Bochenia
Bochenia » Sacrum i profanum » 2017 » Marzec » Wędrujący umysł

Wędrujący umysł

Wędrujący umysł Jesteśmy więksi niż nam się wydaje. Nie obawiaj się sięgnąć po swoje najbardziej niewiarygodne talenty. Nie bój się siebie i ludzi o "zamkniętych umysłach"

To ludzie przestraszeni, którzy nigdy nie śpią. Będą umniejszać siebie i ciebie. Bądź cierpliwy i czekaj. Pamiętaj, że wszystko może się zmienić, a zazwyczaj zachodzi to w mgnieniu oka - Joe McMoneagle.

linia

Joe McMoneagle: Od ponad trzydziestu lat zajmuję się tymi sferami ludzkiego umysłu, którym psycholodzy nie zawsze byli skłonni poświęcić zainteresowanie. Należą do nich odmienne stany świadomości, takie jak hipnoza, marzenia senne, medytacja, stany wywołane narkotykami oraz zjawiska parapsychologiczne, na przykład telepatia, jasnowidzenie, relacje z “życia po śmierci". Moje studia przekonały mnie, że tak zwane “zwyczajne" lub “normalne" doświadczenie stanowi tylko wierzchołek góry lodowej i że posiadamy możliwości, które są nie tylko ekscytujące, ale nadają głębszy sens ludzkiemu istnieniu niż zwykła wiedza.
Co wydaje się oczywiste, w trakcie mojej pracy poznałem, czasami badałem, a nawet przyjaźniłem się z wieloma interesującymi ludźmi: mediami, uzdrowicielami, spirytystami, mistrzami sztuk walki czy też laureatami Nagrody Nobla – by wymienić jedynie ich część. Jedni z nich byli mądrzy, inni szaleni, a większość łączyła obie te cechy.

linia

Lipiec 1970
W pewien lipcowy wieczór los zesłał mi doświadczenie, które pozostaje dzisiaj tak żywe, jak w dniu, kiedy się wydarzyło. Z wyjątkową wyrazistością pamiętam wszystko, co stało się podczas tego doświadczenia i po nim, ale  z jakiejś przyczyny, słabo pamiętam, jak do tego doszło. Mogą to być przyczyny natury psychologicznej, jednak zanik pamięci obejmujący szczegóły sprzed doświadczenia nigdy nie wydawał mi się ważny. Opiszę to, co pamiętam z samego wydarzenia.

* * *

Był to ponury dzień; na niebie wisiały ciemne chmury i przez całe popołudnie z niewielkimi przerwami padał deszcz. Był piątek, a w ten dzień zwykle wczesnym wieczorem zabierałem kilku przyjaciół na kolację. Tego akurat dnia wybraliśmy restaurację na drugim brzegu rzeki Inn, na południowy zachód od Passau w Niemczech, w austriackim miasteczku Braunau am Inn.

Nazwa restauracji zaginęła na dobre w chmurach mego umysłu, ale wyraźnie pamiętam jej wygląd, stara i wąska, usytuowana przy bocznej, brukowanej uliczce na skraju miasta. W środku gęsto było od dymu tytoniowego, a stoły i krzesła ustawiono bardzo ciasno. Pamiętam gwar i śmiech; ludzie rozpoznali w nas Amerykanów i radośnie zaprosili do świętowania końca tygodnia. Było nieco cieplej niż zazwyczaj, ale przyjemnie. Jak zwykle, przed kolacją zamówiliśmy drinki. Przeważnie oznaczało to piwo Weissen, które jest połączeniem jasnego piwa i wina musującego z odrobiną cytryny. Tamtego jednak wieczoru ktoś zaproponował, abym napił się Strohes Rum, bardzo ciężkiego i ciemnego rumu o smaku toffi. Zgodziłem się i zamówiłem rum z colą.
Nie pamiętam, aby rozmowa dotyczyła czegoś wyjątkowego, była po prostu sympatyczna. Popijałem drinka przez około dziesięciu minut i nagle poczułem, że robi mi się niezwykle gorąco na karku. Zapytałem przyjaciela siedzącego po prawej stronie, czy jego zdaniem ten drink jest jakiś szczególny. Sądziłem, że to alkohol wpłynął na moje samopoczucie. Odpowiedział, że nie. Próbowałem więc zignorować dolegliwość i włączyć się do rozmowy. Wydawało się jednak, że im bardziej starałem się zrelaksować, tym gorzej się czułem.

