaczyć pustynie i dotknąć stopami gorącego piasku to było niesamowite uczucie.
Wycieczka na skuterze z młodym 20 letnim chłopcem była wspaniałą atrakcją turystyczną. Chlopiec był przewodnikiem i dużo ciekawych miejsc dzięki niemu mogłam zobaczyć.
Spacerując po plaży zainteresowałam sie masażem, jaki wykonywały dwie Wietnamki na mężczyźnie. Obserwujac ich prace, rozpoczęłam rozmowę w języku rosyjskim z mężczyzna, który pochodził z Mińska(Białoruś).W rozmowie zwierzył mi sie, że co roku przyjeżdża do Muine na te masaże, bo one go odmładzają. Leżąc sobie na plaży i pobierając cudowną energię w postaci masażu z pewnością człowiek czuje sie odmłodzony – pomyślałam i tez taki masaż sobie zafundowałam…
Pewnego dnia siedząc sobie przed domem miałam możliwość poznać sąsiada, który mieszkał obok mego pokoju. Okazalo sie, ze mieszka juz 3 miesiące w Wietnamie, a jest mieszkańcem Paryża, natomiast pochodzi z Kolumbii. Zainteresowalam sie jego rowerem, podał mi informację gdzie można rower wypożyczyć. Wprawdzie miałam wykupionego przewodnika ze skuterem, ale na dłuższy czas pobytu warto wypożyczyć.
Pięć dni pobytu w Muine dobiegało końca, bo miałam jeszcze zaplanowany wyjazd w góry do miasta Dalat. Wszelkie informacje dotyczące zakwaterowania w Dalat i bilet autobusowy otrzymałam w biurze turystycznym. Superowa organizacja!
Oczekując na autobus do Dalat, poznałam dziewczynę z Anglii, która była już w podroży osiem miesięcy, z tego 6 miesięcy podróżowała po Indii. Powiedziała mi, że jej matka bardzo była przeciwna, a wręcz bała się sie wysyłać ja w taka podroż. Jednak, nie słuchając matki wyruszyła w podroż by zwiedzać nieznane interesujące miejsca.
Była bardzo zadowolona ze swoich bezpiecznych i ciekawych podroży po Azji
Stare przysłowie mówi: ”podróże kształcą” i to jest prawda.