Po trzydziestu minutach natężającego się dyskomfortu, powiedziałem przyjaciołom, że nie czuję się dobrze i muszę wyjść. Powiedzieli, że świeże powietrze powinno pomóc, a ja pospiesznie zgodziłem się z tym. Wtedy już wstanie od stołu wymagało wysiłku, ale udało mi się wydostać spomiędzy ciasno ustawionych krzeseł i dotrzeć do wyjścia. Pamiętam, że w tym właśnie momencie wszystko spowolniało. Moje poczucie czasu najwyraźniej zmieniało się. Mózg wysłał rozkaz do prawej ręki, by pchnęła drzwi, ale polecenie to dochodziło do ręki przez wieczność. Kiedy już tak się stało, spostrzegłem jak moja prawa ręka zmierza powolnym łukiem do klamki. Dźwięki w pomieszczeniu zaczęły również powolnieć i intensyfikować się, zupełnie jak płyta gramofonowa grana na wolnych obrotach z jednoczesnym zwiększeniem głośności. Głosy dookoła mnie przybrały na sile, ale były niezrozumiałe, niczym słowa odtwarzane na magnetofonie na pół prędkości. Pamiętam, że nagle przestraszyłem się, ale byłem bezradny i nie potrafiłem wpłynąć na swój stan. Niczym przez mgłę pamiętam jak otwierają się drzwi, a moje ciało całym ciężarem przelatuje przez nie. Wyraźnie pamiętam strach, że upadając zbiję szkło. Usłyszałem przerażająco głośny huk i pomyślałem, że przy upadku uderzyłem o coś twarzą.
Spodziewając się zderzenia z brukowaną jezdnią, złapałem równowagę i stanąłem na środku ulicy. Ogarnęło mnie zdumienie. Nie przewracałem się. Czułem się bardzo lekki i stałem tam, spokojnie przyglądając się własnej prawej ręce, którą trzymałem przed sobą.
Było to zupełnie tak, jakbym nagle obudził się i zastał samego siebie podczas wykonywania jakiejś czynności we śnie lunatycznym. Jakbym odzyskał przytomność w oknie pokoju i patrzył, jak wiatr porusza drzewami w świetle księżyca.

Muszę dodać, że już się nie bałem. Intensywny strach, który poczułem w momencie upadku w drzwiach restauracji, zniknął całkowicie. Było mi tak dobrze, że pamiętam nawet, jak ze śmiechem powiedziałem sobie, iż tamten początkowy strach był głupią reakcją.
Pierwszą ciekawą rzeczą, jaką zauważyłem było to, że pada delikatny deszcz, ale ja nie moknę.
Faktycznie, kropelki uderzały o moją rękę, czułem, jak padają, ale potem prześlizgiwały się przez rękę i spadały na ulicę u mych stóp. Tak, to właśnie powiedziałem, prześlizgiwały się przez moją rękę. Wrażenie było obezwładniające i pomyślałem, że muszę komuś pokazać, co się dzieje; podzielić się mą ekscytacją. Spojrzałem na ubranie, było (jak postrzegałem) dokładnie tym samym, które miałem wcześniej na sobie. Ono również nie mokło.
W tym samym momencie, patrząc z góry na dół, zauważyłem, ze nie widzę własnych stóp. Wtedy uświadomiłem sobie, że dzieje się coś niezwykłego, a ja w tym uczestniczę.
Pierwszym moim zamiarem był powrót do restauracji. Chciałem opowiedzieć o wszystkim przyjaciołom. Komukolwiek. Ta właśnie myśl pchnęła mnie ku tłumowi, który zaczął gromadzić się przy drzwiach do restauracji. Zauważyłem, że unoszę się a nie idę, co jeszcze bardziej mnie zdziwiło.

Kiedy się zatrzymałem, ujrzałem ciało leżące w poprzek chodnika przed drzwiami. Widok był szokujący i potężnie wstrząsnął moją istotą. Na ulicy leżało moje ciało z otwartymi oczyma i ustami.
Jeden z przyjaciół usiadł na krawężniku, potrząsnął mną gwałtownie i położył ciało na swoich kolanach. W tym momencie wiedziałem, że nie żyję, a przynajmniej tak to postrzegałem.
Gdy już domyśliłem się, że umarłem albo właśnie umieram, wydarzenia nabrały szalonego tempa.
Mój przyjaciel, jak zaobserwowałem, wpychał mi do gardła palec. Widziałem, co się dzieje, chociaż nic nie czułem. Wiele dni później powiedział mi, że wpadłem w konwulsje i przestałem oddychać, a on próbował wyciągnąć mi język, który już połknąłem. Unosząc się nad tą sceną, z wysokości widziałem nawet zasinienie wokół ust i pod oczyma.

Ratujący mnie przyjaciel nieomal stracił koniec palca wskazującego, ponieważ „fizyczny ja" ugryzłem go na tyle mocno, że przeciąłem skórę po obu stronach aż do kości. Nie przypominam sobie tego widoku, ale to właśnie opowiedział mi później. Kiedy próba wyciągnięcia mi języka nie powiodła się, przyjaciel zsunął mnie na chodnik i zaczął szukać pulsu.
Nie znalazł. Wtedy zaczął rytmicznie uderzać moje ciało w klatkę piersiową i zaklinał z każdym uderzeniem, abym oddychał. Interesujące w całym doświadczeniu było to, że za każdym uderzeniem w środek piersi odczuwałem jakby pstryknięcie i spoglądałem własnymi fizycznymi oczyma z dołu prosto w jego oczy. Natychmiast po tym odzywało się inne odległe pstryknięcie i znowu znajdowałem się poza ciałem, unosząc się nad miejscem zdarzenia. Po dziesięciu minutach poczułem się jak jo-jo. Pstryk-ból, pstryk-bez bólu i tak na przemian.

Gdy on dalej próbował mnie ratować, zacząłem krzyczeć mym umysłem spoza ciała, aby zaprzestał tej bezsensownej czynności, czy nie widzi, że nie żyjęl W końcu przestał, a ja pozostałem poza ciałem. Pamiętam, że podniósł wzrok na kogoś innego i potrząsnął głową.
Potem widziałem, jak przenoszą moje ciało na ławkę przy drodze i proszą kogoś, aby sprowadził samochód. Unosiłem się około siedmiu metrów nad ziemią, mogłem więc uważnie wszystko obserwować. Czułem się zupełnie jak dziecko. Byłem rzeczywiście podniecony całym tym
zamieszaniem, światłami, tłumem ludzi, którzy starali się dojrzeć, co też się wydarzyło. Dość szybko przyzwyczaiłem się do bycia po raz pierwszy wolnym od wszelkich fizycznych ograniczeń.

Odczuwałem pewien smutek, gdyż widziałem ludzi najwyraźniej cierpiących emocjonalny ból z powodu mojej śmierci, ale zrozumiałem już wyraźnie, że tak naprawdę nie mogę umrzeć. Nowa wolność i radość przepajały mnie całkowicie. Dodawały mi animuszu, więc w pełni dałem upust ciekawości. Patrzyłem, gdy wkładali moje ciało do samochodu i przewozili je przez granicę, z powrotem do Niemiec, do miejscowego szpitala. Całą podróż odbyłem w powietrzu ponad samochodem, zygzakując w górę i w dół pośród telefonicznych i elektrycznych drutów. Kiedy samochód dotarł do szpitala, zauważyłem, że mój przyjaciel kopie w zdenerwowaniu w drzwi. Dopiero później dowiedziałem się, iż szpitale w Niemczech są zazwyczaj zamykane po dziewiętnastej lub dwudziestej.
Patrzyłem, jak przenoszą moje ciało na wózek i pędzą z nim długim korytarzem na oddział intensywnej terapii. Tam przełożono je na stół i zaczęto rozcinać ubranie.

Spod sufitu obserwowałem lekarza wprowadzającego długą igłę w sam środek mojej klatki piersiowej, pielęgniarkę wcierającą jakiś specyfik w oba boki. Patrzyłem z wielką ciekawością, jak przyłożyli do obu stron mojego tułowia małe białe łopatki i zaczęli wstrząsać mym ciałem. W tym momencie, z jakiegoś powodu zacząłem szybko tracić zainteresowanie stanem mojego fizycznego ciała. Zacząłem zastanawiać się, co będzie z moim prawdziwym ja. Czy jest jakiś Bóg? Czy coś się dzieje, kiedy umierasz?
Zupełnie jakby te pytania były jakąś uwagą lub oznajmieniem, głosy w sali zaczęły cichnąć, a ja poczułem, jakbym powoli oddalał się stamtąd. Cofałem się, a wnętrze pokoju stawało się coraz bardziej zaciemnione i słabiej widoczne, zupełnie jakbym spadał w górę do jakiegoś tunelu. Mijały sekundy, a ja przyspieszałem, ale do tyłu. Nie dlatego, że bałem się obrócić i spojrzeć, dokąd zmierzam. Po prostu wiedziałem, że jestem bezpieczny, że nie mogę umrzeć albo przestać istnieć.
Było to coś więcej niż zwykłe zainteresowanie każdą nową rzeczą, której doświadczałem. Podobała mi się ta podróż, to uczucie; stawałem się jednością z tym zjawiskiem. Po pewnym czasie, którego nie potrafiłem obliczyć wówczas, a i teraz nie potrafię, dotarło do mnie uczucie delikatnego ciepła na karku. Zaczęło się u podstawy czaszki i spływało niżej, aż ogarnęło całą mą istotę. Nie było to ciepło, które my kojarzymy z grzejnikiem czy kaloryferem, raczej ciepło dotyku, istnienia. Łaskotało mnie wszędzie. Zaczęło robić się coraz bardziej intensywne, a mnie całemu było coraz lepiej. Już wkrótce stan ten przekroczył definicję dobrego, potem lepszego,  potem wspaniałego, potem fantastycznego. I dalej poprzez definicje, które nie istnieją, uczucie to przybierało na sile i całkowicie przepełniło moją istotę.

Tak, wielu ludzi chce wiedzieć, co znaczy nadzwyczajnie-skandalicznie-fantastyczny, a mnie trudno jest na to pytanie odpowiedzieć. Najlepszy przykład, jaki mogę wymyśleć, a który większość ludzi zrozumie, to szczytowy moment orgazmu pomnożony razy dwanaście razy dziesięć do trzydziestej trzeciej potęgi. Byłoby to dwanaście z trzydziestoma trzema zerami. (Orgazm razy 12x1033 lub normalny orgazm razy 12 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000 000). Było to najbardziej przejmujące przeżycie, jakiego doświadczyłem w życiu.
Odwróciłem się, by poszukać źródła owego uczucia i natychmiast otoczyło mnie najjaśniejsze i najdelikatniejsze z wyobrażalnych świateł. W tym momencie moja pierwsza i jedyna myśl brzmiała: „Więc taki jest Bóg!”
Natychmiast pojąłem, że zostałem wchłonięty przez Istotę Światła o niewyobrażalnej sile, możliwościach, dobroci, potędze i pięknie.
Nie ma w fizycznej rzeczywistości miejsca porównywalnego, gdzie można doświadczyć takiej doskonałej świadomości. Miłość, bezpieczeństwo, radość, oddanie, wspólnota i istnienie, których doświadczyłem w Świetle w tamtym momencie były absolutnie przejmujące i czyste w swej istocie.

Z drugiej strony, wyraźnie ujrzałem siebie. Był to wyrazisty obraz wszystkich mych niepowodzeń, zmarnowanej energii, straconego czasu, bezsensownych działań i głupoty, których kiedykolwiek doświadczyłem w życiu. Widzieć siebie w porównaniu ze Światłem, to było okropne uczucie. Trzeba jednak zrozumieć, że nie odczułem żadnego potępienia czy osądu za którekolwiek z mych przeszłych dokonań; raczej jakby tolerancję czy usprawiedliwienie. Mogłem wyraźnie zobaczyć niekonstruktywne i nietwórcze aspekty siebie; momenty utraty skupienia czy nie uważającej świadomości, które,  jak sam osądziłem z tej perspektywy, były o wiele częstsze, niż być powinny.
Pośród całkowitego olśnienia zacząłem umysłem odbierać wiadomości. Później zadawano mi wiele pytań właśnie o te przekazy, jak je odbierałem i czego dotyczyły. Trudno jest wyrazić w języku codzienności to, co się dzieje w odmiennym stanie świadomości. Postaram się uczynić to jak najlepiej, ale tylko w przybliżeniu opiszę swe przeżycie.

Głos Światła był krystalicznie czysty i zawierał najczystsze pierwiastki ciepła i miłości. Ciepło i miłość, które mam na myśli nie są nam znane w świecie fizycznym. Bardziej przypomina to akt dawania lub niczym nie uzależnionego, wspólnego posiadania, uczucie miłosnego oddania. Uczucia zawarte w głosie były w rodzaju odczuć braterskich, siostrzanych, matczynych czy ojcowskich. Jedna istota przemawia do drugiej z doskonałym wyczuciem równowagi i harmonii; z całkowitym oddaniem,
wolnym jednak od rezygnacji z indywidualności; całkowitą wspólnotą bez żądania odwzajemnienia. A to wszystko z doskonałym zrozumieniem, że nie podlega się żadnemu osądowi czy ocenie.
Używam określenia „doskonały" dla opisania czystości absolutnej czy,  jak ktoś by to nazwał, bez cienia wątpliwości. I dodam, że pod każdym względem.
Głos w Świetle przemawiał w mym umyśle.  Wracaj. Nie umrzesz.

Ja oczywiście spierałem się. Czuję dreszcze, których doznają w tym momencie moi Czytelnicy. Spierałeś się.  Spierałeś się z Bogiem? Jest to pytanie normalne i rozsądne, które zazwyczaj zostaje zadane podczas wielu moich prezentacji czy seminariów. Tak. Spierałem się. W nowym stanie świadomości było mi tak niesłychanie dobrze i spokojnie, że z łatwością mogłem pozostać w Świetle i po prostu istnieć tam przez resztę wieczności. Właśnie tam, spowity w Światło, chciałem pozostać. Tak jednak nie miało się stać. Ciemność... pstryk!
Zerwałem się do pozycji siedzącej w szpitalnym łóżku i rozejrzałem po zdziwionych twarzach pacjentów, Niemców, którzy obserwowali mnie z innych łóżek na sali. Natychmiast zacząłem płakać.
Po prostu łzy pociekły mi po policzkach. Pozostali pacjenci nie mieli pojęcia, co się działo i bardzo byli poruszeni. Jeden z nich pobiegł po lekarza, gdy ja z mętlikiem w głowie próbowałem wyjaśnić, że właśnie widziałem Boga. Zgadliście? Tak, dom wariatów.
Prawie każdy, kto znajdował się na tyle blisko, by mnie słyszeć, był absolutnie przekonany, że zupełnie zwariowałem. Sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały, kiedy wciąż próbowałem pół po angielsku, pół po niemiecku, wyjaśniać istotę mojego doświadczenia. Pamiętam tylko, że poczułem ukłucie w rękę i zasnąłem. Tak skończyła się część mego pierwszego doznania.

fragment książki Josepha McMoneagle - Wędrujący umysł

 




Komentarze (1)

Wędrujący umysł - W kierunku Światła

Napisane przez Leopold, 7 October 2017
Ciekawy przypadek, dający wiele do myślenia, rozwagi i inspiracji do życia. Warto żyć, doświadczać i czynić dobro. Jak widać w dzisiejszych czasach sfanatyzowana religijność nie jest warunkiem do spotkania ze Światłem. Bóg żąda od nas rozwoju świadomości, dobrych uczynków względem naszych bliźnich i prawdziwej nieudawanej miłości.
 

Napisz komentarz

Tytuł Twojego komentarza
Twoje Imię lub Pseudonim
Twój email
Twój Komentarz
Wpisz tekst po prawej
Jeśli Twój komentarz nie pojawi się od razu po wysłaniu, to znaczy, że został skierowany do moderacji i najprawdopodobniej pojawi się w najbliższym czasie. Przepraszamy za utrudnienie. Pamiętaj, że wszelką ewentualną odpowiedzialność za zamieszczone komentarze biorą ich autorzy. REGULAMIN KOMENTARZY